[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ogrzewania nie miała żadnego, ale wiatr w niej nie wiał, więc można było wytrzymać.— Nie wiem, czy wiesz, co ja robię — powiedział prawie na wstępie.— Już w parę lat po studiach odczepiłem się od malarstwa, grafiki i wnętrz i przerzuciłem się na elementy dekoracyjne.Głównie biżuterię.Przy niej zostałem, tyle że teraz robię prawie wyłącznie w bursztynie.Przez chwilę patrzyłam na niego, nie dowierzając własnemu szczęściu.Zapłonął we mnie entuzjazm i wielkie nadzieje.— I po bursztyn przyjechałeś? — zgadłam.— Coś w tym rodzaju.Raz wreszcie postanowiłem się znaleźć u źródła.Siedzisz tu, więc chyba się orientujesz.Widuje się rozmaite rzeczy, słyszy się o niezwykłych okazach, drogie to jak diabli albo w ogóle niedostępne, pośrednicy zachowują się jak primadonny, bredzą w malignie, opowiadają rozmaite idiotyzmy, zgniewało mnie w końcu.Niech ja popatrzę, jak to wygląda.Nie chcę robić z cudzych, wolę sam.Na ciebie się nadziałem przez czysty przypadek, jak wyszedłem na plażę, zobaczyłem ludzi na prawo i na lewo, poszedłem na prawo zapewne tylko dlatego, że było z wiatrem.Zrozumiałem, że dziewczyna ciągnie bursztyn, bo przecież nie ryby, mniej więcej wiedziałem, jak to wygląda, totalnym idiotą nie jestem.Na twój widok ucieszyłem się cholernie!Dla mnie słowo „uciecha” to było za mało.— Kociu — powiedziałam z niebotycznym wzruszeniem.— Ty to sam szlifujesz?— No a jak.?— Jezus Mario.Masz może nawet bęben polerski.?— Dwa.A co.?— O Boże wielki.!Odetchnąwszy nieco i opanowawszy uczucia, zaczęłam mu opowiadać o swoich przeżyciach.Bębny polerskie od początku stanowiły dla mnie dręczącą tajemnicę.— No i rozumiesz, tyle wiem: puder polerski, oczywiście, produkt podstawowy.Poza tym śrut myśliwski, kulki porcelanowe różnych rozmiarów, drewienka cięte w sześćdziesięcioczterościany, czy ileś tam, nie policzyłam, jakie liczby są możliwe.I chyba nic więcej.Sam widzisz.Ja od ciebie nie żądam twoich sekretów, ale może pcha się tam jeszcze coś zwyczajnego.?— Co w tym jest, swoją drogą, że ty człowiekowi rozrywki dostarczasz.? Zwyczajne, nie wiem, ale wrzuca się do tego co popadnie.Ja już tam miałem bawełniane skarpetki, poszarpane na drobne szczątki, trociny, skórę, skorupki jajek, wlewałem parafinę.Najgorsze jest to, że osiągnąłem kiedyś bombowy rezultat, nie wiedząc czym.Zły byłem, wrzucałem, co mi wpadło pod rękę, zdaje się, że takie coś do marynat, zapomniałem, jak to się nazywa.Przez długą chwilę zastanawialiśmy się, co się wrzuca do marynat.— Takie kulki — powiedział, zakłopotany.— W codziennym pożywieniu mało używane.Nie ziele angielskie, mniejsze i wszystkie jednakowe.— Gorczyca! — wrzasnęłam nagle w natchnieniu.— Wysypała mi się kiedyś w kuchni cała torebka, można było nieźle się na tym przejechać! To do musztardy, zgadza się, wszystkie jednakowe!— Gorczyca, możliwe.Pojęcia nie mam, co jeszcze, bo nie zapisywałem.Drugi raz nie udało mi się, a było świetne!Zrozumiałam, że bęben polerski to nie jest urządzenie proste, co zresztą podejrzewałam od dawna.— Ty tu chyba masz rozeznanie — mówił Kocio.— Wiesz, kto ma bursztyn i jaki.Chętnie bym kupił, nawiązałbym stały kontakt i tak dalej.Potrzebna mi większa swoboda, większy wybór, a nie to, co z łaski ktoś przywiezie.Przy okazji pokażę ci, co robię, nie chwaląc się, idzie to jak woda, niech ja, do diabła, mogę robić! Parę razy dałem się oszukać, sprzed nosa mi uciekły wyjątkowe okazy.Z przestrachem pomyślałam, że on pewno tnie.Najpiękniejszych Waldemar mu nie sprzeda.Ale siedzi w branży i dla moich ubocznych celów może być przydatny.— Pośrednicy.— wyrwało mi się.— To jest, owszem, wiem takie rzeczy.Znasz ty może niejakiego Frania Leżoła? Albo Baltazara? Albo Lucjana Orzesznika.?Kocio nie zdążył mi odpowiedzieć, bo na werandę zajrzała Jadwiga.— Boże drogi, państwo siedzą w tym zimnie?! Ryby na stole, zapraszam na kolację [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •