[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aby dotrzeć do tajemniczego znaczenia tej bajki, od nowa przebiegałam myślą wszystkie fazy zbrodni, napawałam się tą posępną uciechą i znów stawałam w obliczu tajemnicy.Wśród tych kłębiących się obrazów - jak ktoś, kto przeskakując przepaść, nie obliczy odległości i wpada w otchłań, tak ja między jedną myślą a drugą pogrążyłam się we śnie.Obudziłam się po paru godzinach, a raczej zaczynało się budzić moje ciało, bo umysł, ogarnięty jakąś tępotą, spał jeszcze.Zaczęłam się budzić rękami, wyciągając je przed siebie w ciemnościach jak ślepiec, nie mogąc odgadnąć, gdzie się właściwie znajduję.Zasnęłam leżąc na łóżku, a teraz stałam na ziemi, w jakimś bardzo ciasnym pomieszczeniu, między gładkimi, hermetycznie zamkniętymi, prostopadłymi ścianami.Przyszło mi do głowy, że jest to cela więzienna, co połączyło się od razu ze wspomnieniem pokojówki, zaaresztowanej z winy Gina.Ja byłam tą pokojówką i cierpiałam nad niesprawiedliwością, jąka ją spotkała.Wynikiem tego cierpienia była moja fizyczna przemiana w pokojówkę; kazało mi ono przybrać jej postać, jej wyraz twarzy, jej ruchy.Ukryłam twarz w dłoniach i myślałam o tym, że niesprawiedliwie zamknięto mnie w więziennej celi, z której nie ma wyjścia.Ale jednocześnie wiedziałam, że jestem Adriana, której nie wyrządzono krzywdy, która nie siedzi w więzieniu, i uświadamiałam sobie, że wystarczy jeden ruch, żeby się wyzwolić i nie być już pokojówką.Jaki miał to być ruch, tego nie mogłam odgadnąć, chociaż pragnienie wyrwania się z tego więzienia, stworzonego przez litość i cierpienie, sprawiało mi niewypowiedzianą mękę.Nagle, jak świeczki, które stają nam w oczach przy gwałtownym uderzeniu, błysnęło w mojej głowie nazwisko Astarity.“Pójdę do Astarity i on ją uwolni" - pomyślałam.Znowu wyciągnęłam ręce przed siebie i wyczułam, że ściany celi rozsunęły się tworząc wąską, podłużną szczelinę, przez którą mogłam się prześliznąć.Zrobiłam kilka kroków w ciemności, wymacałam palcami kontakt i przekręciłam go z histerycznym pośpiechem.Światło zalało pokój.Stałam przy drzwiach, bez tchu, naga, twarz i ciało pokrywał mi zimny, perlisty pot.To, co brałam za celę, było narożnikiem pokoju, między szafą a komodą.Był on istotnie bardzo ciasny i tak zastawiony meblami, że prawie niedostępny.We śnie wstałam i poszłam się tam schować.Znowu zgasiłam światło i położyłam się.Przed zaśnięciem pomyślałam jeszcze, że nie zdołam wprawdzie wskrzesić jubilera, ale mogę, a przynajmniej spróbuję, ratować pokojówkę.Uważałam, że powinnam się tym zająć właśnie teraz, kiedy stwierdziłam, że wcale nie jestem taka dobra, jak mi się zdawało.A w każdym razie ta moja dobroć nie przeszkodziła mi zasmakować we krwi, podziwiać mordercę i napawać się zbrodnią.Rozdział 4Następnego ranka ubrałam się starannie, włożyłam do torebki puderniczkę i wyszłam, żeby zatelefonować do Astarity.I rzecz dziwna, było mi lekko na duszy; znikły bez śladu wszystkie zgryzoty, które dręczyły mnie wczoraj po wyznaniach Sonzogna.W późniejszym moim życiu niejednokrotnie miałam możność stwierdzić, że pycha jest największym wrogiem miłosierdzia i wielką przeszkodą w uznaniu własnych przewinień za niemoralne.Nie odczuwałam już teraz lęku i grozy, tylko pyszniłam się na myśl, że ja jedna w całym mieście wiem, jakie okoliczności towarzyszyły zbrodni przy ulicy Palestro i kto był jej sprawcą.Mówiłam sobie: “Wiem, kto zabił jubilera" - i wydawało mi się, że patrzę na ludzi i na wszystko dokoła innym niż wczoraj wzrokiem.A także miałam wrażenie, że zmienił się wyraz mojej twarzy, i bałam się prawie, że można z niej wyczytać tajemnicę Sonzogna.A przy tym miałam nieodpartą pokusę, żeby opowiedzieć o tym, czego się dowiedziałam.Jak woda, która występuje z brzegów mało pojemnego naczynia, przelewał się ze mnie ten sekret i miałam ochotę odstąpić go komuś innemu.I przypuszczam, że to właśnie jest główną przyczyną, że przestępcy zwierzają się kochankom czy żonom ze swoich zbrodni.One z kolei mówią o tym jakiejś serdecznej przyjaciółce, ta powtarza dalej, aż na koniec wiadomości docierają do policji, co staje się zgubą dla wszystkich.Myślę także, że przestępcy, opowiadając o swoich zbrodniach, chcą pozbyć się choćby części ciężaru, który wydaje się przerastać ich siły, i przerzucić go na innych.Postępują tak, jak gdyby wina była ładunkiem, który rozłożyć można na barkach wielu ludzi, aż w końcu stanie się on tak lekki, że prawie niewyczuwalny.Ale tego ciężaru nie można zrzucić na nikogo, nie można się nim z nikim podzielić, jego waga, choć rozdzielona na całe grono wtajemniczonych, nie zmniejsza się, lecz rośnie.Idąc ulicą i rozglądając się za automatem telefonicznym, kupiłam po drodze kilka gazet, aby poszukać w nich wiadomości o zbrodni przy ulicy Palestro.Ale upłynęło już kilka dni od tego wydarzenia i trafiłam tylko na krótką wzmiankę pod tytułem: “Policja nie wpadła dotąd na ślad mordercy jubilera".Pomyślałam sobie, że jeżeli Sonzogno nie popełnił jakiegoś kardynalnego błędu, to może być pewien, że nigdy nie zostanie przyłapany.Fakt, że ów jubiler trudnił się nielegalnym handlem, niesłychanie utrudniał śledztwo.Jak donosiły dzienniki, miał on potajemne kontakty z najrozmaitszymi ludźmi, wśród których nie brakło i mętów społecznych; zbrodniarz mógł być równie dobrze człowiekiem, z którym widział się po raz pierwszy w życiu i który zabił go bez premedytacji.Ta hipoteza była najbliższa prawdy.Ale właśnie dlatego, że była słuszna, dawała do zrozumienia, że policja zrezygnowała z wykrycia przestępcy.Znalazłam telefon w restauracji i nakręciłam numer Astarity.Nie telefonowałam do niego co najmniej od sześciu tygodni i widocznie zaskoczyłam go, bo początkowo wcale nie poznał mego głosu i odpowiedział tonem oficjalnym, jakiego zawsze używał w biurze.Przez chwilę miałam wrażenie, że nie chce mnie już znać, i doprawdy serce ścisnęło mi się na myśl o uwięzionej pokojówce i fatalnym zrządzeniu losu, że oto Astarita przestał mnie kochać właśnie teraz, gdy jego interwencja mogła uwolnić tę nieszczęśliwą.Jednocześnie owo przerażenie sprawiło mi przyjemność, bo świadczyło, że odnalazłam w sobie utraconą dobroć, że naprawdę chcę uratować tę kobietę i że pomimo stosunków z mordercą jestem tą samą co zawsze łagodną, poczciwą Adrianą.Wystraszona, powiedziałam swoje nazwisko i usłyszałam z ulgą, że jego głos zmienił się od razu: stał się zająkliwy i niepewny.Muszę się przyznać, że poczułam przypływ sympatii dla niego, taka miłość bowiem, zawsze pochlebna dla kobiety, napełniała mnie wdzięcznością i dodawała pewności siebie.Przymilnym głosem wyznaczyłam mu spotkanie, on przyrzekł, że nie zrobi zawodu, po czym wyszłam z restauracji.Przez całą noc, podczas której dławiły mnie te zmory, lało jak z cebra; od czasu do czasu słyszałam przez sen szum deszczu, pomieszany z wyciem wiatru; dokoła domu utworzył się jak gdyby mur niepogody, potęgując jeszcze moją samotność i otaczające mnie ciemności, wśród których staczałam walkę.Ale o świcie deszcz ustał, a ostatnie podmuchy wiatru znalazły jeszcze dość siły, aby rozwiać chmury, pozostawiając czyste niebo i nieruchome powietrze.Po telefonie do Astarity szłam aleją wysadzaną platanami, w pierwszych promieniach porannego słońca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]