[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. , będący pochwałą konieczności zgermanizowaniaKaszubów.Natomiast mieszkańcy wioski nie bardzo orientowali się w tym, co zaszło, nie mówiąc już otym, że nie byli w stanie przewidzieć konsekwencji polityki nowych władz wobec ludności nazagarniętych ziemiach.O wiele wcześniej poczuły to na własnej skórze święte mniszki z %7łarnowca,którym odebrano prawie wszystkie uprzednie nadania w ramach sekularyzacji dóbr kościelnych (jeszczew 1772 roku).W 1810 roku wprowadzono zakaz przyjmowania nowych postulantek, w 1834zgromadzenie skasowano, a ostatnia siostra umiera w 1866, po dziesięciu latach samotnego życia nałasce wsi [obecne benedyktynki pochodzą z Wilna, skąd przybyły w 1946 przyp.J.L].Natomiastwieśniacy spod Rozewia żyli przez pewien czas po dawnemu, nie wadząc nikomu i z wielkimpoświęceniem pełniąc swoją powinność.Dlatego też pierwsze zetknięcie z nowymi prawami spadło nanich jak grom z jasnego nieba.Otóż w ramach zaprowadzenia nowego porządku publicznego, co byłokonieczne na tych dzikich terenach, nakazał Fryderyk schwytanie wszystkich włóczęgów, żebraków i takzwanych ludzi luznych, czyli głównie Cyganów i %7łydów (tych ostatnich chorobliwie wprostnienawidził).Oddziały policji i żandarmerii zaczęły przeczesywać całą prowincję, zwaną już PrusamiZachodnimi, no i jak tylko wkroczono do tej właśnie wioski, żniwo było obfite, natychmiast bowiempojmano wszystkich o śniadej karnacji jako ukrywających się Cyganów i %7łydów.Potwierdzeniempodejrzeń policmajstra, który dowodził niewielkim oddziałem z Pucka, była pstrokata odzież tychosobników, pochodząca niewątpliwie jak sądził z kradzieży.Na tych, którzy schronili się w lasachurządzono pózniej obławy.W ten to bezceremonialny sposób uwięziono blisko połowę mieszkańców iwśród lamentu i płaczu wywieziono ich w nieznanym kierunku w trzech wozach z klatkami, w jakichzwykle, przewoziło się bydło.Można przypuszczać, że nieszczęśników tych, a także wielu innych z całejprowincji, dla wyższych, cywilizacyjnych celów zamieniono w niewolników i zatrudniono przy budowiekanału bydgoskiego, gdzie ludzie, a zwłaszcza dzieci, marli jak muchy.W każdym razie słuch po nichzaginął.Po tym ciosie wyludniona wioska nigdy już nie przyszła do siebie, ale i tak co rusz spadały na niąnastępne klęski, które na myśl przywieść mogą jedynie los biblijnego Hioba albo plagi egipskie.Z całąpewnością mieszkańcy nie rozumieli, jak do tego mogło dojść.Fale nie mogły im tego wytłumaczyć, zksięgi morza nie potrafili niczego wyczytać, a ich Madonna milczała alabastrową ciszą i tylko brakującadłoń błogosławieństwa stawała się coraz bardziej widoczna.Nagłą ingerencję świata zewnętrznego,której do tej pory nie brali nawet pod uwagę, uznali za sygnał rychłego końca świata.Ten nastąpił nieco47pózniej, gdy wraz z zawaleniem się starego kościółka, który runął w dół skarpy, zniknęła kaszubskaMadonna.Jeszcze w osiemnastym wieku wspomina o niej Daniel Chodowiecki w liście z lata 1773 roku doswej wielkiej przyjaciółki, księżnej Christiany von Solms-Laubach.Jest to właściwie impresyjny opisrzezby, która zachwyciła tego znanego i dziś artystę w ubogim kościółku na przylądku Rozewie, będącyde facto załącznikiem do rysunku, niestety zaginionym (chcemy jednak wierzyć, że znajdzie się onkiedyś w zbiorach rodzinnych wspomnianej księżnej, o ile wiadomo do tej pory nie skatalogowanych).W opisie tym czytamy między innymi: .powiadam ci, droga przyjaciółko, czegoś tak pięknego jeszczenie widziałem.Jest to twarz, która urzeka wprost dziewczęcym wdziękiem.Twarz ślicznej dziewczyny,jaką i tu, na tym odludziu, można ku mojemu zaskoczeniu czasem napotkać.Jej przymknięte, jakbynieco wstydliwe oczy; te loki, wystające spod chusty, opadające na ramiona i ten jeden, co figlarniewychylił się spod chusty na czoło.Gdyby nie dość sztywne, blaszane potraktowanie szat; byłbymprzysiągł, że to dzieło któregoś z wielkich mistrzów sprzed, powiedzmy, 200 lat, ale miejscowy ksiądzzapewniał mnie, że ta Madonna stoi tu w tym dość ponurym kościółku, na samym skraju wysokiej,zżeranej przez morze skarpy od połowy czternastego wieku! Wierzyć się nie chce, bo jest to piękno nawskroś współczesne! Trochę mi przypomina tę Marię z Dzieciątkiem z katedry w Lubece, cośmy jąrazem podziwiali, pamiętasz? Ale ta twarz jest nie tylko ładniejsza, ale i jakby bardziej.ludzka.Wiesz,w jakimś dziwnym sensie jest ona też.słowiańska, w tym dobrym znaczeniu, jak ta piękna Polka zBambergu, w której kamiennym uśmiechu artysta uchwycił całe ciepło słowiańskiej miłości.Nie, niebędzie bluznierstwem powiedzieć, że to twarz bardzo ludzka.Wiesz, droga przyjaciółko, to nie jest twarzidealizowana, to portret, a nawet więcej: to portret wykonany przez znakomitego i zakochanego artystę.Ciekawe, kim on? Ksiądz mówi, że wedle tutejszej legendy, rzezba ta przypłynęła zza morza, a wiózł jąjakiś wielki królewicz, co to do Krzyżaków podążał.Matce Boskiej wcale się ten pomysł nie podobał nie chciała do Krzyżaków, no i pozbawiony Jej łaski okręt rozbił się, właśnie w okolicach Rozewia, apiękna rzezba w cudowny sposób przeniesiona została na ląd.W obliczu cudu królewicz któryjednakowoż ocalał pozostawił ją w darze mieszkańcom wioski, którym Matka Boska się wnet ukazałasama i nakazała, by nigdy nie zaniedbali swej powinności, tzn.ratowania rozbitków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]