[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Henry popatrzył na siebie.- A zatem to jest prawdziwe - powiedział po prostu, uznając realność zjawiska.- Wojownicy Nocy istnieją naprawdę.- Tak, Henry, istnieli i znów zaistnieją.Kasyx, Tebulot, Samena.Springer skinął na Gila, by podszedł bliżej.Gil zawahał się, lecz stanął obok Henry'ego, rzucając co chwila pełne fascynacji spojrzenie na jego zbroję.To było całkiem zaskakujące.To przyćmiewało jazdę autostradą przy stu dwudziestu milach na godzinę i rajdy rowerem terenowym po okolicach targowisk Del Mar, i Zemstę Montezumy na Berry Farm Knotta, i inne budzące dreszcz wzruszenia, jakie był sobie w stanie przypomnieć.To przyćmiewało wszystko.- Uklęknij przy mnie, na jednym kolanie - poinstruowała Gila Springer.Gil zrobił, co mu kazano, nie spuszczając przy tym oczu z Henry'ego.- A teraz, Henry - powiedziała Springer - połóż swą lewą rękę na prawym ramieniu Gila.Henry zrobił to i Gil poczuł natychmiast energię napływającą przez palce Henry'ego i wlewającą się jak powódź w jego system nerwowy, niczym woda zapełniająca złożony system irygacyjny.Czuł się tak, jakby dłoń Henry'ego porażała go elektrycznością.Otworzył usta i natychmiast wokół jego zębów zaiskrzyły się błyskawice drobnych wyładowań.Włosy mu się zjeżyły.- To jesteś ty: Tebulot, Opiekun Maszyny - wygłosiła Springer, a Gil przyjrzał się sobie w lustrze.Wyglądał teraz na kogoś zwinniejszego i silniejszego, w jego oczach pojawiło się martwe spojrzenie skazańca, które niemal go rozśmieszyło.Miał hełm podobny do hełmu Henry'ego, tylko biały, z dwoma trójkątnymi skrzydłami po bokach.Napierśnik też był biały, ozdobiony rozmieszczonymi w różnych miejscach trójkątami.Nie miał jednak nagolenników, a jedynie przylegające białe noga-wice - mogło to mieć znaczenie, gdyby przyszło szybko się poruszać - i buty wyglądające jak najmodniejszy produkt firmy Nike.W rękach trzymał spory kawał lśniącej maszynerii, przypominającej karabin maszynowy, większej jednak i dłuższej, z dźwignią w kształcie litery T na samym wierzchu, podobną do dźwigni zmiany biegów, i wszystkimi możliwymi odmianami wycięć, zablokowanych zacisków, prowadnic i przełączników.Chciał zważyć maszynę w dłoni, lecz podobnie jak zbroja Henry'ego, była nieważka i ledwo widoczna.- Unieś ją i wyceluj.Gdy przyciśniesz cyngiel, wystrzeli słaby ładunek.Gil ostrożnie uniósł maszynę i złożył się do strzału.Stojąca tuż za nim Springer powiedziała:- Odciągnij do tyłu dźwignię, to ładownica.Tu, z boku, masz skalę, lśni złotawo, pokazując, ile zostało ci jeszcze ładunku.W porządku - wyceluj w ścianę i strzelaj.Trzęsącymi się dłońmi Gil odciągnął dźwignię aż do oporu.Skala rozjarzyła się lekko i widać było, że broń naładowana jest tylko w jednej dziesiątej, lecz było to dosyć dla pokazu.Dotknął spustu.Rozległo się ostre, lecz ciche „zzafff.” Kula żółtego światła przeleciała ze świstem przez pokój i eksplodowała na ścianie, wyrywając w ceglanym murze dwucalową dziurę.- We śnie ten ładunek będzie o wiele potężniejszy - powiedziała Springer.- Odkryjesz też wówczas wiele innych funkcji maszyny.Stworzona została we śnie, toteż jej możliwości są ograniczone tak samo, jak ograniczone są możliwości marzenia sennego.A z waszego punktu widzenia nie ma właściwie dla niego ograniczeń.Gil obracał w rękach maszynę, nie przestając jej podziwiać.- Prawdziwa bron! - mruknął Henry.- Niewiarygodne - powiedział Gil.Teraz Springer podprowadziła Susan.Dziewczyna obserwowała z uwagą pozostałą dwójkę.Wyczuwała rodzące się między nimi nowe poczucie braterstwa, nie zrozumiała jednak jeszcze w pełni ani ojcowskich uczuć, które żywił wobec niej Henry, ani też faktu, iż Gil uważał ją za bardzo piękną dziewczynę.Gdyby nie pojawiła się Springer, odwracając do góry nogami porządek jej dni, to zapewne za wszelką cenę starałby się z nią umówić.Pochwyciła jednak jego uśmiech, gdy zbliżała się, by stanąć u drugiego boku Henry'ego, i zrozumiała, że Gil robi po prostu co może, by okazać, jak bardzo mu na niej zależy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]