[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Siostro Halla - powiedział Lawler, pozdrawiając je.- Siostro Mariam.Siostro Thecla.Spojrzały na niego, jak gdyby powiedział coś plugawe­go.Wzruszył ramionami i poszedł dalej.Główny zbiornik znajdował się tuż ponad nim, kryty, okrągły pojemnik o wysokości trzech i średnicy pięćdzie­sięciu metrów, skonstruowany z polakierowanych kołków bambusa morskiego, związanych pomarańczowymi obrę­czami z liści glonów i uszczelniony wewnątrz czerwoną smołą, wyprodukowaną z ogórków wodnych.Ze zbiornika wychodził skomplikowany labirynt drewnianych rur bieg­nących w kierunku chat, znajdujących się tuż za nim.Ten zbiornik był najprawdopodobniej najważniejszą konstruk­cją w osadzie.Zbudowali go pierwsi ludzie, którzy tutaj dotarli, jakieś pięć generacji wstecz, na początku dwudzie­stego czwartego wieku, kiedy Hydros była ciągle jeszcze używana jako karna kolonia i wymagała stałego utrzymania, łatania, uszczelniania i dociskania bez końca.Przez ostatnie dziesięć lat mówiło się o wymianie zbiornika na coś bardziej eleganckiego, lecz jak dotąd nic nie zrobiono i Lawler wątpił, żeby w przyszłości coś się zmieniło.Zbiornik dość do­brze służył swoim celom.Podchodząc do wielkiego, drewnianego zbiornika Lawler zobaczył duchownego, który niedawno przybył na Hydros, ojca Quillana z Kościoła Wszystkich Światów, wy­chylającego się wolno zza niego i robiącego coś nadzwyczaj dziwnego.Co każde dziesięć kroków Quillan zatrzymywał się, obracał twarzą do ściany zbiornika i wyciągał ramiona, jak gdyby chciał go objąć, z namysłem przyciskając końce palców do ściany tu i tam, jakby poszukując przecieków.- Obawia się pan, że ściana trzaśnie? - zawołał do niego Lawler.Duchowny był przybyszem spoza tego świata.Na Hydros przebywał niecały rok, a na Sorve pojawił się kilka tygodni wcześniej.- Nie ma potrzeby się o to martwić.Quillan szybko obejrzał się, wyraźnie zmieszany.Odjął ręce od ściany zbiornika.- Dzień dobry, Lawler.Duchowny był krępym mężczyzną o surowym wyglą­dzie, łysiejącym i gładko wygolonym, który mógł równie dobrze mieć czterdzieści pięć, co sześćdziesiąt lat.Był szczupły, jak gdyby wypocił z siebie całe ciało, miał długą, owalną twarz i bardzo kościsty nos.Oczy, głęboko osadzo­ne, miały kolor chłodnego, jasnego błękitu, skóra zaś była bardzo blada i wyglądała na wybieloną, choć jednostajna dieta, składająca się z.produktów pochodzenia morskiego, którymi żywili się ładzie na Hydros, zaczynała nadawać mu charakterystyczną, śniadą cerę o morskim odcieniu, którą posiadali starzy osadnicy: można by powiedzieć, że glony wydostawały się przez skórę.Lawler powiedział:- Zbiornik jest niezwykle mocny.Proszę mi wierzyć, ojcze.Spędziłem tutaj całe swoje życie i ani razu zbiornik nie poprzerywał ścian.Nie moglibyśmy sobie na to pozwolić.Quillan zaśmiał się nieśmiało.- W zasadzie nie o to mi chodziło.Tak naprawdę chciałem objąć jego siłę.- Rozumiem.- Odczuć całą zamkniętą w nim moc.Doświadczyć wielkiej, skrępowanej siły: tony wody zatrzymane niczym więcej jak tylko ludzką wolą i zdecydowaniem.- A także bambusem morskim i obręczami, ojcze.Nie wspominając o łasce boskiej.- No tak - powiedział Quillan.Bardzo szczególne - obejmować zbiornik, aby do­świadczyć jego siły.Jednak Quillan zawsze zachowywał się równie dziwacznie.Wydawało się, że był w tym człowieku jakiś desperacki głód; głód łaski, litości, poddania się cze­muś większemu niż on sam.Być może głód samej wiary.Lawlerowi wydawało się, że człowiek, który uważał się za duchownego, nie powinien tak bardzo potrzebować ducha.Powiedział:- Wie pan, że zaprojektował go mój prapradziadek, Harry Lawler, jeden z Założycieli? Jak mówił mój dziadek, Harry był w stanie zrobić wszystko, do czego przyłożył ręce.Wyciąć wyrostek robaczkowy, przeprowadzić statek od wyspy do wyspy, zaprojektować zbiornik.- Lawler urwał, po czym dodał: - Zesłano go tutaj za zbrodnię, a ściśle mówiąc, za zabójstwo.- Nie wiedziałem.A zatem pańska rodzina zawsze mieszkała na Sorve?- Od początku.Urodziłem się tutaj.Dokładnie sto osiemdziesiąt metrów od miejsca, gdzie teraz stoimy.- Lawler czule klepnął ścianę zbiornika.- Dobry, stary Harry.Bez tego mielibyśmy kłopoty.Widzi pan, jak suchy jest nasz klimat.- Zaczynam się przekonywać - powiedział duchow­ny.- Czy tutaj nigdy nie pada deszcz?- W pewnych porach roku - odrzekł Lawler.- Ale to nie jest jedna z tych pór.Nie zobaczy pan tutaj deszczu przez kolejne dziewięć, dziesięć miesięcy.Oto dla­czego postaraliśmy się, aby nasze zbiorniki nie przepusz­czały wody.Na Sorve woda występowała w niedostatecznej ilości: przynajmniej ta woda, której mogli używać ludzie.Przez większą część roku wyspa podróżowała przez suche obsza­ry.Odpowiadały za to nieubłagane prądy morskie.Pływa­jące wyspy Hydros, chociaż dryfowały swobodnie po morzu, bywały jednakże więzione przez całe dekady w ściśle ogra­niczonych pasmach długości geograficznej przez prądy oce­aniczne, rwące jak wielkie rzeki.Co roku każda z wysp pokonywała sztywno wytyczoną trasę wędrówki od jednego bieguna do drugiego i z powrotem: każdy biegun otoczony był wirem wartkiej wody, która chwytała przypływające wy­spy, okręcała je i wysyłała z powrotem na przeciwny koniec planety [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •