[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zmierdziuch stojący na pokładzie zrobił krok naprzód i dał znak, aby się uciszyli. Obry Nibylandioooo!  wrzasnął, wydymając policzki i trzęsąc brzuchem.Zwinąć grotżagiel, zuchy, bo oto on  przebiegły sztokfisz, wściekła barrakuda, naj-większy nikczemnik siedmiu mórz a nadto elegant niezrównany, człowiek tak głęboki,151 że niemal nieprzenikniony i tak szybki, że nawet zasypia raz dwa! Oto nasz rekin nie-zwyciężony o żelaznej ręce  kapitan Jakub Hak!Pirat przezywany Aaskotką nacisnął z całych sił harmonię, armaty wystrzeliły obło-kami ognia, a okrzyki pirackiej załogi stały się jeszcze donośniejsze.Wtedy otworzyły się szeroko drzwi kapitańskiej kajuty i ukazał się w nich JakubHak, pirat o ponurej sławie.Na pierwszy rzut oka przypominał swój okręt  a może raczej było na odwrót.Wy-muskany i szczupły, wyglądał złowieszczo od koniuszka ostrego nosa po czubki butów.Jego kapitański płaszcz uszyty był z czarnego i czerwonego materiału, szamerowanyzłotem.Przez ramię przewieszoną miał złotą szarfę z frędzlami, na której dyndał kor-delas.Pod szyją koronkowa kryza, a nad nią twarz jak dziób okrętu prujący morskąpianę.Czarne włosy spadały mu pierścieniami na ramiona niczym liny z masztu.Jegokapitański, trójgraniasty kapelusz wyglądał dokładnie tak jak reling rufy  Wesołego Ro-gera  tyle, że bez syczących węży.Ten drobny brak z naddatkiem nadrabiała jednaktwarz kapitana Haka  okrutna, surowa, pogardliwa, z wąsami zakręconymi jak żmijei oczami, które mogły zmrozić ptaka w locie.152 Zamiast lewej dłoni miał swój słynny, straszliwy hak, którego świeżo naostrzonyczubek połyskiwał w słońcu.Spojrzał z pogardą na tłum i uniósł w górę prawą dłoń z koronkowym mankietem,łaskawie przyjmując ich hołdy. Spójrz, panie, jak cię wielbią ci ludzie!  próbował przypochlebić mu się roz-promieniony Zmierdziuch.Hak skrzywił się i wycedził półgębkiem: Dziadowskie nasienie.Jakże ja nimi pogardzam.Dwustu osiłków, a żaden z nich nie umiał czytać, ledwie jeden czy dwóch odróżniałołyżkę od widelca i tylko kilku umiało liczyć do dziesięciu.To było obrzydliwe.Hakwestchnął.Mimo wszystko dowodził nimi. Dżentelmeni!  zawołał. Wy, tępe, żałosne, leniwe wory trzewi!Jego załoga zawyła dziko w zachwycie.Ręka z hakiem przecięła powietrze. Zemsta!Natychmiast zapadła cisza.Hak uśmiechnął się promiennie.153  Należy do mnie.Zarzuciłem haczyk, jeśli mogę tak powiedzieć, z narybkiem naprzynętę.Dzieci Piotrusia Pana sprowadzą go tu do mnie.Wreszcie pozbędę się tegopaskudnego chłopca, który odciął moją rękę i.(tu zniżył boleśnie głos) i rzucił jąkrokodylowi na pożarcie.Głos uwiązł mu w gardle.Zmierdziuch szybko wykorzystał ten moment. Kto zabił tego cwanego krokodyla?  zwrócił się do tłumu. Hak! Hak! Hak!  ryknęli chórem piraci. Kto go wypchał i uciszył na zawsze jego budzik? Hak! Hak! Hak! Kto popłynął na drugi koniec świata, żeby porwać dzieciaki Piotrusia Pana, prze-mierzając szlak do Anglii po nieznanych wodach i stawiając czoła nieznanym niebez-pieczeństwom? Hak! Hak! Hak!Kapitan doszedł do siebie na tyle, aby zdać sobie sprawę, że Zmierdziuch przywłasz-czył sobie jego przemówienie.Chwycił go za kołnierz i odsunął go na bok. To mój występ, Zmierdziuchu  zasyczał. Spływaj.154 Znów zwrócił się do swojej załogi, ale tym razem jego twarz była ponura. A teraz  który z was zwątpił we mnie?Hałaśliwy tłum przycichł. Wiem, co mówię!  warknął Hak. Jest wśród was taki.Który to? Kto nie jestswój? Ktoś tu nie jest swój.Przebiegł oczami po wylęknionych twarzach. Obcy wśród swoich! Trzeba go wyrwać z korzeniami jak chwast!Zapadła grobowa cisza.Wszyscy piraci stali bez ruchu jak skamieniali, bojąc sięnawet drgnąć powieką.Nikt nie chciał zwracać na siebie uwagi.Dałoby się usłyszećodgłos padającej szpilki.I nagle stało się.Jeden z piratów nierozważnie spróbował otrzeć pot z czoła i strąciłna ziemię szpilę zdobiącą jego kapelusz.Brzdęk!Wszystkie oczy zwróciły się na nieszczęśnika [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •