[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Będziecie się całować po francusku? – rzucaznienacka Brandon.– Taaa.Zamknij oczy – mówi Carlos i naciągakoc, żeby nam zapewnić chociaż trochęprywatności.– Nigdy więcej cię nie zostawię –szepcze w moje usta.– To dobrze.Bo nie pozwolę ci na to.–Odchylam się trochę w tył.– Ja też cię nigdy niezostawię.Pamiętaj o tym, okej?– Okej.– To znaczy, że będziesz chodził ze mną pogórach?– Zrobię, co zechcesz, Kiara.Nie czytałaśliściku, który włożyłem do szafki? Jestem twój.– A ja twoja.Na zawsze i jeden dzień dłużej.EpilogDwadzieścia sześć lat później.Carlos Fuentes patrzy, jak jego żona – a jest niąod dwudziestu lat – podlicza dzienny utarg.Interesy w warsztacie McConnell, który kupili,kiedy skończył służbę, idą całkiem dobrze.Nawet w gorszych latach powodziło im sięzupełnie nieźle.Jego żona zawsze ceniła proste życie, mimo że było ich stać na więcej.Do licha,największą przyjemność sprawiało jej wspinaniesię na Kopułę – i dlatego stało się to ichcotygodniowym rytuałem.Lubiła też narty i snowboard.Carlos zabierałKiarę i dzieciaki do zimowych kurortów, aleprzyglądał się tylko z daleka, jak żona uczy ich trzy córki zjeżdżać na nartach, a potem nasnowboardzie.Bardzo lubiły, kiedy dołączał donich stryj Luis.Jako jedyny z braci Fuentesówbył na tyle szalony, żeby śmigać z dziewczynami po stromych górskich stokach.Carlos wyciera ręce w szmatę.Wymieniłwłaśnie olej w samochodzie swojego staregoprzyjaciela Rama.– Kiara, musimy porozmawiać o tymchłopaku, którego twój ojciec wcisnął nam podopiekę.– To dobry dzieciak.– Kiara podnosi wzrok namęża i posyła mu krzepiący uśmiech.–Potrzebuje kogoś, kto nim pokieruje.I domu.Trochę mi przypomina ciebie.– Nie żartuj sobie.Widziałaś, ile ten delikwentma kolczyków? Wolę nie wiedzieć, w jakichmiejscach.Jak na zawołanie pod warsztat podjeżdża ichnajstarsza córka Cecilia.Obok niej siedziwspomniany delikwent.– Ma za długie włosy.Wygląda jak chica z brodą – dodaje Carlos.– Ciii, bądź miły – strofuje go żona.– Gdzie byliście? – pyta Carlos oskarżycielskim tonem, gdy dwoje nastolatków – trzecia klasaliceum – wysiada jednocześnie z auta Cecilii.Oboje milczą.– Dylan, chodź ze mną.Pora na męskąrozmowę.Małolat przewraca oczami, ale idzie zCarlosem na zaplecze, gdzie znajduje się biuro.Carlos zamyka drzwi i siada w fotelu zabiurkiem.Wskazuje Dylanowi, żeby usiadł podrugiej stronie.– Mieszkasz z nami od tygodnia, ale miałemtyle pracy w warsztacie, że nie zdążyłem cipowiedzieć o obowiązujących w domu zasadach– zaczyna Carlos.– Posłuchaj, staruszku – odpowiada leniwiemałolat, po czym rozpiera się w fotelu i kładzie brudne buty na biurku Carlosa.– Mam gdzieśzasady.Staruszku? Mam gdzieś zasady? Cholera, tymdzieciakiem trzeba solidnie potrząsnąć.Prawdęmówiąc, Carlos też dostrzegł w nim cząstkę swojej dawnej, buntowniczej natury.Kiedyprzyjechał do Kolorado, nie mógłby sobie nawetwymarzyć lepszego zastępczego ojca niż Dick.Do diabła, mówił do niego „tato”, zanim jeszcze ożenił się z Kiarą.Nie potrafił sobie nawetwyobrazić, jak potoczyłoby się jego życie, gdybynie pokierował nim wtedy ojciec przyszłej żony.Spycha z biurka nogi Dylana, a potemwspomina ten dzień, gdy tata Kiary wygłosiłprzemowę podobną do tej, jaką teraz sam mapalnąć małolatowi.– Uno, zakaz narkotyków i alkoholu.Dos, bez wulgarnego słownictwa.Mam trzy córki i żonę,więc się wyrażaj.Tres, w tygodniu wolno siedzieć do dziesiątej trzydzieści; w weekend do północy.Cuatro, masz po sobie sprzątać i pomagać w domu, kiedy ktoś cię o to prosi, tak jak nasze córki.Cinco, telewizja dopiero po odrobieniu lekcji.Seis… – Nie mógł sobie przypomnieć, jaka była szósta zasada jego teścia,ale to nie miało znaczenia.Carlos wymyśliłwłasną i chciał, by zabrzmiało to głośno idobitnie.– Randki z Cecilią nie wchodzą w grę.Nawet o tym nie myśl.Masz pytania?– Taaa, jedno.– Małolat wychyla się do przodui patrzy Carlosowi prosto w oczy ze złośliwymuśmieszkiem.– Co będzie, jak złamię którąś ztych pieprzonych zasad?PodziękowaniaTa książka nie powstałaby bez Emily Easton, mojejredaktorki,którarazemzemnąprzedzierała się przez kolejne wersje historii Carlosa.Powinnaś za to zostać świętą.Składam specjalne podziękowania doktorOlympii González, która pomogła mi okrasićpowieść hiszpańskim językiem i meksykańskimkolorytem.Za wszelkie błędy, które popełniłam, ponoszę pełną odpowiedzialność, ale mamnadzieję, że jest pani ze mnie dumna.Jestem szczęściarą, że mam do pomocy takieprzyjaciółki i współpracowniczki jak RuthKaufman i Karen Harris
[ Pobierz całość w formacie PDF ]