[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fowler wpadł we wściekłość, choć na krótko.- Naród amerykański żąda ode mnie konkretnych działań! Ale nie jest to jedyny powód.Muszę coś zrobić.Muszę odpowiedzieć w taki sposób, żeby nikt nie.Żeby nikt się już nie odważył na coś podobnego!- Taką decyzję trzeba dobrze przemyśleć.- Przemyślałem ją, Arnoldzie.Ryan spojrzał na Pete’a Connora i Helen D’Agustino, którzy z zadziwiającą wprawą potrafili maskować prawdziwe uczucia.Reszta obecnych w pokoju aprobowała zamiar Fowlera, i czego Jack zdawał sobie sprawę, podobnie jak z faktu, że nie jest w stanie kłócić się z prezydentem.Spojrzał więc tylko na zegar, zastanawiając się, co będzie dalej.- Panie prezydencie, mówi generał Fremont.- Czuwam, generale.- Panie prezydencie, zmieniliśmy współrzędne celu dla pocisku Minuteman III w Dakocie Północnej na miasto, które pan wymienił.Chciałem.Czy dobrze pan przemyślał tę decyzję?- Generale, to ja jestem naczelnym dowódcą sił zbrojnych.Czy rakieta jest gotowa do odpalenia?- Wystrzelenie zabierze minutę od chwili wydania przez pana rozkazu.- Wydaję rozkaz.- To nie takie proste, panie prezydencie.Muszę się upewnić, że to pan.Instruowaliśmy pana na temat procedury.Fowler sięgnął po portfel i wyjął plastikową plakietkę podobną do karty kredytowej.Na plastiku widniało dziesięć szeregów cyfr, po osiem cyfr w każdym.Jedynie Fowler wiedział, który szereg trzeba odczytać.- Trzy, trzy, sześć, zero, cztery, dwa, zero, dziewięć.- Potwierdzam pański kod rozpoznawczy.Teraz, panie prezydencie, musimy potwierdzić rozkaz.- Jak to?- O wystrzeleniu rakiet nie może decydować jedna osoba.W wypadku bezpośredniego ataku na nasz kraj tym drugim człowiekiem mógłbym być ja sam, ale w sytuacji, jaka istnieje, rozkaz musi potwierdzić ktoś z mojej listy.- Jest tu ze mną szef sztabu Białego Domu.- To nie tak, panie prezydencie.Zasada głosi, że osoby z listy muszą zostać wybrane w głosowaniu albo zatwierdzone przez Kongres, w tym wypadku przez Senat, jak na przykład sekretarze departamentów.- Ja też jestem na liście - wtrącił się Jack.- Czy mówię z doktorem Ryanem, zastępcą dyrektora CIA?- Tak jest, generale.- Dyrektorze Ryan, mówi dowódca sił strategicznych - Fremont przemawiał głosem, który dziwnie przypominał komputerowe rozkazy dowództwa SAC.- Otrzymałem rozkaz użycia broni jądrowej.Proszę o potwierdzenie tego rozkazu po uprzednim sprawdzeniu tożsamości.Czy mógłby pan odczytać swój kod rozpoznawczy?Jack sięgnął po swoją tabliczkę i odczytał szereg ośmiu cyfr.Przez głośnik słychać było, jak Fremont lub ktoś z jego ludzi szeleści kartkami księgi kodowej.- Potwierdzam, że pański kod rozpoznawczy należy do doktora Jacka Patricka Ryana, zastępcy dyrektora Centralnej Agencji Wywiadowczej.Jack spojrzał na Fowlera.Wiedział, że jeśli odmówi, prezydent wezwie kogoś innego.Prosta sprawa, prawda? A poza tym, czy Fowler się mylił? Czy naprawdę omylił się w decyzji?- Na moją odpowiedzialność, Jack.- Prezydent stanął u boku Ryana i wsparł się na jego ramieniu.- Ty tylko potwierdzasz.- Doktorze Ryan, tu dowódca SAC.Powtarzam, otrzymałem od prezydenta rozkaz ataku jądrowego i proszę o potwierdzenie.Ryan znów obrzucił prezydenta wzrokiem i nachylił się do mikrofonu.Słowa z trudem przechodziły mu przez gardło.- Mówi Jack Patrick Ryan do dowódcy sił strategicznych.Jestem zastępcą dyrektora CIA.- Jack umilkł i prędko ciągnął dalej: - Generale, nie potwierdzam tego rozkazu.Powtarzam, generale, ten rozkaz jest nieważny.Proszę powtórzyć!- Doktorze Ryan, zrozumiałem, brak potwierdzenia rozkazu.- Zgadza się - Jack mówił coraz głośniej.- Generale, moim obowiązkiem jest zawiadomić pana, że według mego rozeznania prezydent nie jest poczytalny.Powtarzam, prezydent jest niepoczytalny.Proszę rozważyć tę informację, jeżeli otrzyma pan ponownie rozkaz ataku.- Jack oparł dłonie o blat, wziął głęboki oddech i wstał na równe nogi.Fowler nie spieszył się z reakcją, lecz kiedy zrozumiał, co się stało, przyskoczył do Jacka i wykrzyczał mu prosto w twarz:- Ryan, rozkazuję panu.!Jack po raz ostatni dał upust wściekłości.- Co mi rozkazujesz! Zabić sto tysięcy ludzi? Za co?- Za to, co zrobili.- Za to, co im prawie pozwoliłeś zrobić! - Ryan dźgnął palcem w pierś prezydenta.- To ty spierdoliłeś sprawę! To ty zapędziłeś nas nad przepaść, a teraz chcesz wymordować całe miasto ze złości, z urażonej dumy, żeby się odegrać! Żeby pokazać, że nie jesteś byle popychadłem! Dlatego chcesz zabijać, może nie? MOŻE NIE! Fowler był blady jak trup.Ryan zaś dodał cichszym głosem:- Taki powód to za mało, żeby pozbawić życia tysiące ludzi.Sam dobrze wiem, bo zdarzyło mi się zabijać, kiedy musiałem.Jeśli trzeba sprzątnąć tego Irańczyka, zrobimy to, ale proszę nie liczyć, że dla jednej głowy zgładzę sto tysięcy.Ryan odstąpił, rzucił swoją legitymację na biurko i wyszedł z pokoju.- O, Jezu! - odezwał się Chuck Timmons, który słuchał tej rozmowy włączony mikrofon.Słuchał jej cały sztab sił strategicznych.- No, tak - bąknął Fremont.- I dzięki Bogu.Rozbroić mi zaraz tę rakietę!Dowódca SAC musiał się teraz dobrze zastanowić.Nie pamiętał, czy Kongres nadal obraduje, lecz nie miało to wielkiego znaczenia.Rozkazał więc łącznościowcom wezwać przewodniczących i przywódców mniejszości w komisjach sił zbrojnych Izby Reprezentantów i Senatu.Kiedy cała czwórka mogła już rozmawiać jednocześnie, Fremont zadzwonił do wiceprezydenta, który nadal czekał, krążąc na pokładzie “Anioła”.- Jack?Ryan odwrócił głowę.- Co tam, Arnie?- Dlaczego?- Bo nie przypadkiem decydować muszą dwie osoby.W mieście jest sto tysięcy ludzi, albo i więcej.Nie pamiętam, jakie jest duże - ciągnął Jack, zapatrzony w chłodne, bezchmurne niebo.- Nie chcę go mieć na sumieniu.Jeżeli zamierzamy zgładzić Daryeiego, są inne sposoby.Wystarczająco skuteczne, by wykończyć zasrańca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]