[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Duża popielica była trudniejsza do rozpoznania, bo jej jasno-brązowe futro było ciemne, a gruby, puchaty ogon sklejony.Leming z długą, białą zimową sierścią, sklejoną, ale błyszczącą, która porastała letnie szare futro, pokazywał łapy, już całkiem pokryte białym włosiem.Prawdopodobnie zniosło go z gór koło linii śniegu.Ciała większych zwierząt były bardziej uszkodzone.Obok przepłynęła kozica ze złamanym rogiem i sierścią zdartą z połowy pyska, obnażającą różowawy mięsień.Kiedy Ayla zo­baczyła zwłoki śnieżnej pantery, obejrzała się znowu na Wilka, ale nie było go widać.Zobaczyła, że w sznur za kobyłą, do którego przyczepione były drągi i łódka, wplątał się pniak.Ob-łamany kawał drzewa z rozrośniętymi korzeniami dodawał nie­potrzebnego ciężaru i zwalniał tempo Whinney.Ayla ciągnęła i szarpała za sznur, próbując przyciągnąć pień bliżej siebie, ale nagle sam się uwolnił.Mała gałąź wisiała nadal, lecz nie stano­wiła zbytniej przeszkody Niepokoiła się, nie widząc Wilka, mimo że sama była tak głęboko zanurzona, że wiele nie mogła dostrzec.Martwiło ją to tym bardziej, iż nic nie mogła na to poradzić.Gwizdnęła na niego, ale wątpiła, czy ją usłyszy ponad szumem pędzącej wody.Odwróciła się znowu i obejrzała badawczo Whin­ney, martwiąc się, że ciężki pniak mógł ją zmęczyć, lecz Whin­ney płynęła bez trudu.Ayla spojrzała przed siebie i z ulgą zo­baczyła Zawodnika i Jondalara tuż obok niego.Uderzała w wodę wolnym ramieniem i podciągała się, jak mogła, żeby nie stano­wić jeszcze większego obciążenia dla kobyły.Ale w miarę prze­prawy coraz dłużej po prostu trzymała się sznura.Zaczęła dy­gotać.Zdawało jej się, że przeprawa trwa już nienormalnie długo.Przeciwległy brzeg nadal wydawał się bardzo daleki.Dreszcze nie były z początku zbyt silne, ale im więcej czasu spędzała w zimnej wodzie, tym bardziej przybierały na intensywności i nie chciały ustać.Mięśnie napięły się i zęby szczękały.Znowu obejrzała się na Wilka, ale nadal go nie dostrzegła.Powinnam zawrócić po niego - pomyślała, a dreszcze przeszy­wały jej ciało.Może Whinney zawróci.Kiedy jednak spróbowała coś powiedzieć, jej szczęki były tak napięte, że nie mogła wy­dobyć żadnych słów.Nie, Whinney nie powinna wracać.Sama to zrobię.Próbowała odwinąć sznur z dłoni, ale był ciasno zwi­nięty i splątany, a ręka odrętwiała tak bardzo, że zaledwie ją czuła.Może Jondalar wróci po niego.Gdzie jest Jondalar? W rzece? A może wrócił po Wilka? O, kłoda znowu wplątała się w sznur.Muszę.coś.pociągnąć coś.zabrać sznur.Whin­ney ciężko.Dreszcze ustały, ale mięśnie były tak napięte, że nie mogła się ruszyć.Zamknęła oczy, żeby odpocząć.Tak przyjemnie było zamknąć oczy.i odpoczywać.3Ayla była już na wpół przytomna, gdy wreszcie poczuła twar­dy grunt.Próbowała stanąć na nogi, kiedy Whinney ciągnęła ją po kamienistym dnie, i zrobiła kilka kroków po plaży z gładkich, okrągłych kamyczków na zakręcie rzeki.Potem upadła.Sznur, nadal omotany wokół jej ręki, napiął się i zatrzymał kobyłę.Także Jondalar miał dreszcze w pierwszych stadiach hipotermii, ale dotarł do przeciwległego brzegu szybciej niż Ayla, zanim jeszcze zaczął tracić świadomość, a jego ruchy stały się zbyt nieskoordynowane.Ayla przeprawiłaby się szybciej, ale odpadki, które wplątywały się w sznury Whinney, znacznie zwolniły tem­po przeprawy.Również Whinney zaczynała cierpieć z powodu zimna, aż wreszcie pętla, choć nabrzmiała od wody, rozluźniła się i spadła, uwalniając ją od krępującego ruchy ciężaru.Niestety, kiedy Jondalar dobrnął do brzegu, zimno wpłynęło na niego w wystarczającym stopniu, by nie był całkowicie zbor­ny.Naciągnął futrzaną kurtę na mokre ubranie i ruszył na po­szukiwanie Ayli piechotą, prowadząc ogiera, ale poszedł w złym kierunku.Ruch rozgrzał go i rozjaśnił mu umysł.Prąd zniósł ich oboje w dół rzeki, ale ponieważ przeprawa zabrała dziew­czynie więcej czasu, musiała być jeszcze dalej.Odwrócił się i pomaszerował z powrotem.Kiedy Zawodnik zarżał i w odpo­wiedzi odezwała się Whinney, zaczął biec.Zobaczył Aylę leżącą na plecach na kamienistym brzegu obok cierpliwej kobyły.Jej ramię było podciągnięte do góry przez sznur oplatany wokół dłoni.Rzucił się ku niej, a serce waliło mu ze strachu.Po upewnieniu się, że nadal oddycha, chwycił ją w ramiona i mocno przytulił, a łzy napłynęły mu do oczu.- Aylo! Aylo! Żyjesz! - krzyczał.- Tak się bałem, że już cię nie ma.Ale jesteś taka zimna!Musiał ją rozgrzać.Odplątał sznur z jej ręki i podniósł ją.Poruszyła się i otworzyła oczy.Mięśnie miała napięte i sztywne i zaledwie mogła mówić, ale usiłowała coś powiedzieć.Pochylił się nad nią.- Wilk.Znajdź Wilka - wyszeptała ochryple.- Aylo, najpierw muszę się zająć tobą.- Proszę.Znajdź Wilka.Straciłam wielu synów.Wilka nie chcę.- powiedziała przez zaciśnięte zęby.Jej oczy były tak pełne rozpaczy i błagania, że nie umiał odmówić.- Dobrze.Poszukam go, ale najpierw muszę znaleźć schro­nienie dla ciebie.W ulewnym deszczu wnosił Aylę po łagodnym zboczu.Wyżej znajdował się mały taras z kępkami wierzb, jakimiś zaroślami i turzycą, i przy krańcu - kilkoma sosnami.Przyjrzał się bacznie i szybko ustawił namiot.Rozłożył skórę mamucią na pokrywie podłogowej dla dodatkowej osłony przed mokrą ziemią, wniósł Aylę, potem pakunki i wyciągnął z nich futrzane śpiwory.Zdjął z niej mokre ubranie, sam się rozebrał, ułożył ją między futrami i wpełzł obok niej.Nie była całkowicie przytomna i wydawała się odrętwiała.Skórę miała zimną i wilgotną, ciało sztywne.Próbował przykryć ją własnym ciałem, żeby ją rozgrzać.Kiedy znowu zaczęła dy­gotać, odetchnął.Znaczyło to, że zaczyna się rozgrzewać od środka, ale gdy tylko powróciła jej świadomość, przypomniała sobie Wilka i irracjonalnie, niemal dziko zaczęła żądać, by po­szedł go znaleźć.- To moja wina - mówiła przez szczękające zęby.- Powie­działam mu, żeby wskoczył do rzeki.Gwizdnęłam.Ufał mi.Muszę znaleźć Wilka.- Walczyła, by pozwolił jej wstać.- Aylo, zapomnij o Wilku.Nie wiesz nawet, gdzie szukać -powiedział, próbując ją przytrzymać.Dygocząc i szlochając histerycznie, próbowała wydostać się ze śpiworów.- Muszę go znaleźć - płakała.- Aylo, Aylo, ja pójdę.Jeśli zostaniesz tutaj, to pójdę go poszukać - uspokajał, próbując ją przekonać, żeby została pod ciepłymi futrami.- Ale obiecaj mi, że tu zostaniesz i nie zdej­miesz futer.- Proszę, znajdź go.Szybko nałożył suche ubranie i kurtę.Wziął dwa placki po­dróżnej żywności, pełne dającego energię tłuszczu i protein.-Idę.Zjedz to i zostań w futrach.Chwyciła go za rękę.- Obiecaj mi, że go poszukasz - powiedziała, patrząc w jego zatroskane, niebieskie oczy.Nadal miała dreszcze, ale mówiła z większą łatwością.Spojrzał w jej szaroniebieskie oczy, pełne rozpaczy i błaga­nia, i mocno ją do siebie przycisnął.- Bałem się, że już nie żyjesz.Trzymała się go, uspokojona jego siłą i miłością.- Kocham cię, Jondalarze, nigdy nie chcę cię stracić, ale, proszę, znajdź Wilka.Nie zniosłabym jego straty.Jest jak.dziecko.syn.Nie mogę oddać jeszcze jednego syna.- Głos jej się załamał, oczy napełniły łzami.Odsunął się i spojrzał na nią.- Poszukam go.Ale nie mogę obiecać ci, że go znajdę, Aylo, a nawet jeśli go znajdę, nie mogę obiecać, że jest żywy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •