[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.łódz unosiła się szybko, trzymana w oddaleniuod niebezpiecznych brzegów.Cały dzień trwał tej bój z uporczywą burzą, ku wieczorowi znużone fale nieco opadły, nie-bo poorało się długimi pasy chmur układających do spoczynku, płynąć już było można nocąbezpieczniej.Zapalono lampę przed obrazkiem św.Teodora, kto, jak mógł, uwinąwszy siępołożył.Nazajutrz ranek był mglisty, powietrze parne, nic dokoła nie było widać prócz wyziewówjakichś gęstych, buchających niby z kotła z rozgotowanego morza.Fale kołysały się szerokimipłatami jak niezmierne opony zielone i szafirowe.Już nad wieczorem, o pomarańczowym słońca zachodzie, w blaskach ostrych kończącegosię dnia, ujrzeli Wenecją.Lido.Cazita rozpłakała się z radości, ale łódz płynęła powoli, wiatr był nierówny, targany, rwałz różnych stron, żaglów całych rozpiąć nie było podobna.Aawa piasku i strzelające nad nią wieżyce rosły bardzo powoli.była noc, gdy na ostatekdobili do portu.Potrzeba było doczekać ranka, aby się na ląd wydostać.Cazita, wpatrując się w światełka nadbrzeżne, całą tę noc nie zmrużyła oka.Nareście uka-zała się gondola, zrzucono pakunki, popłynęli milczący wprost na Lido.Już ona mówić nawetnie mogła, wsparła się na ramieniu męża, oddychała powietrzem swoim, była prawie szczę-śliwą.Z dala pokazał się domek murowany.Serce uderzyło gwałtowniej, ranek się rozjaśniał,piękny był nawet, ale koło mieszkania kapitana czegoś pusto, żywego ducha.Cazita dojrzałazaraz pozamykanych okiennic w pokoju ojca.zapartych drzwi od ulicy.przeczucie złowro-gie targnęło jej duszę.76 Wysiedli.nie śmiejąc pytać, szli oboje do drzwi.Konrad w nie uderzył, echo rozległo się,jak po pustce, raz i drugi.Aż w górze otworzyło się okno nierychło, siwa głowa ciotki Anun-ziaty ukazała się z niego i dwa okrzyki powitania razem słyszeć się dały.Kobiety wyciągnęłyku sobie ręce.Potem jak grzmot przeleciał wschody, rozwarły się drzwi, stara ściskała ukochaną siostrze-nicę. A ojciec? ojciec?  pytała Cazita. Ojciec! ojciec dotąd nie powrócił  odpowiedziała ciotka zdyszana  mówią, że popłynąłdo Stambułu.Nie wiemy.ale ileż to razy dłużej go nie było! A wieści. %7ładnej.to jest mylę się  jąkała ciotka  powrócił Beppo, który mówił, że z dala widziałniedaleko Korfu statek  Padre Antonio. Dawno? O! już to temu ze cztery miesiące. Z tą smutną wieścią weszli nareście do opustoszałejkamieniczki.Cazita pobiegła do swej izdebki, otworzyła okna, okiennice i klęknęła przed obrazkiem.Potem zerwała się dziękować Konradowi, który jak świadek niemy, smętny stał i patrzał najej oszalałe wesele, niepokój i smutek.Była bowiem znowu smutną, a twarz ciotki Anunziaty,gdy jej rozpytywała o kapitana, usprawiedliwiała tę troskę.Jej odpowiedzi nawet były jakieśjąkające się, niepewne, jakby obrachowywane dla córki.Konrad podejrzewał nie bez przyczy-ny, iż mniej podobno mówiła, niż wiedziała.Smutek nadawał jej twarzy zwykle rozjaśnionej,wesołej, dziwnie przygnębiony charakter.Azy, które się dobywały z oczów, można byłowprawdzie i radością, i wzruszeniem tłumaczyć, ale nadto uparcie powracały na powieki.Cazita wstała od modlitwy i żywo poczęła badać i rozpytywać ciotkę o ojca, Anunziata teżcoraz się więcej plątała w odpowiedziach, na ostatek przerwała rozmowę pod pozorem go-spodarstwa. Będziemy sobie o tym mówiły jeszcze wolniejszym czasem  rzekła  a teraz dajcież mipomyśleć o tym, byście z głodu nie pomarli.Póki byłam sama, nawet ognia na kuchni nie by-ło; żyło się lada czym, zapasów żadnych nie mam w domu.muszę Piotra posłać i sama po-biec. A! ja ci pomogę!  zawołała Cazita  czyż ja już tak mam być nikomu do niczego! Takmiło mi będzie znalezć się z wami znowu w tej kuchence naszej i pośmiać się przy robocie.Ciotka Anunziata wszakże nie miała wcale do śmiechu ochoty; mrugała ona nieznacznie naKonrada od dawna, dając mu do zrozumienia, że coś mu chce powiedzieć potajemnie, aleCazita nie dawała się odpędzić niczym. Wiesz co  odezwała się ciotka wreszcie  tyś zmęczona.połóż się na godzinę, mężczy-zna wytrzymalszy zawsze, Konrada wezmę, poślę go po Piotra, a sama tak wszystko przygo-tuję, że wam z głodu umrzeć nie dam.Tylko uczyń to dla mnie, połóż się, proszę, a odpocznij. Jam tak szczęśliwa, tak żyję powrotem, Wenecją, wami!  wołała Cazita. Wszystko to dobrze, ale jeśli nie dla siebie, to dla mojego spokoju, proszę cię, kładnij się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •