[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem całkiem niezły w.skoku o tyczce.- Musiał się chwilę zastanowić, zanim przypomniał sobie ukraińskie słowo.Marek znowu się roześmiał.Spakował się, ale nadal miał w sobie zbyt wiele wiosennej energii, żeby zasnąć.Wyszedł na spacer, lecz nawet to mu nie wystarczało.Zaczął biec po ulicach, jak wtedy gdy był dzieckiem.Nigdy nie pozwalano mu wychodzić o tej porze; po raz pierwszy przekonał się ze zdziwieniem, że na ulicach nadal było sporo ludzi.Ale może wtedy było inaczej.Czyżby wówczas istniał zakaz sprzedaży alkoholu? A może była godzina policyjna? Jako dziecko nie zdawał sobie z tego sprawy, a jeśli nawet wiedział, to już zdążył zapomnieć.W amerykańskiej szkole przejął tamtejsze pojęcie o życiu w Związku Radzieckim, choć przecież je znał i wiedział, że składało się na nie coś więcej niż bieda i terror.Jednak wspomnienia życia w Kijowie zbladły, a może tylko zniknęły mu z pola widzenia, zastąpione przez amerykańskie wyobrażenia.Do pewnego stopnia i one były prawdziwe - wszystkie wieżowce przypominały okropnie brzydkie kawały betonu, noszące nikłe ślady prób upiększenia, całkiem jakby socjalizm zakładał wyrugowanie piękna z życia publicznego.Ale starsze części miasta nadal miały swój urok.Skierował się w stronę Starego Miasta i zatrzymał się dopiero przed Złotą Bramą, zbudowaną w 1037 roku.Dotknął kamiennych i ceglanych kolumn, które niegdyś legły w gruzach, lecz zostały odbudowane w mniej więcej pierwotnym kształcie.Kiedy Złota Brama została zbudowana, a mała świątyńka na szczycie łuku była jeszcze obita złoconą miedzią, od której wzięła się nazwa bramy, tu właśnie znajdował się środek Kijowa, a Kijów był środkiem największego, najpotężniejszego państwa Europy.Iwan wyobraził sobie, jak musiało wyglądać, pełne smrodu, hałasu i tłumów.Fanfary obwieszczające wjazd księcia Włodzimierza lub Jarosława Mądrego, jadących wraz ze swą świtą wśród wiwatujących poddanych.Oczywiście nie łudził się pięknymi wyobrażeniami - w rosyjskich legendach, historii i folklorze trudno by się doszukać okresu anachronicznych, ”rycerskich” złudzeń.Według nowoczesnych standardów ludzie żyli w biedzie i brudzie.Różnica pomiędzy arystokracją i niższymi klasami wyrażała się w jakości odzienia i ilości pożywienia.Po stroju poznawało się człowieka; mężczyźni obnosili bogactwo na sobie i swoich kobietach.A więc wiwatujące tłumy prezentowały odzienie w bardziej niepozornych kolorach, podczas gdy księcia i jego świtę okrywały z pewnością wschodnie jedwabie, nadające im wygląd orientalnych wielmożów, choć książęta pochodzili ze Skandynawii.Bogactwem Rusi był handel, a handlowano tkaninami i przyprawami z Dalekiego Wschodu.Więc oczywiście w powietrzu unosiły się nie tylko wyziewy ludzkich ciał, gnijących ryb i warzyw.Mieszały się z nimi oszałamiające aromaty cynamonu, pieprzu, kminku, bazylii, cząbru, papryki.Iwan wciągnął powietrze w płuca i niemal uwierzył, że doleciały go zabłąkane wonie dawnych dni.Teraz mógł ruszyć dalej.Pobiegł w dół zbocza ku dzielnicy Podole, gdzie dorastał.Pozostały tu jeszcze niektóre stare cerkwie i monastyry, ale większość budynków została zbudowana po roku 1800.Biegnąc po coraz bardziej znajomych chodnikach, czuł, że wraca do domu, a wkrótce zorientował się, że trafił na ulicę, przy której znajdował się jego dom.Teraz nawiedziły do prawdziwe wspomnienia, i to nie te złe, lecz obrazy miłych chwil z rodzicami i kolegami.Oto jego skrzynka na listy, oto miejsce, gdzie stary Jurij Denisowicz przesiadywał w cieple popołudnia na słońcu, zaś tutaj matka przychodziła z podarunkami dla Baby-Tili, starej Armenki, a może Gruzinki.W każdym razie kobiety z jakiejś egzotycznej i górzystej republiki.Matka codziennie przynosiła dla niej jakiś drobiazg.Czy Baba-Tila nadal tu mieszka?Iwan zwolnił i zatrzymał się przed budynkiem.W pierwszej chwili przyszło mu do głowy, że nie wie, który pokój należy do staruszki, ponieważ nigdy nie wszedł do środka.Baba-Tila zawsze siedziała na ganku, prawda? Nie.Poczęstunek, tak nazywała to matka, choć bardzo często były to tylko liście.Na herbatę, mówiła matka, więc to poczęstunek.Ale raz przyniosła staruszce ziemię.Śmiał się z tego, a ona tylko spojrzała na niego z niesmakiem.- Baba-Tila hoduje rośliny - powiedziała.- Ale to tylko ziemia.Co to za poczęstunek?Nie pamiętał, jak brzmiała odpowiedź matki.Pewnie w ogóle jej nie było.Być może matka zamknęła pudełko, wzięła go za rękę i wyszła z nim na spacer.De miał wtedy lat? Trzy? Pięć? Nie pamiętał.Wizyty u Baby-Tili skończyły się, kiedy poszedł do szkoły.A może właśnie nie - matka chodziła tam, gdy on siedział w klasie.Jakiś mężczyzna koło czterdziestki, nieco zawiany, wszedł po schodkach, zatrzymał się przy drzwiach i obejrzał na niego.- Czegoś trzeba? - odezwał się.- Już późno.- Znałem kiedyś kogoś, kto tu mieszkał.Babę-Tilę.Staruszkę.Mieszkała w tamtym pokoju.- Nie żyje.- Znał ją pan?- Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •