[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyszedłem,jak kto dobry, na podwieczerz, a ona do mnie: Ty psie, kasztanie, powiada, togospodarz jeszcze w polu, a ty, pada, przy-chodzisz już do domu? Za piecem, pada,się układziesz i będziesz na mnie mrygał? A ja ta nigdy na mią nie mrygałem, ino comnie widziała z Jagną ze dwora, com jej pomógł wiader ze studni wyciągać, to odtego czasu na mnie zła.Huknęła.mi misą o stół, mało mi strawa nie wyleciała, apotem i pożreć nie dalia, tylko tak mi wymyślała: Ty pogański synu, pada, tyodmieńcze, ty omętro, ty sufraganie! Dopiero, jak mi powiedziała: sufraganie , takja ją w pysk, ale ino tak, przez złości, a ona mnie warząchwią w łeb.Tu idealna Julia nie mogła już wytrzymać, ale złożywszy pięść i podsunąwszy jąpod nos Romea, krzyknęła przerazliwym głosem:- A nieprawda! nieprawda! nieprawda! Szczekasz jak pies!Potem rozpłakała się całym wezbranym sercem i zwróciwszy się do sądu, poczęławołać:- Jelemożny sądnie! O! ja nieszczęśliwa sierota, o dla Boga rety! Nie przy studni jajego z Jagną widziałam, żeby ich olśnęło! Rozpuśniku! powiadam, małoś ty razy gadoł do mnie, co mnie tak kochasz, żebyś ino zaraz chciał mnie pięścią pod ziobro!Ażeby on skapiał, żeby jemu język kołem stanął! Nie warząchwią by jego po łbie, oj!dołóż moja! ino kłonicą.Słońce jeszcze wysoko, a on już z pola schodzi i żreć woła!Mówię mu, jak kemu dobremu, grzecznie: ty złodziejski potrecie, to gospodarzjeszcze w polu, a ty już do dom? Ale sufraganie mu nie mówiłam, tak mi PanieBoże dopomóż.A żeby jego.W tym miejscu wójt przywołał do porządku obwinioną, uczyniwszy jej uwagę wkształcie zapytania:- Nie stuliszże ty mordy, utrapiona? Nastała chwilowa cisza; sąd począł silęnamyślać nad wyrokiem i - co za delikatne poczucie sytuacji! - pięciu złotych nieprzysądził żadnej Stronie, ale tylko tak dla zachowania swej powagi, jak i dlaprzestrogi wszystkim zakochanym parom w całej Baraniej Głowie, skazał skarżącychsię na odsiedzenie jeszcze dwudziestu czterech godzin w celkowym więzieniu i nazapłacenie na kancelarię po rubli srebrem jeden. Od Wacha Rechnia i Baśki %7łabianki na kancelarię po kopiejek srebrempięćdziesiąt , zapisał pan Zołzikiewicz.Po czym posiedzenie było skończone.Pan Zołziikiewicz wstał i pociągnął swojekortowe koloru piaskowego w górę, a fioletową kamizelkę na dół.Aawnicy, wzamiarze rozejścia się, już brali za czapki i bicze, gdy nagle drzwi zamknięte ponapadzie prosiąt rozwarły się na oścież i ukazał się w nich Rzepa chmurny jak noc, aza nim Rzepowa i Kruczek.Rzepowa była bledziusieńka jak płótno; jej śliczne delikatne rysy wyrażały smuteki pokorę, a w wielkich czarnych.oczach ukazywały się łzy, ściekające następnie po26policzkach.Rzepa wszedł było hardy, z głową zadartą, ale jak zobaczył cały sąd, tak zarazstracił minę i dość cichym głosem ozwał się:- Niech będzie pochwalony!- Na wieki wieków! - odpowiedzieli chórem ławnicy.- A wy tu czego chceta? - spytał groznie wójt, który zrazu zmieszał się, ale jużprzyszedł do siebie.- Sprawę jaką mata? Pobiliśta się czy co?Nadspodziewanie pan pisarz wtrącił:- Dajcie im mówić.Rzepa zaczął:- Jelemożny sądzie.A niech to najjaśniejsze.- Cichaj! Cichaj! - przerwała prędko kobieta i - dajże mnie mówić, a ty cichosiedz.To rzekłszy, obtarła fartuchem łzy i nos i głosem drgającym poczęła opowiadaćcałą sprawę.Ach! ale gdzież to ona przyszła? Oto przyszła na skargę na wójta i napisarza przed.wójta i pisarza. Wzięli go, mówiła, obiecowali mu las, byle podpisał,to i podpisał.Dali mu pięćdziesiąt rubli, a on był pijany i nie wiedział, że zaprzedajedolę swoją i moją, i dzieciaka.Pijany był, wielmlożny sądzie, pijany, jak nieboskiestworzenie! - mówiła dalej już z płaczem.- Toć pijany nie wie, co robi, toć i w sądzie,jak kto po pijanemu przeskrobie, to mu folgują, bo powiadają: nie wiedział, co robił.Na miłosierdzie Boże! a toć trzezwy człowiek nie sprzedałby za pięćdziesiąt rubli doliswojej! Oj, ulitujta wy się nade mną i nad nim, i nad dzieckiem niewinnym! W co jasię obrócę nieszczęśliwa sama, samiusieńka na świecie bez niego, bez nieboracyskamojego! Oj, Bóg wam za to da szczęście i zapłaci wam za biedaków!Tu łkanie przerwało jej dalsze słowa.Rzepa także płakał i wycierał co chwila nosw palce.Aawnicy posowieli i spoglądali jeden na drugiego, to znów na pisarza i wójta,nie wiedząc, co czynić.Aż Rzepowa znowu zebrała się z głosem i tak mówić poczęła:- Chłopsko chodzi jak struty.Ciebie, powiada, zabiję, dzieciaka zgładzę, chałupęspalę, a powiada, nie pójdę i nie pójdę.A cóżem ja winna, nieboga? albo i dzieciak?On już ani do gospodarstwa, ani do kosy, ani do siekaery, ino siedzi w izbie iwzdycha, i wzdycha, ale ja sądu czekałam; toć wy ludzie macie Boga w sercu i nanaszą krzywdę nie pozwolicie.Jezusie Nazareński, o Matko Boska Częstochowska!przyczyń-że Ty się, przyczyń za nami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]