[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Telefon mnie zaskoczył.Kto, na litość boską, może do mnie dzwonić prawie o wpółdo pierwszej w nocy.? Mam nadzieję, że nie Stefan?  powiedziała Agata zgryzliwie.Wzruszyłam ramionami i podniosłam słuchawkę.Nawet jeśli Stefan, to i cóż takiego,zawsze mogę ją odłożyć i wyłączyć urządzenie. Nie będę pani przepraszać za pózną porę  powiedziała z tamtej stronyChmielewska. Nie mam czasu na głupstwa.Przed dwiema.nie, nie dwiema, co naj-mniej czterema godzinami byłam świadkiem zeznań pani Borkowskiej numer dwa,Urszulki, czynionych wprawdzie po pijanemu, ale bez wątpienia prawdziwych.W domupani byłego męża.Razem ze mną świadkami byli: pani Jadzia, podinspektor Bieżani komisarz Górski.W różnym zakresie, kto przyszedł wcześniej, słyszał więcej, kto póz-niej, ten mniej, pani Jadzia była pierwsza.Chce pani streszczenie? Chcę!  powiedziałam z dziką siłą. Urszulka kropnęła Felę, w nerwach, bo Fela uparła się kontynuować przedsta-wienia przeciwko pani, a Urszulka chciała przestać.Fela żądała forsy.Auskę po nabo-ju i rozmaite mikroślady znaleziono w samochodzie tej.co ma właściwie najmniejszy161 móżdżek.? Bo kura to komplement, dżdżownica.? Wie pani coś o dżdżownicy, maona w ogóle jakąś umysłowość? Kopyto i klucze od mieszkania Feli trzymała w domupod ścierkami, w celu podrzucenia ich pani przy najbliższej okazji.Nienawidziła pani,na własne uszy to słyszałam, a wielce szanowny małżonek zaczął chłonąć.nie, chłód-nąć.? Ochłonął albo ochłódł, co za idiotyczne słowa, gramatycznie skomplikowane,wychodzi tylko w czasie przeszłym, forma dokonana, jak je przedstawić w czasie teraz-niejszym.? Bo jeśli chłonął, to jest całkiem co innego.Zgłupiałam od tego telefonu tak przerazliwie, że spróbowałam się wdać w dywaga-cje językowe. Ochłódniwał.?  powiedziałam niepewnie. Nie najlepiej  skrytykowała Chmielewska. Powinnam to wiedzieć, ale moż-liwe, że emocje mi umysł naruszyły.Coś tam, w każdym razie, małżonek negatywnegookazał, więc bała się panicznie ujawnienia afery.I pieniędzy jej zabrakło, a Fela żądała.Za poniechanie przedstawień.Koniec streszczenia.Wszystko sama święta prawda, udo-kumentowana, żadnych wątpliwości.Powinno pani być przyjemnie, dobranoc.Odłożyłam słuchawkę i popatrzyłam na Agatę.Przyszło mi na myśl, że w życiu niewidziałam równie osłupiałej ludzkiej istoty. Coś ty powiedziała.? Ochłódniwał.? Specjalnie zapamiętałam! Co to było.?!Jeszcze przez chwilę nie byłam w stanie ubrać w słowa euforii, jaka się we mnie roz-szalała.Ponadto jej rozmiary chciałam ukryć nawet przed Agatą. Nic  powiedziałam z wysiłkiem. Chmielewska dzwoniła.Podobno dopadlimojej następczyni w stanie nadużycia i to ona kropnęła przyjaciółkę Felę.Mają dowo-dy.Ze strachu.Agata powolutku zmyła z siebie wyraz osłupienia, przyjrzała mi się uważnie, obej-rzała stół, no, rzeczywiście, nie wyglądał zbyt zasobnie, kawa i wino, zajrzała do szaf-ki, wydłubała koniak, pół butelki stało gdzieś tam w kącie.Nalała mi od serca, sobie też,stanowczym gestem zmusiła mnie do wypicia. Teraz powiedz porządnie, co ona ci powiedziała!  zażądała z naciskiem.Opanowałam się, powtórzyłam całą rozmowę z komplikacjami gramatycznymiwłącznie.Agata nalała sobie dodatkowo. Szampana nie masz?  spytała po chwili. Szkoda.Nic, przyniosę jutro.Najdroższy, jaki znajdę w tym mieście.Więc jednak.! Ona się chyba nie wygłupiała,pierwszy kwietnia po drugiej stronie roku.Rozpoznałaś ją po głosie? Rozpoznałam. Więc jednak ta kurwa.? No i popatrz, jak się wszystko zgadza! Co za oślica jakaś,nie, przepraszam wszystkie oślice, nie mam dla niej porównania, istnieją chyba skorpio-ny płci żeńskiej.? Skorpion sam z siebie nie atakuje  skorygowałam słabo. Musi się czuć zagro-żony.162  Widziałaś? Widziałam.Uciekł. Wszy, pluskwy i karaluchy  rozważała Agata jakoś okropnie naukowo. Nie,też nie, one gryzą dla życia, nie ze złośliwości.Staram się straszliwie wykombinowaćcokolwiek gorszego niż człowiek, ale sama widzisz, że mi zle wychodzi.Znasz jakiegośobrzydliwszego ssaka?Nie miałam w tym momencie głowy do ssaków, wysiliłam się jednak i nie znalazłamżadnego.No, owszem, mignęła mi gdzieś jakaś walka jeleni o łanię, ale to chyba nie byłoto. Chcesz może encyklopedię zwierząt.?  spytałam, wciąż niemrawo. Idiotka!  zirytowała się Agata. Gdzie tej szmacie do zwierząt.?! Trudno miw to uwierzyć, ale chyba Stefan na oczy przejrzał, a ona zaczęła się bać, że intryga wy-płynie.Mówiłam ci, nie potrafiłaś uwierzyć, że to kretyn, któremu gówno na umysł pa-dło, jasne było, że się otrząśnie prędzej czy pózniej, proszę, proszę, jeszcze i to chciała naciebie zwalić, ale za głupia! Zaraz, nad półgłówkami coś tam czuwa, nie Pan Bóg, kogoPan Bóg chce skarać, temu rozum odbiera, jakaś siła przeciwstawna, nie przypomnę so-bie na poczekaniu, ale ty pomyśl przez chwilę, jeśli zdołasz! Gdybyś była tu, a nie w Ko-łobrzegu, gdyby twój samochód stał pod ręką.!Teraz się wreszcie otrząsnęłam, może nawet skuteczniej niż Stefan. Ty się puknij  rzekłam gniewnie. Ona za głupia, żeby się włamać do moje-go samochodu.Do domu też, chyba że przez dzieci, ale ja mam dzieci inteligentne, onesą moje, a nie jej.Może i miała takie kretyńskie nadzieje, no i co? Co by jej z tego przy-szło?Po dość długim zastanowieniu i zniweczeniu znacznej ilości koniaku Agata odzyska-ła trzezwość umysłu. Masz rację.To idiotka.W ostatecznym rezultacie rozum nad głupotą panuje, podwarunkiem, że głupotę do wiadomości przyjmie.Trudno mu, ja wiem.Ale niech diablibiorą rozum i głupotę, ważne, że wreszcie do jakiejś prawdy doszli! Myślisz, że Stefanna to co.?To wiedziałam na pewno i nie musiałam myśleć wcale. Nic.Nie obchodzi mnie.Niech on się martwi.Dla mnie umarł, wiesz? I nagle czu-ję, że zaczynam żyć na nowo, wcale nie jestem stara, dzieci są po mojej stronie i jedentaki.Paweł mu na imię i co cię reszta obchodzi.W Kołobrzegu go poznałam, ale onz Warszawy i może nawet do niego zadzwonię.Przez całe lata mojej przyjazni z Agatą z takim poparciem chyba się nigdy nie spo-tkałam.163 * * *Bieżan z Górskim całą dobę spędzili pracowicie, chcąc wreszcie przekazać zamkniętedochodzenie prokuraturze.Prokurator Wesołowski, prowadzący sprawę, zdołał wykrę-cić się od udziału osobistego, aczkolwiek o słuszności ekspresowego wystosowania na-kazu wszelkich przeszukań został powiadomiony grubo przed północą.Bezwzględnie najtrudniejszą częścią śledztwa było przesłuchanie na trzezwo osób,uprzednio pijanych.Nastąpiło to na końcu, bo osoby musiały porządnie wytrzezwieć,ponadto jedną z nich trzeba było sprowadzić do komendy przemocą. No i popatrz, nieprawdopodobne w rezultacie okazało się prawdziwe  rzekłpo tej katordze Bieżan z westchnieniem ni to ulgi, ni zgrozy. Jak to tam było u tegoHolmesa? Odrzucić niemożliwe nieprawdopodobne samo wyjdzie. Zlepy fart, nawet nie musieliśmy tego niemożliwego odrzucać  zauważył Robertz samą ulgą, bez zgrozy. Ale rzeczywiście, sam z siebie człowiek by tego nie wymyślił.Motyw Borkowskiej aż się pchał, i to by każdy zrozumiał, nawet miałaby okolicznościłagodzące.Chociaż jednak poszlakówka. Gdyby ta.jak by tu elegancko powiedzieć.głupia gęś, sprawczyni, zdołała pod-rzucić jej dowody rzeczowe, mielibyśmy cholerne kłopoty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •