[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wielebna Lilith Grace zrezygnowała w dniu dzisiejszym z prowadzenia misji religijnej, podczas gdy trwa śledztwo dotycząceFundacji  Godziny łaski".Będzie przesłuchiwana jak tylko opuści szpital, prawdopodobnie w przyszłym tygodniu.Lily wyłączyła telewizor, a jej głowa opadła na poduszkę.- Dobrze wypadłam? - zapytała.- Tak - odparł Nick.- Byłaś wzruszająca.Lily spojrzała na Valerie.- Nic nie mówisz.Czy coś zle powiedziałam?- Nic.Powiedziałaś to, co ludzie powinni usłyszeć.- Ale coś ci się w tym nie podobało - nalegała Lily.- Coś mnie troszkę zaniepokoiło.Byłaś bardziej zręczna niż oczekiwałam, bardziej.profesjonalna.Zwłaszcza że chyba naprawdęjesteś tym przejęta.Usta Lily zadrżały.- Wiem.Nic na to nie poradzę.Sybille wynajęła tych wszystkich nauczycieli, którzy pokazali mi, jak oddychać, kiedy robić przerwę,a kiedy się uśmiechać, kiedy zniżać głos, a kiedy mówić w sposób uduchowiony.i nabrałam w tym takiej wprawy, że jak zanaciśnięciem guzika, przeze mnie czy Sybille, słowa same przychodzą, zaledwie je słyszę.Jesteś taka bystra, Valerie, zauważyłaś to,myślisz, że inni też? Chcę zapomnieć wszystko, czego nauczyła mnie Sybille i być znowu po prostu sobą.jeżeli zrozumiem, co toznaczy.Zamierzam iść do college'u i stykać się z ludzmi w moim wieku, nauczyć się czegoś o świecie i przemyśleć wszystko.Ale nie chcę, by myślano, że jestem.fałszywa.Czy byłam okropna, przedchwilą? Chciałam, by ludzie mi uwierzyli!- Uwierzą w twoje słowa - zapewnił ją Nick.- Byłaś bardzo dobra, a większość ludzi nie jest tak przenikliwa jak Valerie.W każdymrazie liczą się słowa, a my obydwoje je podziwialiśmy.Myślę, że nie powinnaś się tym martwić.- Tato, mogę z tobą przez chwilę porozmawiać? - zapytał Chad.Stał przy drzwiach, przestępując z nogi na nogę.Kiedy Nickpodszedł, zniżył głos.- Jak myślisz, czy mama to widziała?- Prawdopodobnie.Chyba mi mówiłeś, że ogląda wszystkie trzy programy z wiadomościami naraz.- Tak, ale może nie teraz.- Teraz bardziej niż kiedykolwiek, tak mi się wydaje.O czym myślisz, przyjacielu?- Pomyślałem sobie, że może ja.cóż, tak jakoś poczułem się nieswojo, myśląc o tym, że ogląda Lily, która mówi te wszystkierzeczy.Jest pewnie sama, nie ma przyjaciół, i myślę, że mogła się kiepsko poczuć po tym, co powiedziała Lily, jak ją kiedyś kochała iufała jej.Rozumiesz.Więc tak sobie pomyślałem, że może, wiesz, skoro nie ma nikogo.- Chcesz z nią porozmawiać?- No, tak.To znaczy, ona nie ma z kim pomówić, wiesz, ani nikogo.obok siebie.Nick przyciągnął syna do siebie, i potargał mu czuprynę.- Nie chodzi ci o rozmowę telefoniczną.Chcesz pojechać do Middleburga, tak?- Tak.- Chad popatrzył na niego.- Dzięki, tato.- Zdajesz sobie sprawę, że nie wejdę z tobą.- Nie, byłaby wściekła, gdybyś wszedł.Może mógłbyś zaczekać w samochodzie? Nie będę tam długo.Nigdy nie mamy specjalnie oczym rozmawiać, jak wiesz.- Wiem.- Nick podszedł do Valerie, siedzącej na fotelu obok łozka Lily.- Chad chce pojechać do Middleburga.To zajmie conajmniej paręgodzin.- Zostanę z Lily - odpowiedziała natychmiast.- A wy jedzcie, będę tu,jak wrócicie.Pochylił się i pocałował ją.- Dziękuję, kochanie.- Po czym wraz z Chadem wyszli, kierując się doMorgen Farms.Wszystkie lampy były zapalone.Dom wyglądał wręcz odświętnie, w każdym oknie jaśniało zapraszające światło, a rząd latarnioświetlał długi podjazd.- Wydaje przyjęcie - powiedział niepewnie Chad. - Nie sądzę - odparł Nick.- Nie widzę samochodów.- Ale.- Myślę, że nie chce siedzieć po ciemku.- Och.Nick zaparkował w pewnym oddaleniu od domu.- Ruszaj.I nie spiesz się.Mamy czas.- W porządku.- Chad otworzył drzwi, ale nie wysiadł.- Jak myślisz, czy ona się ucieszy na mój widok?- Nie wiem - odparł Nick.- Może się ucieszy i nie będzie umiała tego okazać.Może się wstydzi tego, co zrobiła i ciężko jej pogodzićsię z tym, że o tym wiesz.Nie wydaje mi się, byś miał spodziewać się, że będzie bardziej przyjazna niż kiedykolwiek przedtem.- Tak.Tak właśnie sobie myślałem.W porządku.- Chad wygramolił się z samochodu, zanim zdołał wymyślić coś innego i pognałpodjazdem, wzdłuż odświętnej iluminacji, do frontowych drzwi.Dzwonek rozbrzmiał bardzo głośno.- Wejdz - zaprosił lokaj.- Twoja mama jest w pokoju telewizyjnym.- Dzięki.- Chad wyminął go i pobiegł na górę do pokoju sąsiadującego z sypialnią Sybille.Kiedyś była to gotowalnia Valerie, terazznajdowały się tu cztery odbiorniki telewizyjne, dwa olbrzymie skórzane fotele i okrągły stolik do kawy, zarzucony książkami.Butelkakoniaku i kieliszek stały przy łokciu Sybille.- Cześć - powiedział Chad, zatrzymując się tuż za progiem, dopóki Sybille nie odwróciła się od czterech włączonych telewizorów, zktórych każdy odbierał inny kanał.Zmarszczyła brwi.- Co ty tu robisz?- Pomyślałem sobie, że może chciałabyś mieć towarzystwo.Mogę wejść?- Towarzystwo - powtórzyła.- Po co?- Ja, hm, ja widziałem.oglądałem.Czy mogę wejść!Wzruszyła ramionami, co Chad uznał za pozwolenie.Usiadł w jednym z olbrzymich foteli, usiłując nie zsuwać się w głąb po jegogładkiej skórze.Wszedł lokaj z tacą, na której stała szklanka, różne napoje i talerz ciasteczek.Postawił ją na stoliku do kawy, obok fotelachłopca i wyszedł równie bezszelestnie, jak wszedł.Chad przysunął się, i nalał do szklanki piwa imbirowego.Wziął kilka kostek lodu zkubełka Sybille i dwa ciasteczka.- Dzięki - powiedział.Sybille patrzyła w telewizory, przenosząc spojrzenie z jednego odbiornika na drugi.Chad odczekał chwilkę, nerwowo chrupiącciastka, starając się zebrać okruszki, jakie spadły mu na kolana.- Co oglądałeś? - spytała w końcu Sybille.Wciąż spoglądała na ekrany, ale dotknęła guzika wyłączając dzwięk.- Lily.W telewizji.Pomyślałem, że będzie ci przykro, jak to zobaczysz, bo powiedziała. - Wiem, co powiedziała.Dlaczego przyjechałeś?- Właśnie to mówiłem.Pomyślałem, że może ci być przykro.- I myślisz, że możesz coś na to poradzić?- Po prostu.- Chad wiercił się niespokojnie.Wolałby znalezć się gdziekolwiek indziej.Nie mógł znieść sposobu, w jaki matkatrzymała sztywno głowę, bo sprawiała wrażenie tak nieszczęśliwej, ale jednocześnie bał się, gdyż wyglądała dziko i nieprzystępnie.- Po prostu chcę ci powiedzieć, że jestem tutaj! - wypalił.- Nie znoszę być sam, gdy dzieje się coś strasznego i myślę, że ty też, i niechciałem, hm, nie chciałem, abyś się czuła osmotniona!Sybille poruszyła ustami.- To bardzo miło.Kochaj mnie, błagał w milczeniu Chad.Proszę, kochaj mnie, bodaj odrobinę.Siedziała nieruchomo, wpatrzona w ekrany.- Robi się z ciebie duży chłopak.Będziesz tak wysoki, jak ojciec.- Tak.Albo wyższy.On tak mówi.- Jego ramiona zgarbiły się.Chyba nie potrafi, pomyślał.Może nikt nigdy nie nauczył jej kochać.Chociaż [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •