[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zębypotwora szczęknęły, ale nie dały rady przegryzć chronionego mithrilem gardła.Miecz hobbita natychmiast przebił bok zwierzęcia, które w konwulsjach padło naziemię.Malec poderwał się, zanim napastnicy zdołali wykorzystać tymczasowysukces.Wydawało się, że czas stanął w miejscu, walka nie ustawała.Ale łucznicynapastników na próżno rwali cięciwy strzały mimo ich wysiłków łamały się,trafiając w niepodatny na ziemską stal rynsztunek, próżno rzucały się wilki na kra-snoludów, starając się powalić ich na ziemię.Malec i hobbit wykonywali zręczneuniki, Torin natomiast stał jak skała, a jego topór ciął potwory, zanim zdążały go322sięgnąć.Jezdzcy daremnie uderzali na przyjaciół ich miecze nie mogły przebićniezawodnych kolczug.Zostawiwszy na trawie ciała dwudziestu jezdzców i czternaście zabitych wil-ków, napastnicy wycofali się.Walczących rozdzieliło trzydzieści sążni.Przez pe-wien czas z tłumu docierały do przyjaciół ochrypłe okrzyki w niezrozumiałymjęzyku, potem jezdzcy jeden za drugim powskakiwali na siodła.Jeszcze chwilai czoło oddziału znikło za krawędzią parowu.Zapadła cisza.Na zdeptanej trawie, zalanej ludzką i wilczą krwią, czarny-mi kopcami zastygły martwe ciała.Hobbit stał nieruchomo, zmęczony, opuściw-szy ręce.Chwiał się i wpatrywał szklanym wzrokiem w Torina biegnącego sto-kiem wąwozu.Malec, z zakrwawionymi klingami, skradał się, obchodząc polan-kę, i przypatrywał zabitym wrogom; jeśli trafił na rannego krótki cios dagąkończył jego żywot.Torin wrócił. Znikli oświadczył ochryple, upuszczając topór na trawę. Ale czydaleko, tylko Durin wie.Jesteś cały, Folko? A ty, Mały? Ze mną wszystko dobrze odezwał się spokojnie mały krasnolud alenasz hobbit za chwilę straci przytomność!Folko rzeczywiście poczuł się zle.Zadrżał, patrząc na zabitych wrogów;w księżycowym świetle pobojowisko wyglądało okropnie.Ugięły się pod nim no-gi i gdyby nie podtrzymał go Malec, niewątpliwie runąłby na ziemię.Trzymanyprzez przyjaciela, pociągnął nosem, bezskutecznie starając się wytrzeć policzkirękawem kolczugi.Popatrzył na ręce; były ciemne, pokryte cudzą krwią.Hob-bit pospiesznie chwycił manierkę i nie zaprzestał mycia, póki dłonie nie stały sięczyste.Dopiero teraz, trochę spokojniejszy, mógł rozejrzeć się dokoła.Najpierwzobaczył kuce, przeszyte dziesiątkami strzał. No to.No to. powtórzył Torin. Cóż, przyjdzie nam iść pieszo.Folko! Ile jeszcze mamy drogi do tej doliny? Ze trzy dni, jeśli na własnych nogach odpowiedział ponuro wracającydo równowagi hobbit.Malec gwizdnął. Od ujścia doliny do Isengardu szesnaście mil wyjaśnił Folko. Przej-dziemy w jeden dzień.Ale zanim tam się dostaniemy, musimy pokonać, moimzdaniem, dwa łańcuchy; tam będzie Isena. No to chodzmy podniósł się Torin. Ale nie możemy zostawić anibroni, ani narzędzi.Czyli że musimy pozbyć się czegoś z zapasów. Jak to z zapasów?! wrzasnął hobbit. Nie dość, że łażąc po tych urwi-skach ścieramy nogi do krwi, to jeszcze mamy iść z pustym brzuchem?! Aby tylko dostać się do lasu tłumaczył Torin. A tam albo znajdziemyentów, albo poprosimy o pomoc w jakiejś rohańskiej strażnicy.Straszne z was,hobbitów, obżartuchy!323 Tak sobie siedzimy wtrącił się Malec a te zuchy na wilkach wcalenie musiały daleko odchodzić.Po tych słowach przestraszony hobbit zaczął się nerwowo rozglądać.Bezzwłoki wyruszyli w dalszą drogę.Krasnoludy objuczyły się niemal wszystkimtym, co niosły ich zabite kuce; przyjaciele ruszyli w drogę, oglądając się co chwilaza siebie.Hobbit z przyzwyczajenia trzymał łuk w pogotowiu.Ten środek ostroż-ności ustrzegł ich przed niebezpieczeństwem.Przyjaciele nigdy nie zauważyliby wilka taki zwierz potrafi pełznąć jakduch gdyby nie jego jezdziec, który zaczepił wysoką czapką o gałąz głogu.Hobbit wystrzelił niemal nie celując, rozległo się wściekłe wycie i ranne zwierzęrzuciło się do ucieczki, unosząc niezręcznego jezdzca.Szli bardzo ostrożnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]