[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Oh, paru drobnostek — pośpiesznie odpowiedział Lewis, wy­jaśniając w krótkich zarysach naszą sprawę.Szef słuchał cierpli­wie, z niewzruszoną miną.— A co otrzymamy w zamian? — zapytał obojętnie.— Właściwie — rozpoczął Lewis pojednawczo — marny na­dzieję, że wyprawa będzie mogła złożyć nam raport o wartości naszego nowego ekwipunku i żywności w szczególnie ciężkich warunkach morskich.Śmiertelnie poważny oficer pochylił się nad biurkiem i z ka­mienną twarzą, nie przestając na mnie przenikliwie patrzeć, od­rzekł zimno:— Nie widzę niczego, co byśmy mogli otrzymać od nich w za­mian.W pokoju zapanowało milczenie.Czułem, że zapadam się w głę­boki, skórzany fotel.Lewis poprawił kołnierzyk.Nikt z nas nie wyrzekł ani słowa.— Jednakże — powiedział nagle donośnie szef, z ironicznym błyskiem w oku — odwaga i przedsiębiorczość mają również swoją wartość.Pułkowniku Lewis, niech pan im da to wyposaże­nie!W taksówce odwożącej nas do hotelu siedziałem jeszcze , na wpół odurzony powodzeniem, podczas gdy obok mnie Herman śmiał się do siebie.— Kiedyś się wstawił? — zapytałem przestraszony.— Obliczyłem — śmiał się bezwstydnie Herman — że racje, które otrzymaliśmy, zawierają sześćset osiemdziesiąt cztery pu­szki z ananasami, a to właśnie jest mój największy przysmak.Skoro sześciu ludzi zamierza się zebrać z drewnianą tratwą i ładunkiem w pewnym punkcie peruwiańskiego wybrzeża, należy przedtem załatwić tysiąc spraw, i to niemal jednocześnie.Mie­liśmy do dyspozycji tylko trzy miesiące czasu i żadnej czarodziej­skiej lampy Aladyna.Wylecieliśmy samolotem do New Yorku z rekomendacją sekcji zagranicznej Ministerstwa Wojny, żeby spotkać profesora Behre z Uniwersytetu Columbia.Był on szefem komitetu badań geogra­ficznych ministerstwa wojny i potrafił nacisnąć odpowiednie gu­ziki, dopomagając Hermanowi w uzyskaniu wszystkich Cen­nych instrumentów i aparatów służących do pomiarów nauko­wych.Następnie polecieliśmy do Waszyngtonu, ażeby spotkać admi­rała Glover z instytutu hydrograficznego marynarki wojennej.Poczciwy, stary wilk morski zwołał swoich oficerów i przedsta­wiając nas, wskazał na ścienną mapę Oceanu Spokojnego.— Ci młodzi ludzie pragną skorygować nasze mapy prądów morskich.Pomóżcie im.Kiedy cała ta historia rozkręciła się, angielski pułkownik Lums-den zwołał konferencję w brytyjskiej misji wojskowej w Wa­szyngtonie w celu przedyskutowania możliwości pomyślnego za­kończenia wyprawy.Otrzymaliśmy wiele dobrych rad i na do­datek komplet brytyjskiego ekwipunku, który przesłano nam sa­molotem z Anglii.Brytyjski oficer sanitarny był gorliwym rzecz­nikiem tajemniczego “proszku na rekiny": szczypta rozsypa­na na wodę miała odegnać rekiny, gdyby okazały się zbyt na­trętne.— Sir — zapytaliśmy uprzejmie — czy można polegać na tym proszku?— Tego właśnie — odpowiedział Anglik z uśmiechem — chcie­libyśmy się od was dowiedzieć.Gdy czasu jest niewiele i zamiast pociągu używa się samo­lotu, a zamiast własnych nóg — samochodu, portfel kurczy się jak zwiędły liść.Kiedy wydaliśmy pieniądze otrzymane za mój powrotny bilet do Norwegii, zapukaliśmy do drzwi naszych przy­jaciół i opiekunów w New Yorku, ażeby wyjaśnić kwestię fun­duszów.Tu spotkały nas nieoczekiwane i ponure trudności.Kie­rownik finansowy całej akcji leżał z gorączką w łóżku, a dwaj je­go koledzy byli bez niego bezsilni.Nie odstępowali oni od umo­wy, lecz na razie nie mogli nic zrobić.Prosili o odłożenie całej wyprawy — żądanie bezcelowe, gdyż nie mogliśmy powstrzymać wszystkich trybów, które zaczęły się już obracać.Na zatrzymanie lub zahamowanie sprawy było za późno, należało ciągnąć ją dalej.Subwencjonujący nas przyjaciele zgodzili się na rozwiązanie całej tej spółki i pozostawienie nam wolnej ręki w celu szybkiego i niezależnego od nich działania.Staliśmy na ulicy z rękoma w kieszeniach.— Grudzień, styczeń, luty — powiedział Herman.— Ostatecznie początek marca — dodałem — ale wtedy to już po prostu musimy odbijać od brzegu!Jeśli wszystko wyglądało niepewnie, to jedna rzecz nie budzi­ła w nas wątpliwości.Nasza wyprawa miała zamierzony nauko­wy cel.Nie chcieliśmy, by nas zaliczano do akrobatów skaczących w beczce z wodospadu Niagara albo do ludzi siedzących przez siedemnaście dni na szczycie masztu.— Nie zgodzimy się na reklamowanie coca-cola albo gumy do żucia — powiedział Herman.Co do tego byliśmy absolutnie jednomyślni.Moglibyśmy otrzymać norweską walutę.Po tej stronie Atlan­tyku nie rozwiązałoby to jednak zagadnienia.Mogliśmy także prosić o pieniądze z fundacji naukowej, ale skoro nasza teoria była nie udowodniona, otrzymanie ich było wątpliwe.Po to chcieliśmy właśnie wyruszyć na tratwie, żeby dowieść słuszności naszej koncepcji.Wkrótce zrozumieliśmy, że ani prasa, ani'pry­watni mecenasi nie zaryzykują finansowania podróży, którą wszystkie towarzystwa ubezpieczeniowe uważały za samobójczą.Ba, gdyby wiadomo było, że wrócimy z wyprawy zdrowi i cali [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •