[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Raport trafił w niewłaściwe ręce, nie sądzisz?- Czy.w tej chwili nic ci nie grozi?- Do jasnej cholery! Kto wie o raporcie?- Powiedz mi, gdzie się zatrzymałaś.Podaj numer telefonu.- Powoli, Gavin.Muszę działać ostrożnie.Dzwonię z automatu, więc możesz sobie darować wszystkie sztuczki.- Przestań, Darby! Nie wygłupiaj się! Thomas Callahan był moim najlepszym przyjacielem.Musisz mi zaufać.- A co to oznacza?- Posłuchaj, Darby! Daj mi piętnaście minut, a zaopiekuje się tobą tuzin agentów.Złapię najbliższy samolot i przylecę do ciebie koło południa.Nie możesz chodzić po ulicach.- Dlaczego, Gavin? Kto mnie szuka? Powiedz mi!- Powiem ci na miejscu.- Nie.sama nie wiem.Thomas nie żyje, bo rozmawiał z tobą.W tej chwili nie zależy mi bardzo na spotkaniu z tobą.- Darby, posłuchaj.Nie wiem, kto cię szuka ani dlaczego, ale przysięgam, że grozi ci niebezpieczeństwo.A my możemy cię ochronić!- Może później.Wziął głęboki oddech i usiadł na krawędzi łóżka.- Zaufaj mi, Darby.- Dobrze, ufam ci.Ale co z innymi? Mam ciężki orzech do zgryzienia, Gavin.Mój raport bardzo kogoś zaniepokoił, nie uważasz?- Czy.Thomas cierpiał?- Nie.sądzę - powiedziała po chwili łamiącym się głosem.- Zadzwoń do mnie za dwie godziny, dobrze? Do biura.Podam ci numer wewnętrzny.- Pomyślę o tym.- Błagam, Darby.Pójdę z tym prosto do dyrektora.Zadzwoń o ósmej twojego czasu.- Podaj mi ten numer.Bomba wybuchła za późno, by wiadomość o zamachu mogła ukazać się w porannym wydaniu “Times-Picayune”.Darby przerzucała strony gazety, siedząc w hotelowym pokoju.Nic.Włączyła telewizor.Trafiła! Pokazywali na żywo zdjęcia z miejsca eksplozji: wypalone porsche leżące na dachu pośród szczątków innych aut; parking otoczony porządnie żółtą taśmą policyjną.Władze uważają, że był to celowy zamach na życie.Brak podejrzanych.Brak komentarzy.Ofiarą był czterdziestopięcioletni Thomas Callahan, wybitny profesor prawa z Tulane.Na ekranie pojawił się nagle dziekan przemawiający do stojących rzędem mikrofonów.Mówił o profesorze Callahanie i wstrząsie, jaki przeżywa środowisko akademickie z powodu tragedii.Wstrząs, zmęczenie, strach, ból.Darby wtuliła głowę w poduszkę.Nie cierpiała łez i płakała po raz ostatni.Przynajmniej na jakiś czas.Rozpacz oznaczała teraz śmierć.ROZDZIAŁ 16Choć trafił mu się cudowny kryzys - z coraz lepszymi dla niego wynikami sondaży opinii publicznej i martwym Rosenbergiem, z nieskalanym honorem i śpiącą spokojnie Ameryką, świadomą, że on dzierży ster w rękach, z demokratami chowającymi się po kątach i pewnym zwycięstwem w przyszłorocznych wyborach - miał już tego dosyć.A zwłaszcza tych piekielnych narad przed świtem.Miał dosyć F.Dentona Voylesa z jego bezczelnością i arogancją; rzygać mu się chciało na widok jego kanciastej postaci siedzącej w pogniecionym prochowcu po drugiej stronie biurka; nie cierpiał jego twarzy i spojrzeń w okno podczas rozmów z prezydentem Stanów Zjednoczonych.Nienawidził czekać na niego, tak jak teraz.Voyles miał zjawić się za minutę na kolejną naradę przed śniadaniem.Następne pełne napięcia spotkanie, podczas którego i tak nie powie mu wszystkiego, co wie.Miał dosyć własnej niewiedzy; był świadom, że Voyles przekazuje mu informacje wybiórczo i wedle własnego widzimisię.Gminski dorzucał ze swej strony garść informacyjnej papki, a on z tych okruszków, wycinków i skrawków musiał układać sobie obraz i udawać zadowolenie.W porównaniu z nimi był ignorantem.Na szczęście miał Coala ryjącego w papierach i dokumentach, zapamiętującego ich treść, pilnującego, by dyrektorzy nie pozwalali sobie za wiele.Jego zresztą też miał już dosyć.Nie cierpiał jego doskonałości i obywania się bez snu.Dławił się jego błyskotliwością.Mdliło go na myśl o Coalu, który rozpoczynał dzień wraz ze słońcem wschodzącym nad Atlantykiem i planował każdą cholerną minutę każdej cholernej godziny, dopóki nad Pacyfikiem nie zapadła noc.Wtedy dopiero Coal kończył pracę, pakował do pudła śmieci z całego dnia, zabierał je do domu, czytał, odszyfrowywał zawarte w nich treści, zapamiętywał je i po kilku godzinach wracał na posterunek, strzelając na prawo i lewo śmiertelnie nudnym miszmaszem danych, które właśnie przetrawił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]