[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przecież już wkrótce zaczną napływać pieniądze zzagranicznych inwestycji i wszystko będzie jak dawniej.Chance ułożył księgi w schowku i zgasił lampę.Rozejrzał się pomrocznym wnętrzu biurka i znów pomyślał o Harcie.Przypomniał sobie urazę,jaką poczuł, gdy Hart wycofał z kopalni swoje udziały.Odetchnął z ulgą –niezależnie od tego, co stanie się z jego majątkiem, pieniądze brała będąbezpieczne.Naprawdę tęsknił za tym olbrzymem.Mniej więcej raz do rokuotrzymywał tajemniczy telegram, z którego można było wywnioskować, że Hartnadal jest tam, dokąd wyjechał przed laty.Ostatnią wiadomość dostał przedrokiem.Wiedział, że Hart żyje – gdyby nie żył lub miał jakieś poważnekłopoty, powiedziałby mu o tym szósty zmysł.Miał nadzieję, że jego brat –gdziekolwiek by nie był – czuje się dobrze.Najprawdopodobniej siedział sobieteraz w wiosce Apaczów robiąc to, co zawsze chciał robić, Jakie to podobne dotego poczciwego osiłka: założyć sobie, że Apacze dopuszczą go do swoichtajemnic nie żądając w zamian tej wspanialej, rudej czupryny.Chance ostatni raz spojrzał na znajome sprzęty i odmówił krótką modlitwęza bezpieczeństwo Harta.Po chwili zmówił jeszcze jedną –za jego szybkipowrót.Strona nr 15296.U cieczka do Meksyku była udręką dlawycieńczonych ludzi, tak długo pozbawionych dostępu do terenów łowieckich.W grupce uchodźców panował jednak podniosły nastrój.Apacze znów poczulismak wolności.Pustynna równina przeszła niepostrzeżenie w łagodne pagórki,które tuż przed granicą ustąpiły miejsca wyniosłym, dumnym pasmom górskim.Indianie poczuli, że wrócili do domu.Nawet śmierć na tej ziemi, w którejpogrzebano kości ich przodków, wydawała się znacznie lepsza niż życie wwięzieniu białego człowieka, za jakie uważali rezerwat.Po przekroczeniu granicy Meksyku rozbili pierwsze, większe obozowisko.Następnego dnia Gokhlaya poszedł porozmawiać z Hartem o przyszłości.Usiadł w tipi białego, który stał się jego przyjacielem i przez chwilę słuchałpieśni, jaką Destarte śpiewała dziecku.Miała przepiękny, słodki głos.Harttraktował go jak dar i błogosławieństwo niebios.– Dla Apaczów pieśń jest tchnieniem Ducha, który uświęca życie –oświadczył Gokhlaya poruszony tęskną melodią.– My śpiewamy w kościołach – powiedział Hart.Gokhlaya uśmiechnął się nieznacznie,– Biały człowiek wchodzi do swojego kościoła i mówi o Bogu.Indianinwychodzi z szałasu i mówi do Boga.Hart zachichotał cicho.– Masz rację, mój przyjacielu.Apacz żyje bliżej świata ducha niż białyczłowiek.Gokhlaya pokiwał głową.Sprawiał wrażenie zmęczonego i starego.– Moich ludzi jest teraz bardzo niewielu – powiedział ze smutkiem.–Kiedyś pokrywali tę ziemię jak ziarnka piasku.Teraz są tylko wspomnieniem.Obdarzono mnie wiedzą.Wkrótce odejdziemy daleko od ziemi naszychprzodków, mój przyjacielu.Zastanawiam się, czy biali myślą, że gdy nas zabiją,Strona nr 153ta ziemia stanie się ich własnością? Nie można władać ziemią, można ją tylkodzierżawić, Ognistowłosy.Biali będą dzielić to skradzione miejsce z duchaminaszych przodków.– Jesteś dziś bardzo melancholijny, przyjacielu – powiedział Hart,zastanawiając się nad celem tej wizyty.Dobrze wiedział, że Apacz bardzowyraźnie widzi ich ponurą przyszłość.Gokhlaya spojrzał Hartowi prosto w oczy.– Chcę, żebyśmy zostali braćmi.– Czyż nimi nie jesteśmy, Gokhlaya? – zapytał Hart.W tej samej chwilipomyślał o swoim dawno nie widzianym bracie, za którym tęsknił aż do bólu.– Mówisz naszym językiem jak jeden z nas.Twój syn jest Apaczem, aletwoja krew jest biała, przyjacielu.We krwi mężczyzny jest cała jego istota.Podzielę się z tobą moją krwią, która płynęła w żyłach mego ojca i ojca megoojca, ponieważ w niej jest to, co myślę i czuję.Hart był głęboko poruszony tym zaszczytem.Zrozumiał, że Gokhlayachce, żeby był więcej niż świadkiem.Miał zanieść w sobie część plemieniaApaczów do świata białego człowieka.Stary wojownik i mędrzec wiedział, żeHart musi wrócić do swoich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]