[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozejrzała się wokół, jakby się spodziewała, że zobaczy brata, schodzącego po schodach alboidącego kory tarzem. Nash jest bardzo opiekuńczy.Nie chciałby, żeby m się niepokoiła.Może to prawda, pomy ślała Eve.Może w ty m tkwi sedno sprawy.Wy szła, dziwnie zadowolona, że znalazła się znów na ulicy, mimo cienkiej warstwytopniejącego śniegu na chodniku. Jedz z McNabem  poleciła swojej partnerce. Nigdy nie odmówię. Cha, cha.Jeszcze raz zadzwoń do miejsc wskazany ch na liście.Może zameldował się pózno.I niech lokalna policja porozmawia zarówno z ojcem, jak i ze starszą siostrą.Dla spokojusumienia.A ja pojadę popracować w domu  powiedziała, idąc do swojego wozu. Jeśli McNabdokopie się do ty ch usunięty ch kontaktów albo do czegoś innego, chcę naty chmiast o ty mwiedzieć. Dobrze.Ej, nie spotkałaś się z Mirą. Kurde. Eve zatrzy mała się i przesunęła dłonią po wilgotny ch włosach.A co tam, wy jęła z kieszeni czapkę z płatkiem śniegu i wcisnęła ją na głowę. Kurde  powtórzy ła i wsiadając dowozu, wy ciągnęła komórkę.Wtelefonie biurowy m Miry od razu włączy ł się komunikat o godzinach pracy.Eve znówzaklęła, włoży ła czerwone rękawiczki i układając tekst przeprosin, zadzwoniła na pry watny numerMiry. Eve, przepraszam, że nie udało nam się dziś spotkać na pięć minut. I tak coś mnie zatrzy mało w ośrodku dla młodzieży.Uważam, że jesteśmy bliscy przełomuw sprawie.Mam nowe informacje i wiem, jakim tropem podążać.Ale chętnie by m toskonsultowała.Właśnie tu skończy łam.Przepraszam, ale czy mogłaby m wstąpić do ciebie dosłownie na kilka minut. Prawdę mówiąc jeszcze nie dotarłam do domu, bo też coś mnie zatrzy mało w pracy.Razem z Dennisem wy bieramy się dziś wieczorem do przy jaciół. Och, rozumiem. Przeklęte ży cie pry watne, pomy ślała Eve. Czy mogły by śmy sięumówić na jutro? Możemy do was wstąpić przed spotkaniem z przy jaciółmi. Nie chcę wam psuć planów na wieczór. To właściwie po drodze.Możemy u was by ć.Powiedzmy za półtorej godziny, jeśli ci toodpowiada. Jak najbardziej. Wtakim razie do zobaczenia za półtorej godziny.Powiem Dennisowi, że włoży łaś czapkę.Bardzo się ucieszy. Och.Rękawiczki też. Zamachała dłonią w czerwonej rękawiczce.Mira się roześmiała. Będzie bardzo zadowolony.Do zobaczenia wkrótce.Eve zmierzy ła się z ruchem uliczny m.Chciała by ć w domu  w jedy ny m miejscu, gdziemogła się skupić, uporządkować my śli, dopracować swoje teorie, nim je przedstawi Mirze.Czy powinna uprzedzić Roarke a, że przy jdą państwo Mira? Nie będzie to wizy ta towarzy ska,ty lko związana z pracą.On chy ba nie musi jej powiadamiać, że wpadnie do niego jakiś wspólnik.Czy też musi?Do diabła, nigdy nie rozstrzy gnie tego dy lematu, więc na wszelki wy padek lepiej gopoinformować.Wy śle mu krótki SMS, to powinno wy starczy ć.Wzięła telefon, przełączy ła na try b pisania wiadomości.Ledwo zaczęła układać jej tekst,kiedy Roarke pojawił się na wy świetlaczu. Wolę posłuchać twojego głosu. Będę w domu za.Parę ty godni, jeśli ten korek się nie rozładuje!Jakim cudem ten dupek dostał prawo jazdy na prowadzenie maksibusów?Jakimcudem? Przecież trzeba zdać egzamin.Poczekaj chwileczkę.Sukinsy n!Wcisnęła się przed lśniącą limuzy nę, mruknęła  Ugry z mnie , kiedy rozległ się klakson, iminęła autobus, tarasujący ruch. Przy sięgam, że zatrzy małaby m tego dupka i wszy stkich pasażerów tego autobusu, gdy by mmiała czas. O tak, o wiele bardziej wolę słuchać twojego głosu. No, teraz mi lepiej.Jestem jakieś dziesięć minut od domu, może trochę mniej.Zledztwonieco się posunęło do przodu, ale muszę się skonsultować z Mirą.Nie udało mi się z nią spotkać wciągu dnia, więc wstąpią do nas w drodze na jakąś imprezę. Chętnie się z nimi zobaczę.  Dobrze.Chciałam ty lko.powiedzieć ci o ty m. Bo doszłaś do wniosku, że może tego wy maga regulamin małżeński.Będę przy puszczalnie kilka minut po tobie.Skąd masz tę czapkę? Kurde. Odruchowo zasłoniła ręką płatek śniegu. I te.Cudowne rękawiczki. Kurde, kurde. Opuściła rękę. Od pana Miry.Muszę teraz stoczy ć wojnę z ty miprzeklęty mi taksówkami.Na razie.Rozłączy ła się, kiedy Roarke wy buchnął śmiechem, i przy gotowała się do batalii z ruchemuliczny m.Gdy w końcu zatrzy mała się przed bramą, doszła do wniosku, że powrót do domu by ł bardziejemocjonujący niż jej dzisiejszy dzień pracy.To ty lko świadczy ło, jak uciążliwe może by ćprzeszukiwanie całego budy nku, którego mieszkańcy prowadzą przy kładne ży cie.%7ładny ch eroty czny ch akcesoriów, żadnej pornografii, pomy ślała, wy siadając.Skuliła sięprzed deszczem ze śniegiem, zmierzając prędko do drzwi.%7ładny ch ukry ty ch pieniędzy aninielegalny ch zy sków, żadnej nielegalnej broni.Ty lko jeden stary skręt.Naprawdę jak można tak ży ć?Weszła do domu, gdzie powitali ją kot i Summerset.Zastanowiła się, ile ciekawy ch rzeczyznalazłoby się podczas przeszukiwania jej domu, nawet pomijając pry watny gabinet Roarke a zniezarejestrowany m sprzętem komputerowy m. O  odezwał się majordomus. Coś nowego. Co? Nie zaczy naj. Ma pani na głowie czapkę z bły szczący m płatkiem śniegu i włochate rękawiczki. Kurde, kurde. Zciągnęła je. To prezenty, więc się odczep.Mniej więcej za godzinęprzy jdą państwo Mira.Nie z wizy tą towarzy ską, ty lko na konsultację. Uważam, że mimo wszy stko możemy ich przy jąć serdecznie. Ja tak.W tobie jest ty le serdeczności, co u trupa.Ponieważ ty lko na to by ło ją stać, pobiegła na górę i skierowała się prosto do swojegogabinetu.Zdjęła płaszcz, rzuciła go na amery kankę, a potem naty chmiast musiała go z powrotemzabrać.Powinna się by ła tego domy ślić.Wzięła płaszcz, postawiła kota na ziemi, rzuciła płaszcz w kąt.Kawa, pomy ślała.Boże, błagam o odrobinę kawy.Zaprogramowała ją, na stojąco wy piłapół kubka, a potem westchnęła głęboko.Odstawiła kubek i wprowadziła drobne zmiany na tablicy.Usiadła za biurkiem, sporządziłakilka notatek, uzupełniła je, zmieniła ich kolejność.Potem wzięła kubek z kawą, położy ła nogi na biurku i pozwoliła, żeby jej umy sł stał sięczy sty.A ponieważ by ł czy sty, pierwsze, co przy szło jej do głowy, kiedy wszedł Roarke, to by ło: Alejest przy stojny ! Miałaś absolutną rację, jeśli chodzi o ruch uliczny.Rzeczy wiście piekielny. Ale wy graliśmy z nim.Jesteśmy w domu. Masz rację, trzeba to uczcić. Chy ba tak.Lecz najpierw podszedł do niej, oparł ręce na podłokietnikach jej fotela i nachy lił się, żebypocałować Eve.Zaskoczy ła go, gdy wstała, objęła go mocno i pocałowała, czy niąc z pocałunku coś więcejniż zwy kłe cmoknięcie na powitanie.  No cóż, mogę się postarać, żeby codziennie by ł taki piekielny ruch uliczny. Nie musisz nic robić.Mieszkamy w Nowy m Jorku. W takim razie czemu zawdzięczam takie twoje powitanie? Nie wiem. Siebie zaskoczy ła nie mniej niż jego. Chy ba. Wizy ta u państwa Mira dziśrano, potem ta para pózniej.To. Uświadomiła sobie, że nie ma tak jasnego umy słu, jak jej sięwy dawało. Napiję się i ci powiem. W porządku.Ale zejdzmy na dół.Możesz pózniej przy jść z Mirą na górę, jeśli uznasz to zakonieczne  dodał, uprzedzając sprzeciw Eve. Ale powinniśmy zejść na dół, najpierw ichprzy witać jak przy jaciół. Masz rację. Znów go objęła. Zejdziemy na dół.Odchy lił głowę Eve do ty łu, spojrzał jej prosto w oczy. Nie jesteś smutna. Nie, nie jestem smutna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •