[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie musisz mi dziękować, wystarczy duży buziak. Jeśli nie zjem, nie będzie w nim siły  Stagg zmusił się do uśmiechu. Pózniej,zobaczymy. Nie bądz taki strachliwy, jelonku.I proszę cię bardzo pięknie, pospiesz się.Jedz.Nie mamy zbyt wiele czasu.Myślę, że ten wielki sukinsyn, Raf, ma zamiar pojawić siętutaj dziś w nocy.I boję się mojego przyjaciela, Luke a.Gdyby wiedział, że jestem z to-bą sam na sam. Przecież nie mogę jeść z rękami związanymi na plecach! No, nie wiem. Abner zawahał się. Jesteś taki wielki i silny.Mógłbyś rozszar-pać mnie na kawałki gołymi rękami.Masz takie piękne, takie duże ręce! Jeszcze nie zwariowałem.Przecież gdyby nie ty, nikt nie przyniósłby mi jedzenia.Zdechłbym tu z głodu! Masz rację.A poza tym, nie chcesz mnie przecież skrzywdzić.Jestem taki mały,taki bezradny.Lubisz mnie przecież, prawda? Choć trochę? Troszeczkę? Wcale nie my-ślisz tak, jak mówiłeś po drodze?91  Oczywiście, że nie  Stagg pożerał łapczywie zimną szynkę, chleb, masło i pikle. Po prostu nie chciałem, żeby twój kumpel Lukę zaczął coś podejrzewać. Jakiś ty przystojny! Jaki mądry!  Abner oddychał ciężko. Czy jesteś już wy-starczająco silny?Przez chwilę Stagg miał ochotę powiedzieć mu, że musiałby pożreć wszystkie zapa-sy w wiosce, żeby odzyskać pełnię sił, ale zamknął się i zwlekał.Okazało się, że nie musiodpowiadać, ponieważ za drzwiami coś się zaczęło dziać.Przyłożył do nich ucho. To ten twój przyjaciel, Lukę.Mówi, że wie, że tu jesteś i chce, żeby go wpuścić.Abner zbladł. Mamusiu! Zabije ciebie i mnie! To taka zazdrosna świnia! Zawołaj go.Ja się nim zajmę.Nie, nie zabiję, po prostu trochę poturbuję.Niechwie, jak to między nami jest.Abner aż pisnął z zachwytu. To będzie bosko!Pomacał ramię Stagga i przewrócił oczami z zachwytu. Mamusiu, co za biceps! I jaki twardy!Stagg zabębnił pięściami w drzwi. Abner mówi, że możesz go wpuścić!  krzyknął do strażnika. Tak  potwierdził ukryty za jego plecami Abner. Wszystko w największymporządku.Wpuść go.Pocałował Stagga w kark. Już widzę, jaką zrobi minę, kiedy mu o nas powiesz.Ta jego zazdrość dawno wy-szła mi bokiem.Drzwi otworzyły się z jękiem zardzewiałych zawiasów.Lukę wkroczył do celi, w rękutrzymał obnażony miecz.Strażnik szybko zamknął drzwi i przekręcił klucz.Stagg nie tracił czasu.Kant jego dłoni spadł na szyję wojownika, miecz z brzękiemuderzył o kamienną posadzkę.Abner pisnął cicho i widząc, że Stagg zamierza się na niego, otworzył usta do krzyku.Nim jednak zdołał nabrać powietrza w płuca, padł na ziemię, a jego głowa odchyliła siępod groteskowym kątem.Uderzenie pięści złamało mu kark.Kapitan rzucił oba ciała w kąt tak, by nie można ich było dostrzec od drzwi.ZabrałLuke owi miecz i jednym ciosem odciął mu głowę, po czym zaczął walić w drzwi krzy-cząc piskliwym głosem; miał nadzieję, że brzmiało to jak wysoki głos Abnera. Strażnik! Strażnik! Lukę gwałci więznia!Klucz obrócił się w zamku i do celi wpadł wartownik.Trzymał w dłoni gotowy dociosu miecz, ale Stagg uderzył zza drzwi.Głowa spadła z bluzgającego krwią karku.Kapitan zabrał nóż strażnika i zatknął go sobie za pasem.Wyszedł z celi i ciemnym,oświetlonym tylko jedną pochodnią, korytarzem udał się w kierunku kuchni.W wiel-92 kiej sali nie brakowało jedzenia.Napełnił znaleziony worek, a na wierzch położył kilkabutelek wina.Wychodził z kuchni, gdy otworzyły się któreś drzwi i na korytarzu poja-wił się Raf.Czaił się i prawdopodobnie widoczne w jego ruchach zdenerwowanie spo-wodowało, że nie od razu zauważył brak strażnika.Z wyjątkiem noża był nieuzbrojo-ny.Stagg rzucił się na niego jak tygrys.Raf podniósł wzrok i dostrzegł rogatego wiel-koluda, atakującego go okrwawionym mieczem, trzymającego w drugiej ręce wypcha-ny worek.Nie zdążył uciec.Miecz rozpłatał mu głowę aż do nasady karku.Stagg przeskoczył przez bluzgające krwią ciało i wyszedł na dziedziniec.Na bru-ku spało dwóch mężczyzn, pijanych tej nocy jak większość obywateli Wielkiej Królo-wej.Nie chcąc, by w przyszłości weszli mu w drogę, a w dodatku płonąc chęcią wymor-dowania wszystkich Pantelfian, ciął mieczem w ich odsłonięte szyje i nie oglądając się,zmierzał dalej.Przeszedł przez dziedziniec i zapuścił się w korytarz identyczny jak ten,który przed chwilą opuścił.Przed drzwiami celi Mary Casey stał wartownik i właśniepodnosił do ust butelkę.Niemal do ostatniej chwili nie widział napastnika, a kiedy gozauważył, zdumienie sparaliżowało go całkowicie.Czasu na pchnięcie mieczem było ażnadto.Ostrze przebiło literę A w wytatuowanym na szerokiej piersi słowie MAMA.War-townik zatoczył się od siły ciosu, jedną ręką chwytając za ostrze miecza.Druga, o dziwo,do końca ściskała szyjkę butelki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •