[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dach opuszczony.Wewnątrz można było dostrzec gromadkę długowłosych dzieciaków.Nie mógł odróżnić dziewczyn od chłopców.Martwiło go to.Policjant zatrzymał się.Tamci nie jechali zbyt szybko, ale samochód zataczał się jak pijany.„Jaszczurka wojownika” — pomyślał.To było prawie podświadome.Wystarczająco długo był już policjantem, by reagować na drobne zdarzenie, znak czy przeczucie.Przeczucie.Zszedł na jezdnię, odpiął z pasa latarkę i skierował czerwone światło w stronę kierowcy.Samochód zwolnił i teraz ledwo się toczył.— Wysiadać, dzieciaki! — krzyknął.Przez moment miał wrażenie, że kierowca mógł go nie usłyszeć albo że będzie chciał uciec.Samochód jednak zbliżył się do krawężnika i zatrzymał się.Chłopak za kierownicą podniósł nogi, skrzyżował je w kostkach i oparł o deskę rozdzielczą.Mike obszedł samochód.— Wyłącz silnik.Wszyscy wysiadać.Było ich sześcioro.Żadne się nie poruszyło.Kierowca ospale zaniknął oczy i zsunął w dół swą rosyjską futrzaną czapę.Oparła się o nos.Policjant wyciągnął rękę i wyłączył silnik.Potem wyjął kluczyki.— Zaraz! Co to wszystko znaczy? — odezwał się z tylnego siedzenia chłopak z potężnym pryszczem na twarzy.Głos brzmiał jak skomlenie małego psa.Polchik sięgnął po pałkę.Kierowca spojrzał spod czapy.— Nie złamaliśmy żadnego przepisu — powiedział powoli.Dzielił słowa, jakby każde istniało niezależnie od drugiego.Policjant wiedział już, że ma rację.Wszyscy byli na prochach.Otworzył drzwi lewą ręką.W prawej trzymał pistolet.— Dalej.Wszyscy z samochodu.No już!Wtem wyczuł Brilla, który przyczaił się za nim, gdzieś na środku ulicy.„Dobrze.Mam nadzieję, że ta kupa złomu mi pomoże” — pomyślał.Narastała w nim wściekłość.To nie było rozsądne.Starając się zapanować nad głosem, odezwał się ponownie:— Nie każcie mi powtarzać.Ruszać się!Ustawił ich w rzędzie na chodniku obok samochodu; trzy dziewczyny, trzech chłopaków.Dwóch z nich miało długie włosy, pozlepiane w strąki, trzeci — tylko kosmyk skalpowy.Dziewczyny ubrane były w szkockim stylu.Wszyscy mieli posępne twarze i cienie pod oczami — „jaszczurka”, jak nic.Porządne, prawie nowe ubrania.Czuł, że nie mógł ich tak po prostu zatrzymać.— Fajnie.Opróżnić kieszenie.Po kolei.Wszystko wykładać na bagażnik.— Oho, nie musimy tego robić, ponieważ.— Wykonać!— Nie dyskutuj z tą świnią — odezwała się jedna z dziewczyn.Narkotyk podzielił jej słowa i nadał im niezwykłą staranność.— To pewnie jakiś miłośnik strzelania.Brillo przysunął się do Polchika.— Do przeszukania niezbędne jest posiadanie nakazu z komendy, proszę pana.— Nie podczas patrolu w nagłym przypadku — warknął policjant.Nie spuszczał z oczu grupki młodych.Nie miał czasu na bzdury.Uważnie obserwował rosnącą kolekcję kluczy, drobnych monet, przyrządów do pielęgnacji paznokci, grzebieni i innych różności.— Musi być podstawa do podejrzeń — znowu wtrącił się Brillo.— Jest podstawa.Narkotyki.— Nar.musiał pan stracić rozum — stwierdził jeden z chłopaków.Bełkotał niewyraźnie, prześlizgiwał się po słowach.Musiał brać co innego niż pozostali.— „Proszę pana”? Dla ciebie to świnia — ponownie odezwała się dziewczyna, która nazwała Mike’a miłośnikiem pistoletu.— Słuchajcie — powiedział Polchik — wy smarki.Nie jesteście stąd.Prawie pewne, że jeżeli zrobię wam test KO, to okaże się, że jesteście pod działaniem „jaszczurki”.— Heeej! — zawołał kierowca.— Czego?— „Jaszczurki wojownika” — spokojnie odpowiedział Polchik.— O rany! Co za popieprzony bandyta — zdziwiła się dziewczyna z małymi ustami.— To jakiś językoznawca.Założę się, że zna wszystkie aktualne wyrażenia slangowe.Jakiś filolog.Jestem pewna, że zna także wszystkie błędy językowe, kolokwializmy, pułapki słowne, pseudonimy i wulgaryzmy.Rzeczywiście.no, no.„jaszczurka wojownika”.„Cholerni gówniarze z uniwersytetu — zasępił się policjant — zawsze próbują zrobić z ciebie głupka.Też mogłem iść na uniwersytet, ale musiałem pracować.Te pieniądze.Zawsze mają pieniądze.A ta mała suka.”Kierowca zachichotał.— Chcesz powiedzieć, Mella, moja droga, że ten tutaj podejrzewa nas o używanie nielegalnego boliwijskiego narkotyku, zwyczajowo nazywanego Guerrera-Tuera?Ostatnie słowa wymówił rozwlekle, co zabrzmiało jak: „głuehrreerra-uh tuu-eerruh”.Odezwał się Brillo:— Po przejrzeniu moich taśm semantycznych nie znalazłem słowa „gu-errera-tuera” jako odpowiednika dla wyrażenia „jaszczurka wojownika”.Wprawdzie guerrero w języku hiszpańskim znaczy tyle co „wojownik”, ale najbliższe z możliwych słów o podobnej wymowie — guerra — tłumaczy się jako „wojna”.Ani guerrera, ani tuera nie pojawia się w języku hiszpańskim.Jeżeli tu era jest gatunkiem jaszczurki, to nie wydaje mi się, żebym znalazł.Polchik słuchał, oniemiały.Na barkach czuł nieznośny ciężar.Wszyscy byli przeciw niemu.Te dzieciaki, ten wstrętny robot.Wszyscy urządzali sobie zabawę, robili sobie z niego jaja.Robili sobie cholerne jaja!— Wykładać wszystko dalej — to było skierowane do grupki młodych.Zdumiał się słysząc swój głos jako serię krótkich szczęknięć.— Testy krwi i oddechu muszą być zlecone.— Nie wtrącaj się do tego!— Wracamy do domu z imprezy — powiedział chłopak z kosmykiem skalpowym.Dotąd się nie odzywał.— Pojechaliśmy skrótem i zabłądziliśmy.— Pewnie — Mike był zgryźliwy — zabłądziliście w sam środek Manhattanu.Nagle spostrzegł małą zieloną buteleczkę wystającą z torebki należącej do dziewczyny ostatniej z szeregu.— Co to jest?— Lekarstwo — odpowiedziała pośpiesznie.Zbyt pośpiesznie.Wszyscy skamienieli.— Pozwól mi to obejrzeć — głos policjanta był nienaturalnie spokojny.Wyciągnął lewą rękę.Uwaga wszystkich skupiała się jednak na prawej ręce Mike’a.Spoczywała na pistolecie.Dziewczyna wyciągnęła z masy różności, leżących na bagażniku, różowy pojemniczek.Wyraźnie się ociągała.W końcu podała mu do ręki.Brillo zaproponował pomoc.— Jestem wyposażony w sensory chemiczne i odpowiedni zestaw taśm w banku pamięci.Mogę przeprowadzić analizę chemiczną podejrzanego leku.Cała szóstka wpatrywała się milcząco w robota.Wydawała się być przerażona obecnością maszyny.Polchik wyciągnął pojemniczek w kierunku Brilla.Ten wcisnął kolorowy guzik na lewym przedramieniu.Z jego klatki piersiowej wysunęła się płytka.Nikt się jej tam nie spodziewał.Położył na niej buteleczkę i płytka wsunęła się z powrotem.Robot zaczął brzęczeć.— Nie musisz otwierać pojemnika? — spytał Polchik.— Nie, proszę pana.— Och!Robot ciągle brzęczał.Mike czuł się bardzo głupio, stojąc i patrząc.Po dłuższej chwili dzieciaki zaczęły się uśmiechać, potem szczerzyć zęby, potem otwarcie rechotać i szeptać między sobą.Dziewczyna z małymi ustami chichotała złośliwie.Mike poczuł się między nimi jak niezdarny i pryszczaty piętnastolatek.To było jak beczka śmiechu.Stał obok tych długonogich dziewczyn z uniwersytetu i czuł, że gardzi tymi wszystkimi gówniarzami.Gardzi z powodu pieniędzy, samochodów, modnych ubrań i narkotyków.A główny powód: to ich pewność siebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]