[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie chciała się nudzić siedząc sama w domu aż do wieczora, do czasu,gdy zacznie się bal.Minuty, które mijały, dłużyły się nieskończenie, zanimwreszcie ukazał się pierwszy rydwan.Kiedy podjechał bliżej, Scarlett mogła nawłasne oczy przekonać się, co było przyczyną tej zwłoki: koła ciężkiego wozuporuszały się bardzo powoli, do połowy ugrzęzłe w czerwonej glinie konsystencjimasła.Westchnęła, szczelniej otuliła się szalem.Wyglądało na to, że trzebabędzie długo czekać.Trwało to ponad godzinę, zanim kawalkada przybranychpojazdów przetoczyła się wreszcie po drodze.W końcu jednak i tak jej wyglądałnajlepiej.Kwiaty z lśniącej bibułki zdobiące wóz z obu stron były mokre, leczzachowały połysk, a wielki napis "Kennedy's Emporium" wykonany ze srebrnegopozłotka błyszczał wyraziście, choć krople deszczu nie oszczędziły i tego.Wielkie baryłki z etykietkami "mąka", "cukier", "mączka kukurydziana", "melasa","kawa", "sól" były puste, dobrze wiedziała też, że woda nie była im straszna.Zkolei żelazne kotły były już uszkodzone - papierowymi kwiatami pozakrywałaszczerby.Jedynie te narzędzia, które były obsadzone w drewno mogły doznaćuszczerbku, lecz nawet kupony materiału, tak kunsztownie udrapowane za pomocąnaciągniętych drutów, można było wrzucić do skrzyni z groszowym towarem.Gdybyżtylko ktokolwiek zechciał poczekać aż przejedzie jej rydwan, na pewno nie mógłbyochłonąć z wrażenia.Zgarbiła się nieco, niezadowolona, lecz zwróciła spojrzeniena ostatni z rydwanów.Wóz otaczała gromada biegnących, rozwrzeszczanychdzieciaków.Mężczyzna w wielobarwnym stroju elfa rozrzucał na prawo i lewołakocie.Scarlett odczytała nazwisko umieszczone na znaku firmowym, zdobiącymgłowę człowieka: "Rich's".Tak, Willie ciągle coś gadał o tym nowym sklepie wPięciu Znakach.Był niepocieszony, bowiem ceny były tam niższe i "Kennedy's"straciło kilku klientów.Ależ bzdura - Scarlett wzgardliwie wzruszyła ramionami. Rich's nie utrzyma się w interesie na tyle długo, by mógł mi zaszkodzić.Zaniżanie cen i rozrzucanie po ulicy towaru to jeszcze nie sposób na sukces whandlu.Bardzo się cieszę, że to widzę.Teraz przynajmniej mogę powiedziećKershawowi, żeby nie był takim głupcem.Jeszcze bardziej się ucieszyła oglądającWielki Finał, postępujący zaraz za rydwanem Rich'sa.Tron królewski.Wczerwono_białym baldachimie rozpiętym nad Majestatem zrobiła się dziura istrumienie wody lały się niemiłosiernie na złotem wieńczoną głowę i opiętegronostajowym płaszczem z bawełny ramiona Doktora Meade'a.Wyglądał nauosobienie nieszczęścia.- %7łebyś złapał podwójne zapalenie płuc i umarł -szepnęła Scarlett.Po czym rzuciła się biegiem do domu.Chciała wziąć gorącąkąpiel.** ** ** Przebrała się za Królową Serc.Co prawda, wolałaby założyćstrój Królowej Diamentów, pokazać się w koronie na głowie, w wysadzanejklejnotami przepasce na szyi, z broszami przy staniku, lecz wtedy nie mogłabyobwiesić się sznurami pereł, o których zachwycony jubiler powiedział kiedyś, że"są godne królowej".Poza tym znalazła bardzo ładne imitacje ogromnych rubinów,bardzo pięknie wyglądających wokół opadającego nisko kołnierza sukni zczerwonego aksamitu.Jakież to miłe uczucie, założyć wreszcie coś kolorowego!Tren sukni okalały srebrne lisy.Zanim bal dobiegnie końca, zostaną z tego samestrzępy, ale nieważne - udrapowane nad ramieniem futerko, w tańcu będzie sięprezentowało znakomicie.Tajemnicza maska z czerwownej satyny miała zasłaniaćjej twarz aż po czubek nosa, a pociągnięte warstwą różu usta potęgowały efekt.Czuła się bardzo rezolutnie, zupełnie bezpiecznie.Dzisiejszej nocy ku wielkiemuukontentowaniu swego serca, tańczyć będzie do woli, a nikt nie zgadnie, kto ona,niechże więc znieważają ją sobie, ile dusza zapragnie.Cóż za wspaniały pomysłten bal maskowy.Lecz nawet z maską na twarzy, wchodząc do sali balowej zupełniesama, bez towarzystwa, poczuła jak nogi lekko się pod nią uginają.Wszaktowarzystwo było zbędne: właśnie gdy wysiadała z powozu, do westybulu wchodziładuża grupa zamaskowanych rewelersów - przyłączyła się do nich, a ci zareagowalina to bez słowa.W środku potoczyła zdumionym wzrokiem: opera zmieniła sięprawie nie do poznania.Tam, gdzie dawniej był teatr, teraz roztaczał się widokna pałac królewski, oddany tak udatnie, że można było wziąć fikcję zarzeczywistość.Krąg taneczny zbudowano nad niższą częścią widowni, włączając wto ogromną scenę, toteż właściwa sala balowa miała iście mamucie rozmiary.Naodległym krańcu sceny panował z wysokiego tronu Doktor Meade jako Król Karnawałuz orszakiem umundurowanych dworaków po każdej stronie, wliczając w to takżeKrólewskiego Podawcę Filiżanki.Na balkonie pierwszego piętra grała orkiestra -największa, jaką Scarlett kiedykolwiek widziała - po parterze przewalały siętłumy tancerzy, widzów, spacerowiczów.Wyraznie dało się wyczuć atmosferępodniosłej wesołości, z powietrza unosił się nastrój ogólnego odprężenia, a to zpowodu powszechnej anonimowości zamaskowanych nie do rozpoznania postaci.Gdytylko weszła na salę, jakiś mężczyzna w chińskim kitlu, z długim warkoczempodbiegł do niej, objął ją opiętym w jedwab ramieniem i pociągnął na parkiet.Chyba cudzoziemiec.Niebezpieczne i ekscytujące było to wszystko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •