[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.OCH, MOJA TO WINA, %7łE PODDAAEM SI SAABOZCIOM TEGO, CO Z BRAKULEPSZEGO SAOWA NAZW CIAAEM! Moja laska, idioto! Daj laskę! bełkotał Albert. Słucham?SAUSZNIE UCZYNIAEZ, SAUGO, %7łE PRZYWOAAAEZ MNIE DO ROZSDKU,rzekł Zmierć.NIE TRAMY CZASU. Moja la.!Nastąpiła implozja i gwałtowny podmuch.Płomyki świec na moment wyciągnęły sięniby ogniste linie, po czym zgasły.Minęło nieco czasu.Gdzieś znad podłogi rozległ się głos kwestora: To bardzo brzydko, Rincewindzie.Jak mogłeś w takiej chwili zgubić jego laskę?Przypomnij mi kiedyś, żebym cię surowo ukarał.Czy ktoś mógłby zapalić światło? Nie wiem, co się z nią stało! Stała tu, oparta o kolumnę, i nagle. Uuk. Aha. rzekł Rincewind. Dodatkowa porcja bananów dla małpy zdecydował kwestor.Błysnęła zapałka i komuś udało się zapalić świecę.Magowie podnosili się z podłogi. To była lekcja dla nas wszystkich mówił dalej kwestor, strzepując z szaty kurzi krople zastygłego wosku.Podniósł głowę, spodziewając się znowu zobaczyć na postu-mencie statuę Alberta Malicha. Najwyrazniej nawet posągi mogą się poczuć urażone stwierdził. Ja sam pa-miętam, że na pierwszym roku wypisałem swoje imię na.zresztą mniejsza z tym.Dorzeczy.Tu i teraz proponuję, żeby ufundować nowy pomnik.Odpowiedziała mu martwa cisza. Powiedzmy, jego dokładny wizerunek odlany ze złota.Odpowiednio zdobionyklejnotami, należnymi naszemu wspaniałemu założycielowi mówił dalej niezrażony. A żeby nie dopuścić, by studenci w jakikolwiek sposób bezcześcili posąg, proponu-ję ustawić go w najgłębszej piwnicy kontynuował. I zamknąć drzwi dodał jesz-cze.Magowie wyraznie poweseleli. I wyrzucić klucz? upewnił się Rincewind. I zaspawać drzwi odparł kwestor.Właśnie pomyślał o Załatanym Bębnie.A zachwilę przypomniał sobie o ćwiczeniach fizycznych. A potem zamurować wejście159 rzekł z mocą.Rozległy się oklaski. I wyrzucić murarza! zachichotał radośnie Rincewind.Zaczynało mu się to podobać.Kwestor zmarszczył brwi. Nie należy przesadzać upomniał.* * *W ciszy nocy większa niż inne wydma wybrzuszyła się wolno i opadła, odsłaniającPimpusia.Wydmuchiwał piasek z nozdrzy i potrząsał grzywą.Mort otworzył oczy.Powinno istnieć słowo określające tę krótką chwilę tuż po przebudzeniu, gdy umysłwypełnia ciepłe, różowe nic.Człowiek leży sobie całkowicie bezmyślnie, świadom je-dynie narastającego podejrzenia, że niczym skarpeta wypełniona mokrym piaskiemw ciemnym zaułku zbliżają się ku niemu wspomnienia, bez których doskonale mógł-by się obejść, a z których wynika, iż jedynym, co czyni przyszłość bardziej znośną jestpewność, że będzie ona raczej krótka.Mort usiadł i przytrzymał rękami głowę, żeby się nie odkręciła.Wzgórek obok poruszył się i Ysabell usiadła z wysiłkiem.Miała piasek we włosachi twarz brudną od pyłu piramid.Niektóre kosmyki włosów były przypalone na koń-cach.Dziewczyna patrzyła tępo na Morta. Uderzyłaś mnie? zapytał, delikatnie masując szczękę. Tak. Aha.Spojrzał w niebo, jakby mogło mu coś przypomnieć.Miał gdzieś dotrzeć i to wkrót-ce, pomyślał niewyraznie.A potem jeszcze coś przyszło mu do głowy. Dziękuję powiedział. Zawsze do usług. Ysabell wstała i spróbowała usunąć z sukienki brud i paję-czyny. Mamy ratować tę twoją księżniczkę? spytała obojętnie.Osobista, wewnętrzna rzeczywistość Morta wyrwała się na powierzchnię świado-mości.Poderwał się ze zduszonym krzykiem, popatrzył na eksplodujące pod powieka-mi błękitne fajerwerki i opadł z powrotem.Ysabell chwyciła go pod pachy i postawiana nogi. Zejdzmy nad rzekę zaproponowała. Oboje powinniśmy się czegoś napić. Co się ze mną działo?Wzruszyła ramionami jak najlepiej potrafiła, jednocześnie podtrzymując go. Ktoś przeprowadził Rytuał AshkEnte.Ojciec tego nie cierpi.Mówi, że zawsze go160przywołują w najmniej odpowiednim momencie.Ta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]