[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na szczęście nie złamał sobie łapy, ale stracił mnóstwo czasu i psyniemal go dopadły.Gnał ile sił w nogach.Drzewa migały po bokach, jego łapyzdawały się ledwie dotykać zaścielonego liśćmi podłoża.Z położonymi uszamii wyciągniętą szyją przecinał powietrze niczym strzała.Jednak ujadające psybyły coraz bliżej.Wkrótce usłyszał za sobą ich oddechy i powarki- wanie.Byłyo krok od niego.Pogoń trwała już cały dzień, a psy, doskonale wyszkolone, nigdy nie dawałyza wygraną.Miały jeden cel: zmęczyć ofiarę.Kiedy wilk zrozumiał, że nie może już dalej uciekać, odwrócił sięgwałtownie i warcząc, wyszczerzył kły.Z najeżoną sierścią i wygiętymgrzbietem starał się wyglądać na potężniejszego i grozniejszego, niż był wrzeczywistości.Psy natychmiast się zatrzymały, a po chwili okrążyły wilka.Wszystkieujadały i przyskakiwały do niego, a on przykucał i warcząc z podniesionymiwargami, spod których wystawały zęby, przygotowywał się do walki.Ale psyjeszcze nie atakowały, tylko ujadały coraz głośniej, zbliżając się do ofiary.W pewnej chwili wilk spróbował ucieczki po raz ostatni.Uskoczył w bok,tam gdzie przeciwnicy zostawili odrobinę miejsca.Zdążył jednak zrobić ledwiekilka kroków, gdy nie wiadomo skąd skoczył na niego pies.*Większość mieszkańców Saratei powitała Aleę jak bohaterkę, wiwatując najej cześć, gdy tylko weszła do miasta.Niektórzy brali ją nawet w ramiona.Rozpoznała wiele osób, z którymi chętnie wyrównałaby rachunki, ale nie byłto czas na zemstę, a poza tym było też wielu mieszkańców miasteczka, którzymogliby wypomnieć jej liczne kradzieże.Ona też miała sobie wiele dozarzucenia.Erwan i Tagor próbowali, z mniejszym czy większym powodzeniem,trzymać ten rozhisteryzowany tłum na dystans, a Alea zmuszała się douśmiechu, by przynajmniej okazać swą wdzięczność.Jednak nie mogłaodpowiedzieć na wszystkie pytania, które jej zadawano.Kiedy w końcumieszkańcy miasteczka uspokoili się trochę, zapytała:- Gdzie jest kapitan Fahrio? Chciałabym z nim pomówić!W tłumie zapanowało poruszenie.Ludzie się rozstąpili.Aleaod razu rozpoznała dowódcę straży Wciąż nosił skórzaną zbroję, a na jegoplastronie widniała jaskółka, herb hrabstwa Sarre.- Dzień dobry, kapitanie - rzekła.- Zmieniłaś się nie do poznania, Aleo - odpowiedział, przyglądając siędziewczynie.http://chomikuj.pl/Manija.B85 - Musimy spokojnie porozmawiać - powiedziała pospiesznie.Kapitan skinął głową.- Chodzmy do koszar - zaproponował.Rozkazał mieszkańcom miasteczka, by się odsunęli, i skierował się w stronęwielkiej bramy.Erwan i Tagor szli z tyłu, eskortując Aleę, i wkrótce całaczwórka znalazła się w cichych koszarach, z dala od ciekawskich spojrzeńmieszczan.Fahrio zaprosił ich, by usiedli przy wielkim stole w głównej sali.BramSaratei pilnowało na stałe tylko trzech strażników, oprócz kapitana, wkoszarach mieszkało więc czterech ludzi, ale przeznaczone były dla większejliczby rycerzy, więc miejsca nie brakowało.- Ostatnim razem, gdy cię tu widziano - zaczął Fahrio - uciekałaś jakzłodziejka.Prawdę mówiąc, był aś złodziejką.Alea uśmiechnęła się do niego.- To nie do końca prawda.Ostatni raz, gdy mnie tu widziano, pracowałam wgospodzie Tary i Kerryego.- Racja, pod koniec odkupiłaś nieco swoje winy.Tak czy inaczej nigdy bymnie pomyślał, że pewnego dnia wrócisz, a mieszczanie powitają cię, jakbyś byłakrólową Galacji.- Przecież królowa Galacji też pochodzi z tego miasteczka! - odparła Alea.Fahrio nie mógł powstrzymać uśmiechu.- Tak, to prawda! Saratea to jednak bardzo wpływowe miasto, nie sądzisz?- Kapitanie, bardzo bym chciała mieć czas, by porozmawiać z tobą owszystkim, ale niestety nie po to tu przyszłam.Wiele ci zawdzięczam.Tegodnia kiedy znalazłam pierścień i sprzeczałam się z Almarem, doradziłeś mi,bym poszła do Tary i Kerryego, i to zmieniło moje życie.Rozmawiałeś ze mnąjak z dorosłą, zaufałeś mi, i choć wtedy tego nie wiedziałam, bardzo wiele mito dało.Dziękuję.- Nie ma za co, Aleo.Robiłem tylko to, co do mnie należało.- Tak czy inaczej, jestem tu dzisiaj, by prosić cię o pomoc.Czy wiesz, co siędzieje w Tarnei?- Nie - przyznał kapitan, marszcząc brwi.- Harcourt najechało i zajęło naszą stolicę.Dowódca straży wytrzeszczył oczy.- Kiedy? - zapytał z niedowierzaniem.- Wczoraj.Rycerze Płomienia zaatakowali zamek Albatha Ruada.- Na Mojrę! - wykrzyknął.- Właśnie zmierzałam do Tarnei ze swoją.ze swoją armią.Ale liczy onatylko pięciuset ludzi, podczas gdy Rycerzy Płomienia było co najmniej trzytysiące [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •