[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I wszystkie lęki i wstydy dziewczęce,Duszy i ciała nietknięte oazy,Wszystko, ach, wszystko oddaję ci w ręce,Spowijam w pieszczot bezładne wyrazyI kształt zaplatam mój wiotki i żeńskiO ciebie, cudny efebie helleński.Spod ciężkich powiek, z łagodnym uśmiechem,Opuszczasz ku mnie zrenice świetlisteI pierś ma staje się nabrzmiała grzechem,I ciało moje, jak górski śnieg czyste,Przeczuciem CIEBIE dygota jak w febrzeI niemo swego dopełnienia żebrze.Tchnienie twojego oddechu upalne,Ust twoich pieczęć czuję rozgorzałąI zanim owo "nie." sakramentalneZdołam wyjęknąć - naraz - - już się stało!O słodka przemoc! - wpółotwartą bramąRunęłaś we mnie, Rozkosz, Szczęście samo.I nagle, nagle.spazm.i łkanie krótkie.I serce staje w strasznym Zachwyceniu - -I szczęście, szczęście, straszliwe, cichutkie,Drżenie mdlejące rozpacznie w twym drżeniu.Twe usta.och, ty kochanku jedyny..za wiele.lituj się swojej dziewczyny.ach, co to było?.czy jeszcze wciąż marzę.Skąd ja się budzę nagle w twym objęciu?.Dlaczego mamy od łez mokre twarze,Czemu ty, niby drżącemu dziecięciu,Szepcesz kołysząc mnie słodko, powoli:"Nie płacz, maleńki, nie, nie, już nie boli."I rankiem zrywam się z mych nocnych widzeń,I chodzę cichy, senny przez dzień cały,Pełen tajemnic lubych i zawstydzeń,I wzrok twym oczom umykam nieśmiały -A pani wówczas, pełna niepokoju,Pyta: "Co panu, drogi panie Boyu?.BEZ TYTUAUPrzemawiał dziad do obrazu,A obraz do niego ani razu.(Motto ze starej legendy)O ty dziadku, mój druhu serdeczny,Coś tak długo mówił do obrazu,A zaś obraz (och, symbolu wieczny)Nic do ciebie nie rzekł ani razu.Pójdzmy społem, stary marzycielu,Ot, przed siebie, wszak świat jest dość duży.Z dłonią w dłoni i w serca weseluZpiewać sobie, biedni trubadurzy,O tej naszej cichutkiej tęsknocieKrwi się falą cisnącej do gardła,O drobniutkiej, przymilnej pieszczocie,Co przedwcześnie w smutku obumarła,O tym szczęściu, co od nas ucieka,O tym, które mijamy w pośpiechu,I o sercu niewinnym człowieka,Tak dziecięco nieświadomym grzechu,O tej tkance prześlicznej półzdarzeń,Co tkwią w życiu zaledwie na tyle,By się kanwą stać leciuchnych marzeńFruwających het, w słonecznym pyle,I o tobie, pachnący mój kwiecie,Przez naturę wypieszczony na to,By storczykiem był dziwnym poecie,Zanim komuś tam będzie sałatą.Idzmy śpiewać! Niech w mroku przepadnieCała prawdy prawdziwość obrzydła:Trzeba myśli wszyściutkie tak ładnieW bibułkowe poubierać skrzydła,Trzeba włożyć im pierrotów kryzy,Mąką ślady zamazać męczeństwaI w żelazne zacisnąć je ryzy,By wciąż górne C brały błazeństwa,By, za gors się wciskając natrętnie,Wciąż cię śmiechem łechtały pod paszki,Ciebie, śmiać się lubiącą tak chętnie,Arcywzorze Kolombiny-laszki,%7łeby każda w swych pragnień wyrazieByła tkliwa, przewrotna i rzadka -Może wówczas, mój cudny obrazie,Się odezwiesz do swojego dziadka.PYTAJ MNIE SI LUDZIE.Pytają mnie się ludzie,Czemu, lenistwem uwiedzion,Ustałem w miłym trudzieAechtania polskich śledzion;Czemum zaniedbał strunyMej "ironicznej" lutni,By zgłębiać dawne runyLub ziewać coraz to smutniej.yle czynię, bracia moi,Lecz zważcie w zamian, proszę,%7łe jeśli rzecz tak stoi,Wasza w tym wina po trosze;W iskier krzesaniu żywemMateriał to rzecz główna;Trudno najtęższym krzesiwemIskry wydobyć z substancji miękkiej i podatnej.W tej generalnej klapieKażdy niech s o b i e leży:Ja, z książką, na kanapie,Wy, z wdziękiem, w trawce świeżej;A za pociechę możeSłużyć jednemu z drugim,%7łe nas tymczasem orzeHISTORIA swoim pługiem.23 VIII 1916SAOCCE JESIENNE(Tryptyk)Dwie są rzeczy mniej smutne niż innena tym świecie przepojonym łzami:albo rymy dobierać niewinne,lub usteczek dobierać ustami;albo wgryzać się z radosnym znojemw myśli tkankę i sok z niej wysysać,albo serce drgające na swojemsłów kłamliwych pieszczotą kołysać.(Fragment z nie wydanego rapsodu historiozoficznego pt."Leszek Blaty".)1.EXPIACJAJest czas rodzenia i czas umierania; czas sadzenia i czas wycinania tego,co sadzone; czas rozrzucania kamieni i czas zbierania kamieni; czas.Eccl.III, 2-8I przyłożyłem do tego serce moje, abym poznał mądrość i umiejętność,szaleństwo i głupstwo; alem doznał, iż to jest utrapieniem ducha.Eccl.I, 17O paniach, co mnie kochały,serdecznie nieraz myślę;mają swój kącik mały,lecz ciepły w mym umyśle.Zachodzę tam czasami,gdy chwilkę taką utrafię,i patrzę prawie ze łzamina zblakłe fotografie.Patrzę z uczuciem winyw wasze niknące twarze,o wy, upojeń godzinyna życia mego zegarze.Ach, j e s t c z a s o b ł a p i a n i a,powiada Eklezjasta (III, 5),jest czas, gdy świat przesłaniapotęgą swą niewiasta;gdy ciało w słodkim uściskustraszliwa rozkosz zesztywniai byt, jak w Grala półmisku,w niej się u-o-bie-kty-wnia;gdy serca potężne bicie,w pieszczot jedynej dobie,zamyka i tworzy życie,i celem samo jest w sobie.I jest czas znowu inny,gdy DUCH się z siebie rodzii chmurny a niewinnyod szczęścia precz odchodzi;i niecierpliwie wstrząsaprzyziemnych pęt ostatek,i szarpie się, i dąsawśród koronkowych gatek;i podejrzliwie spogląda,i gnuśny spokój płoszy,i dziesięciny żądaod każdej chwili rozkoszy;i tylko tej ochocieistnienia przyznaje prawo,co Mu okupi się w złociei Jemu będzie strawą - -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]