[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lolo z naciskiem potakuje i szczerzy się jeszcze szerzej. No pewnie.Przygłupy. Lecz nagle czuje do tych ekoświrów coś w rodzaju braterskiejczułości.W końcu Kalifornijcy jego też ścigają.* * *Nie zasypia przez całą noc.Instynkty każą uciekać, ale nie ma serca powiedzieć tegoAnnie, ani jej tu zostawić.Nad ranem wyprawia się na tamaryszki, ale nic mu się nie udaje.Przez cały dzień nie wycina ani jednego.Zastanawia się, czy się nie zastrzelić, ale tchórzy,wsadziwszy lufy strzelby do ust.Lepiej już żyć i uciekać.W końcu, gapiąc się na broń,przekonuje siebie, że musi zwierzyć się Annie, powiedzieć jej, że od lat kradnie wodę i musiuciekać na północ.Może z nim pojedzie.Może zrozumie.Uciekną razem.Przynajmniej będąmieć siebie.Bo na pewno nie pozwoli tym draniom zamknąć się na resztę życia w oboziepracy.Kiedy wraca, strażnicy już czekają.Siedzą w cieniu swojego humvee i gadają.Gdy Lolowyłania się zza wzgórza, jeden klepie drugiego po ramieniu i pokazuje go.Obaj wstają.Annieznów jest na polu, odwraca ziemię, nieświadoma, co ma się stać.Lolo ściąga cugle iprzypatruje się gościom.Oni opierają się o humvee i patrzą na niego.Nagle Lolo widzi własną przyszłość.Odtwarza się w umyśle jak film, wyrazny jak niebonad głową.Kładzie dłoń na strzelbie.Wisi na drugim boku wielbłądzicy, niewidoczna z ichstrony.Prowadząc Maggie pod kątem, zaczyna schodzić ze wzgórza.Strażnicy idą ku niemu spacerowym krokiem.Na hunwee mają karabin maszynowy 12mm, przez ramię przewieszone M16.Są w pełnych kuloodpornych pancerzach, zgrzani iczerwoni z gorąca.Lolo powoli zjeżdża w dół.Trzeba będzie obu trafić w twarz.Pot spływamu między łopatkami.Ręka ślizga się na kolbie strzelby.Zachowują się spokojnie.Karabiny wciąż na paskach, pozwalają Lolo podjechać.Jedenuśmiecha się szeroko.Ma koło czterdziestki, jest opalony.Trochę musiał się nałazić, żeby siętak opalić.Drugi podnosi rękę i mówi:  Cześć Lolo.Lolo jest tak zaskoczony, że zdejmuje dłoń ze strzelby. Hale?Rozpoznaje strażnika.Dorastali razem.Grali w piłkę, milion lat temu, kiedy na boiskachrosła jeszcze trawa, a zraszacze pryskały wodą prosto w powietrze.Hale.Hale Perkins.Lolosię wkurza.Hale a przecież nie zastrzeli. Ciągle tu siedzisz, co?  pyta Hale. Cholera, co ty robisz w takim mundurze? Trzymasz z Kalifornijcami?Hale krzywi się i pokazuje naszywki: Gwardia Narodowa Utah.Lolo patrzy spode łba.Gwardia Narodowa Utah.Gwardia Narodowa Colorado.GwardiaNarodowa Arizona.Jeden pies.W całej tej  Gwardii Narodowej nie ma chyba ani jednegostrażnika, który nie byłby przyjezdnym najemnikiem.Większość tutejszych zrezygnowaładawno temu, sprzykrzyło im się wyrzucanie znajomych i krewnych z ich ziemi, iostrzeliwanie się z ludzmi, którzy po prostu chcieli zostać w domach.Więc może to sobie byćGwardia Narodowa z Colorado, Arizony, czy innego Utah, ale w środku tych mundurów ztymi drogimi noktowizorami, w środku latających nad rzeką nowiutkich helikopterów siedziczysta żywa Kalifornia.No, ale jest garstka takich jak Hale.Lolo pamięta, że Hale był w porządku.Pamięta, jak któregoś wieczoru razem ukradlibeczkę piwa z zaplecza klubu Elks.Przypatruje mu się. Dobrze ci na tym Programie Dodatkowej Pomocy?  Zerka na drugiego strażnika.Sprawdza się to? Pomagają Kalifornijcy?Oczy Hale a błagają o zrozumienie. Oj przestań, Lolo.Nie jestem taki jak ty.Mam rodzinę na utrzymaniu.Jeszcze roksłużby i pozwolą Shannon i dzieciakom wyjechać z Kalifornii. A basen w ogrodzie też ci dadzą? Wiesz, że to nie tak.Tam też brakuje wody.Lolo ma ochotę szydzić z niego, ale nie ma do tego serca.Trochę się zastanawia, czyHale nie jest po prostu sprytny.Na początku, kiedy Kalifornia zaczęła wygrywać swojeprocesy o wodę i likwidować miasta, wysiedleńcy po prostu szli za wodą  prosto doKalifornii.Trochę potrwało, zanim biurokraci zorientowali się, co się dzieje, ale wreszcie ktośz ostrym ołówkiem sobie to policzył i zrozumiał, że nie rozwiąże się problemu wody, jeślirazem z nią będzie przybywać ludzi.I wtedy zarządzili szlaban na imigrację.Lecz tacy jak Hale dalej mogą tam wjeżdżać. No to czego chcecie?  W głębi duszy Lolo zastanawia się, czemu jeszcze nie ściągnęligo z wielbłąda i nie wywiezli, ale chce to rozegrać do końca.Drugi ze strażników szczerzy zęby. Może chcieliśmy się przyjrzeć, jak sobie żyją wodne kleszcze. Lolo patrzy na niego.Tego mógłby zastrzelić.Pozwala dłoni opaść z powrotem na kolbę. Moim ujęciem rządzi Biuro.Nie musicie tu po to przyjeżdżać.Kalifornijec mówi: Niezłe masz na nim ślady.Lolo uśmiecha się sucho.Wie, co to za ślady.Zrobił je, kiedy w napadzie obsesjipróbował zdemontować całe ujęcie za pomocą pięciu różnych kluczy.W końcu zrezygnowałz odkręcania śrub i zaczął po prostu walić w to ustrojstwo, tłuc, masakrować stal, za którąusychały mu rośliny.Potem poddał się i po prostu zaczął nosić wodę z rzeki wiadrami.I takzostało.Szczerby i wgniecenia zostały, przypominając mu o tym szale. Ale przecież działa, nie?Hale ucisza partnera podniesioną dłonią. No tak, działa.Nie po to przyjechaliśmy. To czego chcecie? Nie wybieralibyście się tak daleko, z karabinem maszynowym, żebygadać o wgnieceniach na moim ujęciu.Hale wzdycha, czuje się pokonany.Próbuje głosurozsądku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •