[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy furcie Mohammad Mag zatrzymał Hodżę za połę chałata i rzekł półgłosem:- Zaczekaj chwilkę w cieniu, bagdadczyku- bucharczyku.Popatrzę wpierw, czy zezowatego poganiacza wielbłądów nie ma tu gdzieś w pobliżu.Po czym wyjrzał ostrożnie na ulicę.- O jakim poganiaczu mówisz? - zagadnął mędrzec bucharski nie­wiele pojmując z poczynań zbójnika.- Nie pytaj, lecz czym prędzej przewiąż opaską jedno oko.Nato­miast wąsy posmaruj mokrą gliną, by kolor z czarnego zmieniły na ryży.I chałat przewlecz na lewą stronę.Chodzi o to, bagdadczyku-bucharczyku, ażeby fałszywy poganiacz wielbłądów nie rozpoznał cię po raz wtóry.- Czyżbyś przypuszczał, czarodzieju, że szpieg chana dotarł aż tutaj?- Czyżbym przypuszczał? - Mohammad Mag wzruszył drwiąco ra­mionami.- Ja nie przypuszczam.Ja wiem.Zezowaty garbus, szpieg chana Kokandu lub emira Buchary, zauważył cię, gdyś mijał mury medresy Alim-Dodcho zagadany po uszy z Furkatem.- Rozpoznał mnie i nie usiłował zatrzymać? Nie pojmuję dlaczego.- Bo potknął się i gruchnął jak długi w piasek.Zanim zdążył się pozbierać, zniknąłeś za rogiem.- Potknął się na równej drodze? O co? Przecież nie o kamień, które­go tam nie było i nie ma.- A czy ja mówiłem, że o kamień? O moją nogę.Wszyscy roześmieli się.W dalszą drogę pomaszerowali jednak już z przebierańcem.Niestety, nie było im dane przejść w spokoju przez miasto.Tuż za głównym bazarem Pendżykentu zza jakiegoś straganu nagle wyłazi wprost na nich zezowaty garbus w szatach poganiacza wielbłądów.Na widok znajomej gromadki szpicel zawahał się co prawda przez qhwilę, ale zaraz potem wyciągnął ręce przed siebie i ruszył w kierunku Hodży Nasreddina.Mohammad momentalnie zorientował się w sytuacji.Otworzył szeroko ramiona i skoczył mu naprzeciw wołając głośno:- Sława Allachowi, panie mój poczciwy, że widzę cię całego i zdro­wego.Czy aby nic ci się nie stało przy tamtym bolesnym upadku?Fałszywy poganiacz usiłował minąć Mohammada bokiem, lecz nie zdążył.Zbójnik pochwycił go bowiem w objęcia rycząc nadal wniebogłosy:- Naprawdę nie stało ci się nic złego, panie mój poczciwy? Chwała Allachowi, Prorokowi i wszystkim świętym.- Puść mnie, durniu - syknął mu szpieg w ucho, nadaremnie usiłując wyrwać się z mocarnych ramion.- Przepędzasz mnie? Za co, panie mój poczciwy? - wrzeszczał żało­śnie drągal.- Za moje dobre serce? Za troskę, jaką pragnę ci okazać?- Idź precz, półgłówku - syknął znowu poganiacz.- Przeszkadzasz mi w pracy.- Ależ ja będę cię w pracy wyręczać.I zimą, i latem.W domu, na polu, przy stadzie wielbłądów albo osłów.Na mnie możesz liczyć bardziej niźli na rodzonego brata czy krewniaka! - ryczał wciąż Mohammad Mag nie wypuszczając szpicla z żelaznego uścisku.- Odczep się, baranie.- Tak, tak, barany również będę ci wypasać nad rzeką i w stepie.I owce karakułowe.I zwyczajne kozy - grzmiał zbójca bez ustanku, tań­cząc z garbusem pośrodku bazarowego placu.- Tylko nie nazywaj mnie, proszę, półgłówkiem i durniem.Albowiem, panie mój poczciwy, przysięgam na brodę Proroka, nie jestem wcale głupszy ani od wielkie­go wezyra Kokandu, ani od strażnika pieczęci na dworze władcy, ani od naczelnika skarbca, ani od ulubionego astrologa chana.Kiedy tłum gapiowskiej biedoty i ciekawskich bogaczy otoczył cias­nym kręgiem ryczącego przeraźliwie olbrzyma, który dzierżył w ramio­nach zezowatego garbusa, widowisko skończyło się równie szybko, jak i rozpoczęło.W pewnej chwili drągal wrzasnął: “Hip, hip, niechaj żyje pan mój poczciwy", a następnie podrzucił go z całej mocy do góry, sam zaś skoczył między ciżbę.“Co za dżin przeklęty postawił dziś na mej drodze durnia silniejszego od słonia? - zastanowił się poturbowany poganiacz, z wysiłkiem chwytając oddech i dźwigając się na nogi.- Przez tego ćwierćgłówka straci­łem z oczu przestępcę poszukiwanego w górach i na pustyni.Zbrodniarza zbiegłego z Buchary i z Kokandu, za którego na dworze chana mógł­bym wytargować worek złotych monet.Albo sakwę szlachetnych ka­mieni.A może i siedem pięknookich niewolnic na dodatek? Zaraz.zaraz.a jeśli ten tu wcale nie był wariatem? Jeśli on to wszystko robił umyślnie? Dwukrotnie wlazł mi w drogę, gdy już-już miałem pochwy­cić zbiega [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •