[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Kogóż to widzę?  płakały matki. A cóż to znaczy?  wołali ojcowie.Ocaleni rzucili im się do nóg. To my, wasze dzieci!  wołali. My się kochamy! Przebaczenia  błagała dziewczyna. Pobłogosławcie nam  prosił młodzieniec. O, dajcie nam wasze błogosławieństwo!  zawołali oboje.Wszyscy oniemieli ze zdumienia. Błagamy was o błogosławieństwo rodzicielskie  rozległo się po raz trzeci.Czyliż można im było odmówić?109 ROZDZIAA JEDENASTYTu towarzysz lorda przerwał, bo właściwie ukończył już był swe opowiadanie, gdy naglezauważył u Szarlotty wielkie poruszenie.Podniosła się i z niemym usprawiedliwieniem opu-ściła pokój.Znała bowiem tę historię.Wydarzyło się to w istocie z kapitanem i pewną sąsiad-ką, wprawdzie niezupełnie tak, jak to opowiedział Anglik, wszelako w ogólnych rysach niezmienił on faktów, starając się jedynie bardziej je rozwinąć i upiększyć, jak to zwykle bywa,kiedy podobne historie wędrują z ust tłumu i pobudzają fantazję mądrego i pełnego smakunarratora.W końcu prawie wszystko zostaje tak, jak było w rzeczywistości, a jednocześniezupełnie jest zmienione.Otylia pośpieszyła za Szarlottą na prośbę zaniepokojonych gości.Teraz z kolei lord za-uważył, że zapewne znów popełnili jakąś niezręczność opowiadając o czymś, co musiało po-zostawać w pewnym związku z tym domem. Musimy się wystrzegać  powiedział  jakichś nowych z naszej strony nietaktów.Wy-daje mi się, że przynosimy mieszkankom niewiele szczęścia za tyle dobroci i uprzejmości,jakich tu doznaliśmy.Postarajmy się tedy w grzeczny sposób opuścić je, polecając się ichpamięci. Muszę przyznać  odrzekł sekretarz  że mnie tu jeszcze rzecz pewna trzyma na miejscui nie chciałbym stąd wyjeżdżać nie uzyskawszy wyjaśnienia i bliższych wiadomości na tentemat.Wczoraj, kiedyśmy przechodzili przez park z naszą przenośną, ciemną kamerą szuka-jąc jakiegoś prawdziwie malowniczego miejsca, był pan, milordzie, za bardzo zajęty i niezauważył pan, co zaszło wtedy obok nas.Zboczył pan od głównego traktu, chcąc dotrzeć domało uczęszczanego miejsca tuż nad jeziorem, skąd otwierał się wspaniały widok na brzegprzeciwległy.Otylia, towarzysząca nam w tej wyprawie, zapragnęła popłynąć tam łodzią.Wsiadłem z nią w czółno, z przyjemnością przyglądając się ruchom zręcznej wioślarki.Za-pewniałem ją, że od czasu mego pobytu w Szwajcarii, gdzie również urocze dziewczęta za-stępują nieraz przewozników, nie kołysały mnie tak łagodnie fale.Nie mogłem się jednakpowstrzymać od zapytania, dlaczego właściwie nie chciała iść tą boczną dróżką, w istociebowiem zauważyłem wówczas w jej zachowaniu coś jakby lęk i zakłopotanie. Jeśli mnie pan nie wyśmieje  odparła z uśmiechem  to mogę mu odpowiedzieć, cho-ciaż dla mnie samej jest to dosyć tajemnicze.Ilekroć wstępuję na tę boczną ścieżynę, przej-muje mnie jakiś dziwny dreszcz; poza nią nigdzie nie odczuwam nic podobnego i nie umiemsobie tego wytłumaczyć.Dlatego wolę ją raczej omijać, unikając tego przykrego wrażenia,tym więcej, że zawsze wtedy odczuwam bóle po lewej stronie głowy, na jakie niekiedy cier-pię. Dobiliśmy do brzegu.Otylia rozmawiała z panem, ja tymczasem przeszukałem to miej-sce, które mi z daleka dokładnie opisała.Ale jak wielkie było moje zdziwienie, kiedym od-krył tam wyrazne ślady węgla kamiennego; jestem przekonany, że gdyby zaczęto tam kopać,natrafiono by z pewnością na obfite pokłady węgla. Proszę mi wybaczyć, milordzie, widzę, że pan się uśmiecha, i wiem aż nadto dobrze, żejako człowiek mądry i jako przyjaciel spogląda pan pobłażliwie na moje namiętne zaintere-sowanie rzeczami, które nie budzą w panu wiary [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •