[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdytylko ujrzeli, kto do nich mówi, zignorowali wezwanie iodwrócili się z powrotem.- Polyam, powiedz im! - krzyknęła Daja, szarpiąc kobietę zaramię.- Powiedzieć im? - zapytała Polyam.- Ale co mam im po-wiedzieć?- Ze las się pali! - krzyknęła dziewczyna.- Jedziemy prosto wogień! - Widząc, że Polyam ciągle jeszcze się waha, Dajauniosła się gniewem.- Jestem w kontakcie z Sandry - warknę-ła.— Ona widzi to wszystko z zamku!Polyam rzuciła okiem na drzewa i dym, a następnie we-pchnęła lejce do rąk dziewczyny i sięgnęła na tył powozu w po-szukiwaniu swojej laski.- Czekaj tu - rozkazała.- I trzymaj je mocno.Zeskoczyła z kozła, lądując na ziemi, i zachwiała się gwał-townie, gdy jej drewniana noga zaczęła się ślizgać.Udało jejsię jednak uchronić przed przewróceniem i zaczęła brnąćnaprzód drogą, używając laski jako narzędzia do podciąganiasię.- Gdzie jest mimanderil — krzyknęła.- Wszyscy stać! Po-trzebny mi mimander, potrzebna gilav.- Przystanęła, zano-sząc się gwałtownym kaszlem.Gdy tylko odzyskała nad sobąkontrolę, znowu ruszyła, wzywając głośno przywódcówkarawany.Daja zacisnęła zęby z wściekłości.Wszyscy ignorowali po-malowaną na żółto Polyam.„No tak, oczywiście." - pomyślała ponuro.„Ona jest nie-czysta, ponieważ zetknęła się ze mną.Nie będą jej słuchać,póki nie zmyje mnie ze swojej skóry".Dziewczyna stanęła na wozie i nabrała powietrza.Jej płucazamieniły się w miech - któremu dym nie szkodził w żadensposób - a wtedy krzyknęła donośnym głosem:- Zatrzymajcie się wszyscy natychmiast, bo przysięgam naHakoi, że każdy gwóźdź w tej karawanie przerdzewieje nawylot! Potrafię to zrobić! - Wprawdzie nie potrafiła, ale o tymakurat Kupcy nie wiedzieli.- Każde kółko i każde okucie!Wóz najbliżej niej zwolnił, po czym zatrzymał się.Tak samouczynił wóz przed nim.„No proszę" - pomyślała ponuro Daja.„A zatem wystarczytylko odpowiednio się do nich zwracać".Gdzie on jest? - zapytała bezgłośnie swoich przyjaciół nawieży.- Gdzie jest ogień?Czy to coś po jej lewej stronie było błyskiem pomarańczo-wego światła?Pół mili przed karawaną i cięgle zbliża się do was długimmurem od wschodu - odpowiedziała jej Tris.- I.i.- Jejmagiczny głos nagle się załamał.Pożar przekroczył trakt przed wami - powiedziała ponuroSandry.- Macie zamkniętą drogę.Zmuś ich do zatrzymania sięalbo wjadą prosto w ogień.Daja pochwyciła lejce i zeskoczyła na ziemię.Ciągnąc zasobą osła, zbliżyła się do wozu z przodu, po czym uwiązała doniego zwierzę.Siedzący wewnątrz ludzie coś krzyknęli, obu-rzeni, że ich wóz został dotknięty przez trangshi, lecz Daja zi-gnorowała ich sprzeciw.Gdy osioł był już solidnieprzywiązany, dziewczyna pobiegła na czoło karawany, gdziePolyam krzyczała coś do swoich przywódców.- Droga jest zablokowana! - wrzasnęła Daja, gdy już znalazłasię na tyle blisko, że mogli ją usłyszeć.- Zawracajcie! Ogieńprzekroczył drogę!- Trangshi.- warknęła wściekła gilav Chandrisa - to, cozrobiłaś, skaziło nas wszystkich! Czy to od początku byłotwoim celem?- Mam gdzieś, czy jesteście skażeni, czy nie! - krzyknęładziewczyna.- Teraz obchodzi mnie tylko to, że właśniejedziecie prosto w ogień!- Byliśmy dla ciebie zbyt pobłażliwi.- odparła gilav, lecznie dane było jej dokończyć.- Dość tego - przerwał jej zdecydowany głos, przypomi-nający skrzeczenie wrony.Była to Polyam.- Matko, zróbciedokładnie to, co ona mówi.Gilav spojrzała na Polyam szeroko otwartymi ze zdziwieniaoczami.Okaleczona kobieta zbliżyła się do koni ciągnącychpiękny wóz Chandrisy, po czym ujęła cugle i zaczęła zawracaćzaprzęg.Przodownik karawany zawrócił konia i poprowadził gowzdłuż sznura powozów, udzielając wskazówek każdemuwoźnicy z osobna.Powoli i po kolei wozy zaczęły zawracać.Nikt nie wiedział bowiem lepiej od Kupców, że pośpiech mógłspowodować splątanie się uprzęży i uszkodzenie kół.Wszyscydziałali ostrożnie, przez cały czas obserwując ze strachemgęsty całun dymu po wschodniej stronie traktu.Daja podeszła do Polyam.- Nigdy nie mówiłaś, że to twoja matka - stwierdziła cicho.- Od czasu, gdy góra pozbawiła mnie nogi, nie jest to już coś,co przynosi nam chwałę - mruknęła w odpowiedzi Polyam.- Aty dokąd idziesz? - zapytała, widząc, że Daja nie zawraca, leczkieruje się traktem na południe.- Chcę sprawdzić, jak bardzo zbliżył się do nas ogień.Droga poprowadziła dziewczynę łagodnie w górę, na nie-wielkie wzniesienie i dalej, przez mostek rozciągnięty nadkorytem wyschniętej rzeczki.Daja wspięła się na kolejnewzniesienie i przystanęła na jego szczycie.Trzysta jardów przed nią wszystkie drzewa po obydwustronach drogi płonęły niczym pochodnie.Paliła się też ziemiapod nimi, co przypomniało Daji słowa Ciernistej Róży ościółce.Niesione przez wiatr zbite kępy płonących liści, któreniedawno były wiewiórczymi gniazdami, spadały tam, gdziejeszcze nie było ognia, w przeciągu kilku chwil rodząc kolejnewściekłe jęzory płomieni.Ogień rozszerzał się, wydając z siebie ryki podobne do tych,jakie Daja słyszała niegdyś podczas trzęsienia ziemi.Dziewczyna łyknęła wody z manierki i zaczęła sięgorączkowo zastanawiać.Wiedziała, że jeśli pozwoli pożodzerozprzestrzeniać się dalej, to w końcu dosięgnie ona teżKupców.Ci ludzie potrzebowali czasu, aby zawrócić wozy izwierzęta na tym zapadniętym leśnym trakcie.Musiała więc wjakiś sposób powstrzymać rozprzestrzeniający się pożar.Tri5? - zawołała bezgłośnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]