[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy stanął na podium, ryk stał się ogłuszający.Tłum zaczął skandować jego imię.Wokół mnie młodzi ludzie skakali i wymachiwali rękami.Zdawało się, że wszyscy bez wyjątku go uwielbiają, a wszelkie przekleństwa i gwizdy skierowane były tylko do jego przeciwników.Cycero tymczasem wycofał się w najdalszy róg podium i odwrócił twarz.Po chwili Katylina zszedł do Villa Publica i rozpoczęło się głosowanie.Nobilowie i ekwici, którzy mieli prawo oddawać głosy pierwsi, już zbierali się pod Owczą Zagrodą.U wejścia każdemu wyborcy wręczano tabliczkę i rylec, by mógł napisać imię swego kandydata.Na końcu każdego wyznaczonego linami przejścia odbierano je z powrotem i tabliczki wrzucano do urn, by po zakończeniu głosowania przez każdą centurię policzyć głosy; ostateczny wybór całej centurii liczył się za jeden głos dla wybranego kandydata.W sumie jest niecałe dwieście centurii, z których dwie najbogatsze klasy zajmują ponad sto.Klasy o niższym cenzusie majątkowym mają o wiele więcej indywidualnych wyborców, ale kontrolują o wiele mniej centurii.Najubożsi Rzymianie, których w republice jest prawdopodobnie zdecydowanie najwięcej, zgrupowani są w zaledwie pięciu centuriach.Często bywa tak, że zanim zostaną dopuszczeni do urn, wynik wyborów jest już przesądzony i ich głosy, jako niepotrzebne, nie są już przyjmowane.Dlatego też nic dziwnego, że zjawiają się na wyborach raczej dla widowiska niż dla samego głosowania, o ile w ogóle chce im się przyjść.Znaleźliśmy zacienione miejsce i usiedliśmy pod zachodnim murem Villa Publica, gdzie wyjaśniałem wszystkie te sprawy Metonowi.Belbo, drapiąc się w swoją słomianą czuprynę, zapytał mnie, do której klasy należę.Popatrzyłem z ukosa na jego krowią twarz, ale Meto podchwycił pytanie.– Właśnie, tato, do której? Nie powiedziałeś mi tego jeszcze.– Dlatego, że od dawna nie brałem udziału w wyborach.– Ale musisz to wiedzieć.– W tym roku zmieniliśmy klasę, dzięki spadkowi po Lucjuszu Klaudiuszu.Przedtem należeliśmy do klasy piątej, czyli tuż powyżej ubogich, a teraz jesteśmy członkami trzeciej, czyli tuż poniżej bogatych.Trzecia klasa obejmuje rodziny, które mają jedną posiadłość i dom w mieście.– A w której centurii głosujemy?– Gdybyśmy – podkreśliłem to słowo – gdybyśmy głosowali, musielibyśmy dołączyć do drugiej centurii trzeciej klasy.– I ja też mógłbym głosować?Skrzywiłem się.– Mógłbyś, gdyby.– Chcę to zobaczyć.– Co mianowicie?– Drugą centurię trzeciej klasy.Innych wyborców z naszej centurii.– Ale dlaczego?– Tato! – Wystarczyło, że powiedział to z tą szczególną intonacją, bym sobie przypomniał naszą nocną rozmowę.– No, dobrze.Ale nie ma pośpiechu.Nie ma jeszcze południa i dwie pierwsze klasy nie zakończyły jeszcze głosowania.Po nich idą do urn ekwici, którzy mają własną klasę z osiemnastoma centuriami, a dopiero potem trzecia klasa.Przekąsimy coś i napijemy się wina, a potem dołączymy do naszej grupy.Do tego czasu tłum się trochę rozproszy.Ludzie zaczną się rozchodzić, znużeni upałem, kurzem i wyczekiwaniem.Nie miałem racji; kiedy ruszyliśmy w stronę Zagrody, tłum nawet zgęstniał.W atmosferze nie czuło się znudzenia, przeciwnie, powietrze było naładowane podnieceniem, niczym powiew wiatru przed burzą.Ludzie kręcili się w miejscu, a w ich głosach słyszało się napięcie oczekiwania.W końcu wywołano trzecią klasę.Duża grupa ludzi, ubranych lepiej od większości, ale bez patrycjuszowskiej elegancji ani ostentacji kupców i właścicieli majątków z klasy ekwitów, zebrała się u wejścia do Owczej Zagrody.Pierwsza centuria skierowała się do pierwszego przejścia, druga do drugiego i tak dalej.– Nasza centuria to chyba tamta, prawda? – wskazał palcem Meto.– Tak.– Chodźmy, ojcze, chcę ich zobaczyć!Wmieszaliśmy się w tłum z wolna posuwający się ku Owczej Zagrodzie.– Ale tam nie ma wiele do oglądania, Metonie.– Niewolnikom nie wolno wchodzić! Tylko obywatele! – zatrzymał nas urzędnik u wejścia.Patrzył na Belbona, który kiwnął głową i wycofał się.– Nie ma potrzeby go odsyłać – zaprotestowałem.– My tylko.– Na Katylinę! – szepnął mi do ucha czyjś głos.Jednocześnie do ręki wciśnięto mi świeżo wybitą monetę.Odwróciłem się i ujrzałem twarz jednego z wypatrzonych wcześniej agitatorów, sługi Krassusa.On mnie również poznał.– Poszukiwacz! Myślałem, że na dobre wyjechałeś z Rzymu.– Bo wyjechałem.– I myślałem, że ty nigdy nie głosujesz.– Bo nie głosuję.– Wobec tego.– mruknął i wyrwał mi dopiero co wręczoną monetę.Wbrew własnej woli zacząłem się przesuwać naprzód wraz z innymi, popychany przez tłum, kierując się do drugiej z kolei przegrody.Meto szedł przede mną, wpatrując się w trzymaną w dwóch palcach błyszczącą monetę.– Metonie, musimy.– Ale, tato, już prawie jesteśmy na miejscu!Zanim się zorientowałem, stanęliśmy u wejścia do naszego korytarza, a znudzony urzędnik ze zwojem pergaminu w ręku przyglądał się badawczo Metonowi.– Nazwisko rodowe?– Gordianus.– Gordianus.Gordianus.Tak, mam.Niewielu was.A ty którym z nich jesteś? Wyglądasz mi na zbyt młodego, by głosować.– Mam szesnaście lat! – zaprotestował Meto.– Od wczoraj.– No tak, zgadza się – mruknął urzędnik, mrużąc oczy nad trzymaną w ręku listą.A ty jesteś Gordianus pater? – zwrócił się do mnie.– Tak, ale.– Oto twoja tabliczka i rylec.Następny!I tak, niczym owca, znalazłem się w drodze do urny wyborczej, nieustannie popychany przez drepczący powoli, ale uparcie tłum.Meto skrobał coś na swojej tabliczce.Posuwaliśmy się naprzód.Inny urzędnik na końcu korytarza odebrał od nas rylce i przyglądał się, jak wrzucamy tabliczki do urny.Kiedy wkładałem tam swoją, przyjrzał mi się podejrzliwie.Wyszliśmy z Owczej Zagrody
[ Pobierz całość w formacie PDF ]