[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wszyscy nadal patrzyli na nią, jakby niczego nie pojmowali.- Przecież to oczywiste! Stwór uniósł się z dna.Wypłoszył ryby, które zaczęły uciekać.Przepłynął pod naszym statkiem, stąd te zmienne odczyty głębokości.A kiedy wypłynął na powierzchnię, osiedliśmy na jego grzbiecie, myśląc, że to wyspa!Gdy wyliczała swe argumenty, widziała jak na twarzach słuchaczy pojawia się i stopniowo pogłębia zwątpienie, a gdy skończyła, odmalował się na nich niepokój.Logika wywodów księżniczki była nieodparta.- Czy to możliwe? - spytał stojący obok Vixy Vanthanoris.- Taki potwór musiałby mieć z milę szerokości.Jakże bogowie mogliby stworzyć coś tak ogromnego?Armantaro potrząsnął głową: - Bogowie czynią, co im się podoba.- Ta jaskinia - ciągnęła Vixa - musi być gdzieś we wnętrzu stworzenia.Ściany tworzy jego cielsko.Dlatego są miękkie, wilgotne i ciepłe.Vanthanoris poderwał zwieszoną głowę i rozejrzał się ze zgrozą.- I ja go rozjuszyłem! - wyszeptał.- Kiedy wbiłem sztylet w grunt, zbudziłem go z drzemki!Na kilka minut zapadła cisza, podczas której wszyscy usiłowali zrozumieć wynikające z wniosku księżniczki implikacje.Przyglądali się otoczeniu, patrząc na nie już nie jako na naturalną formację skalną, ale na wnętrze żywej istoty.Jaskinia przede wszystkim nie była jaskinią.- Co zrobimy? - spytał w końcu Harmanutis.- Uda nam się jeszcze zobaczyć ląd czy słońce?Vixa wyprostowała się dumnie.- Nie traćmy nadziei! Nie zostaliśmy chyba pożarci.W rzeczy samej zaś, jeśli zechcecie sobie przypomnieć te przeciwne wiatry, które dęły tu, zanim bestia dała nura, dojdziecie do wniosku, że jesteśmy gdzieś w jakimś przewodzie oddechowym.albo w nozdrzach.Bezpośrednie niebezpieczeństwo zatem grozić nam będzie, kiedy bestia ponownie zaczerpnie tchu.- Może zdołamy się wydostać! - wypalił Vanthanoris z obudzoną nagle nadzieją.- Jeżeli bydlę oddycha powietrzem, to owszem - odpowiedziała Vixa.- Ale jeśli to jakiś stwór, który ma skrzela.Kapitan Esquelamar przesunął dłońmi po swoich długich, piaskowej barwy włosach.- Kazałem chłopcom strzec wejścia do tej pieczary - powiedział cicho.- Kiedy potwór da nura.- Armantaro położył mu dłoń na ramieniu.Niewielką to przyniosło pociechę staremu żeglarzowi.Gdy stwór się zanurzy, elfy pozostawione na zewnątrz z pewnością pójdą na dno.- Ale statek niewątpliwie wyjdzie cało - odezwała się Vixa, która usiłowała w ten sposób pocieszyć i siebie samą.W końcu to ona ściągnęła swoich żołnierzy na okręt.Esquelamar uśmiechnął się z przymusem.- Owszem, pani.Statek wyjdzie cało.Był najpiękniejszy z tych, którymi miałem honor dowodzić.- Uśmiech kapitana przeszedł w grymas goryczy.Żeglarz przełknął ślinę.- Słyszałem kiedyś pewną legendę - mruknął - dawno temu, kiedy byłem jeszcze szczurem lądowym nie znającym zapachu morza.Stare morskie wygi powiadają, że istnieje stworzenie zwane krakenem.ma to być bestia tak wielka, że swoimi mackami może wciągnąć pod wodę największy nawet statek.Zdarza się niekiedy, iż jakiś okręt przepada podczas pięknej pogody, w łatwym rejsie do Hylo lub Baliforu.Stare wilki morskie powiadają wówczas: „Poszli na karmę dla krakena”.Ta opowiastka nie dodała ducha elfom.Pierwszy odezwał się Armantaro.- Niczego nie wskóramy, jeśli będziemy tu siedzieć i załamywać ręce.Musimy zbadać to.przejście.Może istnieje jakaś droga na zewnątrz?- Nie zapominajmy o tym, że gdzieś tu muszą być ci, co zaatakowali kapitana i zabili Thelerana - przypomniał Vanthanoris.- Jeśli się na nich natkniemy, trzeba im będzie zaproponować rozejm - postanowiła Vixa.- W naszej sytuacji walka nie miałaby sensu.Młodsi wojownicy sięgnęli po miecze i ruszyli ku śliskiemu zboczu.Reszta podążyła za nimi, uważnie stawiając stopy.W miarę jak schodzili coraz niżej powietrze robiło się wilgotniejsze i gorętsze.Idący przodem Harmanutis mruknął: - Nic a nic mi się to nie podoba.- Lejąca się ze ścian czerwonawa poświata nadawały zarówno jego twarzy, jak i obliczu idącego obok Vanthanorisa demoniczne, purpurowe zabarwienie.- Czuję się jak robak w mewim tyłku.Vixa następowała im niemal na pięty.Z niejakim zdziwieniem i wbrew strachowi odkrywała w sobie coraz większe zainteresowanie krakenem - bo musiał to być kraken.- Kapitanie, do jakich stworzeń zaliczyłbyś tę bestię? - spytała.- Mam na myśli gatunek lub rodzaj.- Niełatwo orzec, pani - odparł Esquelamar, który właśnie się schylał, by ominąć jakąś zwisającą z góry skórzastą fałdę.- Dyszał jak wieloryb.- Gdyby tak było w istocie, mielibyśmy szczęście.Wieloryby oddychają powietrzem jak ludzie.Jeśli ten stwór wypływa na powierzchnię dla zaczerpnięcia tchu, może uda nam się uciec.- Nawet jeżeli tak, nie sposób nam zgadnąć, jak często ta bestia nabiera tchu - mruknął Esquelamar.- Gdyby wziąć pod uwagę jej rozmiary, można by dojść do wniosku, że przerwy między kolejnymi oddechami wynoszą kilka godzin.albo i kilka dni.Łagodnie nachylony w dół korytarz przeszedł w poziome przejście zakończone czymś, co wyglądało na parę półkolistych drzwi.Rozbitkowie zbadali przeszkodę, Vixa obmacała ją nawet palcami.Powierzchnia drzwi była miękka i sprężysta - pod dotykiem palców dziewczyny płyty rozsunęły się nieznacznie i ku elfom buchnęła fala okropnie smrodliwego, rybiego zaduchu.- Aaaargh! Tam musi być żołądek potwora! - stęknął Esquelamar.Nikt nie zdradzał ochoty sprawdzenia, czy tak jest w istocie.Z braku innej drogi zawrócili i wrócili do zamkniętego nozdrza potwora.- Jedyna droga, jaką możemy wydostać się na zewnątrz - stwierdziła Vixa, wskazując zamknięte wejście.Vanthanoris przesunął dłonią po swych srebrzystych włosach.- Ciekaw jestem, co się stało z tymi dwoma oszczepnikami? No.tymi, za którymi tu trafiliśmy.- Może wylądowali w brzuchu krakena - odparł obojętnie Harmanutis.- I dobrze im tak!- Ale to dziwne - zamyślił się Armantaro.- Nie wyglądali mi na rozbitków.A jeśli nimi me byli, jak, u licha, dostali się na wyspę.znaczy, na krakena?Księżniczka skupiła się na sprawach praktyczniejszej natury.- Nie mamy sposobu, by się dowiedzieć, kiedy bestia ponownie zechce zaczerpnąć tchu - oznajmiła.- Ale nie przetrwamy tu długo bez wody i żywności, musimy się więc jakoś stąd wydostać.Czy ktoś ma jakiś pomysł?Wojownicy nie mieli.Myślenie nie było ich żywiołem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •