[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Toteż mając lat ośmnaście, panna Izabela tyranizowała mężczyzn chłodem.Kiedy Wiktor Emanuel razpocałował ją w rękę, uprosiła ojca, że tego samego dnia wyjechali z Rzymu.W Paryżu oświadczył sięjej pewien bogaty hrabia francuski, odpowiedziała mu, że jest Polką i za cudzoziemca nie wyjdzie.Podolskiego magnata odepchnęła zdaniem, że odda swoją rękę tylko temu, kogo pokocha, a na co sięjeszcze nie zanosi, a oświadczyny jakiegoś amerykańskiego milionera zbyła wybuchem śmiechu.Takie postępowanie na kilka lat wytworzyło dokoła panny pustkę.Podziwiano ją i wielbiono, ale zdaleka; nikt bowiem nie chciał narażać się na szyderczą odmowę.Po przejściu pierwszego niesmaku panna Izabela zrozumiała, że małżeństwo trzeba przyjąć takim, jakiejest.Była już zdecydowana wyjść za mąż, pod tym wszakże warunkiem, aby przyszły towarzysz -podobał się jej, miał piękne nazwisko i odpowiedni majątek.Rzeczywiście, trafiali się jej ludzie piękni,majętni i utytułowani; na nieszczęście jednak, żaden nie łączył w sobie wszystkich trzech warunków,więc - znowu upłynęło kilka lat.Nagle rozeszły się wieści o złym stanie interesów pana Tomasza i - z całego legionu konkurentów -zostało pannie Izabeli tylko dwu poważnych : pewien baron i pewien marszałek, bogaci, ale starzy.Teraz spostrzegła panna Izabela, że w wielkim świecie usuwa jej się grunt pod nogami, więczdecydowała się obniżyć skalę wymagań.Ale że baron i marszałek, pomimo swoich majątków budzili wniej niepokonaną odrazę, więc odkładała stanowczą decyzję z dnia na dzień.Tymczasem pan Tomaszzerwał z towarzystwem.Marszałek nie mogąc się doczekać odpowiedzi wyjechał na wieś, strapionybaron za granicę i - panna Izabela pozostała kompletnie samą.Wprawdzie wiedziała, że każdy z nichwróci na pierwsze zawołanie, ale - którego tu wybrać ?.jak przytłumić wstręt ?.Nade wszystko zaś,czy podobna robić z siebie taką ofiarę mając niejaką pewność, że kiedyś odzyska majątek, i wiedząc, żewówczas znowu będzie mogła wybierać.Tym razem już wybierze, poznawszy, jak ciężko jej żyć pozatowarzystwem salonów.Jedna rzecz w wysokim stopniu ułatwiała jej wyjście za mąż dla stanowiska.Oto panna Izabela nigdy.nie była zakochaną.Przyczyniał się do tego jej chłodny temperament, wiara, że małżeństwo obejdziesię bez poetycznych dodatków, nareszcie miłość idealna, najdziwniejsza, o jakiej słyszano.Raz zobaczyła w pewnej galerii rzezb posąg Apollina, który na niej zrobił tak silne wrażenie, że kupiłapiękną jego kopię i ustawiła w swoim gabinecie.Przypatrywała mu się całymi godzinami, myślała o nimi.kto wie, ile pocałunków ogrzało ręce i nogi marmurowego bóstwa ?.I stał się cud: pieszczonyprzez kochającą kobietę głaz ożył.A kiedy pewnej nocy zapłakana usnęła, nieśmiertelny zstąpił zeswego piedestału i przyszedł do niej w laurowym wieńcu na głowie, jaśniejący mistycznym blaskiem.Siadł na krawędzi jej łóżka, długo patrzył na nią oczyma, z których przeglądała wieczność, a potemobjął ją w potężnym uścisku i pocałunkami białych ust ocierał łzy i chłodził jej gorączkę.Odtąd nawiedzał ją coraz częściej i omdlewającej w jego objęciach szeptał on, bóg światła, tajemnicenieba i ziemi, jakich dotychczas nie wypowiedziano w śmiertelnym języku.A przez miłość dla niejsprawił jeszcze większy cud, gdyż w swym boskim obliczu kolejno ukazywał jej wypiększone rysy tychludzi, którzy kiedykolwiek zrobili na niej wrażenie.Raz był podobnym do odmłodzonego jenerała-bohatera, który wygrał bitwę i z wyżyn swego siodłapatrzył na śmierć kilku tysięcy walecznych.Drugi raz przypominał twarzą najsławniejszego tenora,któremu kobiety rzucały kwiaty pod nogi, a mężczyzni wyprzęgali konie z powozu.Inny raz byłwesołym i pięknym księciem krwi jednego z najstarszych domów panujących ; inny raz dzielnymstrażakiem, który za wydobycie trzech osób z płomieni na piątym piętrze dostał legię honorową ; innyraz był wielkim rysownikiem, który przytłaczał świat bogactwem swojej fantazji, a inny raz weneckimgondolierem albo cyrkowym atletą nadzwyczajnej urody i siły.Każdy z tych ludzi przez pewien czas zaprzątał tajemne myśli panny Izabeli, każdemu poświęcałanajcichsze westchnienia rozumiejąc, że dla tych czy innych powodów kochać go nie może, i - każdy znich za sprawą bóstwa ukazywał się w jego postaci, w półrzeczywistych marzeniach.A od tych widzeńoczy panny Izabeli przybrały nowy wyraz- jakiegoś nadziemskiego zamyślenia.Niekiedy spoglądały onegdzieś ponad ludzi i poza świat; a gdy jeszcze jej popielate włosy na czole ułożyły się tak dziwnie,jakby je rozwiał tajemniczy podmuch, patrzącym zdawało się, że widzą anioła albo świętą.Przed rokiem w jednej z takich chwil zobaczył pannę Izabelę Wokulski.Odtąd serce jego nie zaznałospokoju.Prawie w tym samym czasie pan Tomasz zerwał z towarzystwem i na znak swoich rewolucyjnychusposobień zapisał się do Resursy Kupieckiej.Tam z pomiatanymi niegdyś garbarzami, szczotkarzami idystylatorami grywał w wista, głosząc na prawo i na lewo, że arystokracja nie powinna zasklepiać się wwyłączności, ale przodować oświeconemu mieszczaństwu, a przez nie narodowi.Za co wywzajemniającsię, dumni dziś garbarze, szczotkarze i dystylatorzy raczyli przyznawać, że pan Tomasz jest jedynymarystokratą, który pojął swe obowiązki względem kraju i spełnia je sumiennie.Mogli byli dodać: spełniaco dzień od dziewiątej wieczór do północy.I kiedy w ten sposób pan Tomasz dzwigał jarzmo stanowiska, panna Izabela trawiła się w samotności iciszy swego pięknego lokalu.Nieraz Mikołaj już twardo drzemał w fotelu, panna Florentyna, zatkawszysobie uszy watą, na dobre spała, a do pokoju panny Izabeli sen jeszcze nie zapukał, odpędzany przezwspomnienia.Wtedy zrywała się z łóżka i odziana w lekki szlafroczek całymi godzinami chodziła posalonie, gdzie dywan głuszył jej kroki i tylko tyle było światła, ile go rzucały dwie skąpe latarnie uliczne.Chodziła, a w ogromnym pokoju tłoczyły się jej smutne myśli i widziadła osób, które tu kiedyś bywały.Tu drzemie stara księżna; tu dwie hrabiny informują się u prałata: czy można dziecko ochrzcić wodąróżaną? Tu rój młodzieży zwraca ku niej tęskne spojrzenia albo udanym chłodem usiłuje podniecić wniej ciekawość; a tam girlanda panien, które pieszczą ją wzrokiem, podziwiają albo jej zazdroszczą.Pełno świateł, szelestów, rozmów, których większa część, jak motyle około kwiatów, krążyły około jejpiękności.Gdzie ona się znalazła, tam obok niej wszystko bladło; inne kobiety były jej tłem, amężczyzni niewolnikami.I to wszystko przeszło!.I dziś w tym salonie - chłodno; ciemno i pusto.Jest tylko ona i niewidzialnypająk smutku, który zawsze zasnuwa szarą siecią te miejsca, gdzie byliśmy szczęśliwi i skąd szczęścieuciekło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]