[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.tS^Z wypadków tego dnia Cyprian Fothergill miał zapamiętać jedno:tt"odze do swojego uroczego domku na wsi za Borehamwood wyprze-IF go wielki, czarny samochód i zaraz zajechał mu drogę, zmuszając| Zatrzymania się w zatoczce parkingowej obok.W jednej sekundzie,|;opowiadał potem w klubie przyjaciołom wytrzeszczającym oczy zeTttienia, wyskoczyli ze środka trzej potężni mężczyźni, otoczyli jegoDchód i skierowali na niego olbrzymie pistolety.Potem przybył wóz———201 ———policyjny, a potem jeszcze jeden.Z nich wysiadło z kolei czterech czarują-cych niebieskich i rozkazali Amerykanom — to musieli być Amerykanie,sądząc po budowie — aby odłożyli broń, bo inaczej sami ich rozbroją.Następnie, jak pamiętał — a uwaga wszystkich w barze skupiła sięjuż na nim — jeden z Amerykanów zerwał mu z głowy futrzaną czapkęi wrzasnął: „No, strojnisiu, gdzie on jest?!", a drugi wyławiał z tylnegosiedzenia jego golfa jakąś aktówkę.Kolejną godzinę musiał im bez prze-rwy powtarzać, że widzi ją po raz pierwszy.Wysoki, siwy Amerykanin, który wydawał się kierować tymi z czar-nej limuzyny, wyrwał aktóweczkę gliniarzowi, otworzył zamki i zajrzałdo środka.Była pusta — i tyle zamieszania z powodu pustej aktówki.W każdym razie Amerykanie bluźnili jak szewce, używając takich wy-rażeń, jakich on, Cyprian, nigdy jeszcze nie słyszał i miał nadzieję, żenigdy już nie usłyszy; wtedy też wtrącił się angielski sierżant, który byłtu jak anioł stróż z nieba.O 14:25 sierżant Kidd wrócił do wozu patrolowego, aby odpowie-dzieć na wezwania dochodzące z radia.— Tango Alfa.— zaczął.— Tango Alfa, tu zastępca komisarza, Cramer.Z kim rozmawiam?— Sierżant Kidd, sir, oddział F.— Go u was, sierżancie?Kidd rzucił spojrzenie na obstawionego volkswagena, jego zastraszo-nego właściciela, na trzech ludzi z FBI sprawdzających pustą aktówkę,jeszcze dwóch jankesów, którzy stali z boku i prosząc o oświecenie spo-glądali w niebo, jak i trzech jego kolegów próbujących ustalić fakty.— Coś chyba poszło źle, sir.— Sierżancie Kidd, niech mnie pan posłucha.Czy złapaliście możewysokiego Amerykanina, który właśnie skradł dwa miliony dolarów?— Nie, sir — odparł Kidd.— Zatrzymaliśmy pedziowatego fryzjera,który właśnie narobił w spodnie.— Co to ma znaczyć.Zniknął? — Jeszcze godzinę później echotego pytania czy też okrzyku w różnych tonach i akcentach odbijało sięw mieszkaniu przy Kensington, w Scotland Yardzie, Whitehall, w Mini-sterstwie Spraw Wewnętrznych,, na Downing Street, Grosvenor Squarei w zachodnim skrzydle Białego Domu.— On nie mógł tak po prostuzniknąć!Ale zniknął.202ROZDZIAŁ DZIESIĄTYQuinn rzucił aktówkę na tylne siedzenie otwartego golfa trzydzieściisekund po tym, jak znalazł się za rogiem ulicy.Kiedy otworzył ją przed'witem, zgodnie z instrukcjami od Lou Collinsa, nie odkrył żadnego na-tajnika, ani też nie spodziewał się, że go wykryje.Ktokolwiek preparowałr laboratorium tę aktówkę, był wystarczająco sprytny, aby nie pozosta-je żadnych śladów.Quinn gotów był się jednak założyć, że było tamOŚ, co miało zaprowadzić policję i wojsko do miejsca jego spotkaniaiZackiem.Czekając na światłach, pociągnął za zamek swej skórzanej kurtki,pchnął tam szybko paczuszkę z diamentami i rozejrzał się wokoło.» golf był najbliżej.A kierowca w futrzanej czapce nawet niczego nieBważył.H Po przejechaniu kilometra Quinn porzucił motor; bez obowiązują-^[0 kasku zbyt łatwo rzuciłby się w oczy policjantowi.Przed Brontonstory kiwnął na taksówkę, kazał zawieźć się na Marylebone, na Georgeect zapłacił kierowcy i dalej poszedł pieszo.|| Jego kieszenie zawierały wszystko, co mógł niepostrzeżenie zabrać ze^ą z mieszkania: amerykański paszport i prawo jazdy, choć już bezuży-Zne po rozpoczętym pościgu, zwitek angielskich banknotów wyjętychDrebki Sam, nóż o kilku ostrzach i szczypce zabrane z szafki z bez-czmkami.W drogerii na Marylebone High Street kupił zwykłe okularypnbych rogowych oprawkach, w sklepie z konfekcją męską tweedowy?elusz i płaszcz przeciwdeszczowy.Dalsze zakupy zrobił w stoisku zeSyczami, w sklepie z artykułami technicznymi i w składzie z walizkami.(Otcm sprawdził czas: upłynęło pięćdziesiąt pięć minut, od kiedy odło-Ijduchawkę w sklepie warzywnym pana Patela.Skręcił w Blandford|»t i na rogu z Chiltem Street znalazł dwie sąsiadujące budki tele-Iczne, których właśnie szukał.Wszedł do drugiej; jej numer znał na|)(i^ć od trzech tygodni i podyktował godzinę temu Zackowi.TelefonJittęczał co do minuty.203— No, zasrańcu, mów, co ty właściwie kombinujesz?Zack nic z tego nie pojmował, był nieufny i zdenerwowany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]