[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Również w duchu podziwiał rozsądek swego ojca, którynigdy do żadnej zamorskiej wojaczki się nie kwapił, a losem pogan w ogóle się nie interesował. Powiedz, w czym cudzoziemski poganin jest lepszy od rodzimego?  pytał nie bez ironii, ilekroć na tentemat przyszło im rozmawiać.Kiedy statek zapadał się w głęboki, ssący wąwóz między falami, księciuwydawało się przy większych przechyłach, że zamiast firmamentu to rozszalałe morze zawisło nadziemią i tylko patrzeć jak potężny potop, jakiego nie było, lunie na ziemię, przynosząc koniec świata.Kiedy zaś statek wychodził z jednego przechyłu, niesiony jakąś straszną siłą w górę, prosto w grozne,skłębione sinymi chmurami niebo, na wprost błyskawicom, księciu wydawało się, że świat się jużrozpada i z przerażeniem stwierdził, że zatraca poczucie, gdzie jest góra, a gdzie dół.Opuściła go teżochota do życia, tym bardziej że nawet upić się nie mógł, żołądek bowiem odmówił mu posłuszeństwa izwracał wszystko, cokolwiek był przełknął.Być może, gdyby nie otrzymał od matki inkluzy, która go miała chronić od wszelkich nieszczęść,albo gdyby to złe siły patronowały Henrykowi  niechybnie utonąłby wraz ze statkiem, noszącym imięświętej Barbary, który drugiej, okropnej i przerażającej nocy, porwany został przez silny prąd morski,przechodzący w pewnym miejscu w zdradliwy wir, który z kolei  zakręcił kogą niczym łupiną orzecha irzucił ją z wielkim impetem na mieliznę.Od potężnego uderzenia pękł kadłub, zaczęła wdzierać się wodai jak tylko książę zdążył wybiec na rozdygotany i mocno już pochylony pokład, poczuł nagle, że tenusuwa mu się spod nóg i że otwiera się przed nim piekielna otchłań.Wśród huku fal, rozdzierającegokrzyku przerażonych ludzi, trzasku pękającego wciąż w innych miejscach kadłuba, książę przeżegnał sięi nie namyślając się wiele, a może i dla ukrócenia udręki, wskoczył do szalejącej kipieli.Pływał naszczęście dość dobrze i po chwili zdołał uchwycić się kurczowo jakiejś belki, wraz z którą uniósł go silnyprąd.Noc była ciemna, rozjaśniana jedynie błyskawicami, których złowroga poświata pogłębiała tylkoupiorność sztormu i przerażenie na wpół martwego księcia.Wkrótce jednak poczuł, że traci siły, a wdodatku przemarzł na kość, bo woda  mimo lata  wcale nie była ciepła, więc zaczął się modlić żarliwiedo Przenajświętszej Panienki, wierząc już głęboko, że to jego ostatnia modlitwa.Kiedy jednak przyktórejś zdrowaśce błyskawica ponownie rozdarła niebo, zdumiony i uradowany książę ujrzał, że wzupełnie niewielkiej odległości i to w kierunku, w jakim znosił go prąd, czerniało coś na kształt lądu, akiedy niebawem poczuł grunt pod nogami, nie miał już żadnych wątpliwości, że dzięki interwencji MatkiBoskiej został w cudowny sposób uratowany.Zostawił więc belkę i z wielkim trudem, przewracanyprzez rozbryzgujące się na wszystkie strony bałwany, dotarł do kamienistej płycizny przy brzegu, usianejmnóstwem naniesionych przez morze desek, drągów, jakichś pakunków czy tobołów i chyba ciał  wciemnościach trudno było rozpoznać i książę domyślił się tylko, że to wszystko pochodzi z rozbitegostatku.Wygramoliwszy się w końcu z wody, śmiertelnie zmęczony, padł na piasek, by obudzić się19 dopiero, kiedy na zupełnie czystym niebie słońce stało wysoko, a nad nim kołowały mewy, których skwiruświadomił mu, że żyje.Bilans katastrofy był straszny.Wprawdzie tylko jeden statek się roztrzaskał  drugi zawijał jużprawdopodobnie do Gdańska  ale zginęło wielu ludzi, w tym pięciu rycerzy, kilkunastu giermków,herold i pięciu z załogi.Nie licząc, oczywiście; straconego dobytku, kosztowności, pieniędzy, zbroi,strojów i  jak początkowo sądzono  rzeczy najważniejszej: daru dla Wielkiego Mistrza, który  jak siępózniej okazało  tej strasznej nocy zmarł, a ster władzy po nim przejął Konrad Wallenrod, postać znanarównież z literatury pięknej.W każdym razie, pierwsza myśl Henryka, gdy oślepiony przez słońce, wktórym tańczyły mewy, odzyskał przytomność, była dość niedorzeczna, przynajmniej jeśli traktować jądosłownie:  O, Boże! Zatonęła Matka Boska.Miał, oczywiście, na myśli alabastrową rzezbę, która zpowodu ciężaru (a była pono naturalnej wielkości) niewielkie miała szanse, by ujść cało z topieli.A jednak uszła! Kiedy bowiem przy pomocy miejscowych mieszkańców, którzy tłumnie, z kobietamii dziećmi, zbiegli się nad brzegiem morza (ich wioska leżała w bezpośrednim sąsiedztwie wysokiejskarpy, u podnóża której morze wyrzuciło rozbitków na piaszczystą plażę), przeszukiwano żałosneresztki okrętu, które zalegały plażę niczym sterczące, połamane żebra i wyprute wnętrzności jakiegośolbrzymiego zwierza czy morskiego potwora, jakiego lewiatana, odnaleziono rzezbę zarytą nieco wpiasek, ale całą i obsuszoną już przez słońce.Było to o tyle dziwne, że była ona bez skrzyni i z opresjiwyszła prawie bez szwanku: brakowało jedynie dłoni, którą błogosławiła wiernych, czy też może  jakchciał tego Henryk  machała delikatnie na pożegnanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •