[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Heroina wartoÅ›ci czterdziestu milionów koron powiedziaÅ‚ dobitnie Be-aurain. Już wkrótce zaleje ulice Sztokholmu, niosÄ…c nowe niewypowiedzianenieszczęścia. Na miÅ‚ość boskÄ…! zawoÅ‚aÅ‚ wyprowadzony z równowagi Szwed. I tak187już czujÄ™ siÄ™ dość bezradny!Luiza obserwowaÅ‚a przez lornetkÄ™ rzekomego antykwariusza, Beaurain staÅ‚obok niej, tyÅ‚em do Fondberga.KÄ…tem oka dostrzegÅ‚a, że nieznacznym ruchemrÄ…k rysuje w powietrzu walizkÄ™.TkniÄ™ta jakimÅ› nagÅ‚ym przeczuciem, obejrzaÅ‚asiÄ™ przez ramiÄ™ w prawo, gdzie staÅ‚ zaparkowany Saab Stiga Palmego.Palme staÅ‚ oparty o samochód dla zachowania lepszej równowagi.Na wyso-koÅ›ci ramienia trzymaÅ‚ swojÄ… KrystynkÄ™.Wylot lufy pistoletu maszynowego skie-rowany byÅ‚ ku wodzie i koÅ‚yszÄ…cemu siÄ™ na niej jachtowi.I nagle ciszÄ™ porankarozdarÅ‚ potworny grzechot.TrwaÅ‚ sześć sekund, tyle, ile Stig Palme potrzebowaÅ‚ do wystrzelenia trzy-dziestu szeÅ›ciu kuÅ‚ kalibru dziewięć milimetrów.Palme byÅ‚ znakomitym strzel-cem.Luiza przywarÅ‚a oczami do swej polowej lornetki.Norling nie zdążyÅ‚ nawetwypuÅ›cić walizki z rÄ™ki, gdy seria z pistoletu maszynowego rozpruÅ‚a jÄ… wzdÅ‚użi wszerz, zmieniajÄ…c w sieczkÄ™ jÄ… samÄ… i jej zawartość.W nastÄ™pnym momencieszczÄ…tki walizki dosÅ‚ownie wymiotÅ‚o za burtÄ™ jachtu; usÅ‚aÅ‚y powierzchniÄ™ wodyna przestrzeni wielu metrów i natychmiast zaczęły siÄ™ rozpÅ‚ywać na wszystkiestrony.A caÅ‚a salwa byÅ‚a tak celna, że na ile widziaÅ‚a Luiza żadna kulanawet nie drasnęła Norlinga. Cholera jasna, co tu siÄ™.Fondberg wsunÄ…Å‚ już rÄ™kÄ™ pod marynarkÄ™ i siÄ™gaÅ‚ do kabury pod pachÄ…, gdypoczuÅ‚ na ramieniu silny uÅ›cisk Beauraina. MówiÅ‚em ci, Harry, żebyÅ› patrzyÅ‚ w innÄ… stronÄ™! Przepraszam.To odruch.Mam nadziejÄ™, że ten twój czÅ‚owiek umie szybkoznikać.RzuciÅ‚ krótki rozkaz swoim ludziom, którzy znieruchomieli na swoich miej-scach, po czym odwróciÅ‚ siÄ™, żeby spojrzeć na jacht.Palme siedziaÅ‚ już za kie-rownicÄ… swego Saaba.Pistolet maszynowy zniknÄ…Å‚.Bez poÅ›piechu zawróciÅ‚ i od-jechaÅ‚.Stado ptaków spÅ‚oszonych kanonadÄ… poderwaÅ‚o siÄ™ z ziemi i z Å‚opotemskrzydeÅ‚ pomknęło nad wodÄ™.W ciszy, która nagle zapanowaÅ‚a, zupeÅ‚nie wy-raznie sÅ‚ychać byÅ‚o, jak wzbijajÄ… siÄ™ w powietrze.ChwilÄ™ pózniej zagÅ‚uszyÅ‚o jeodlegÅ‚e, wibrujÄ…ce dudnienie zwiÄ™kszajÄ…cych obroty silników jachtu. Ależ on musi być wÅ›ciekÅ‚y mruknÄ…Å‚ Beaurain.Na pokÅ‚adzie Ramsö Norling wydaÅ‚ rozkaz: ruszać!!! Jeszcze raz spojrzaÅ‚na rÄ™kÄ™, w której trzymaÅ‚ walizkÄ™, w dalszym ciÄ…gu nie mogÄ…c uwierzyć, że nie zo-staÅ‚ nawet draÅ›niÄ™ty.Kiedy kule zaczęły nadlatywać, poczuÅ‚ mocne szarpniÄ™cie,walizka wyrwaÅ‚a mu siÄ™ z dÅ‚oni, jakby obdarzona jakÄ…Å› nadprzyrodzonÄ… mocÄ…,po czym zmieniÅ‚a siÄ™ w kaskadÄ™ szczÄ…tków, chmurÄ™ cennego proszku.WszystkoprzepadÅ‚o! W chwili, gdy jacht zaczÄ…Å‚ nabierać szybkoÅ›ci, wodÄ™ pokryÅ‚a grubawarstwa biaÅ‚ego pyÅ‚u.PoÅ›piesznie zszedÅ‚ pod pokÅ‚ad do swojej kabiny i rzuciÅ‚ siÄ™na krzesÅ‚o.CaÅ‚y dygotaÅ‚ z niepohamowanej wÅ›ciekÅ‚oÅ›ci.SiedziaÅ‚ sam w luksuso-wo urzÄ…dzonej kabinie, zaciskajÄ…c kurczowo rÄ™ce na oparciach krzesÅ‚a.188 Beaurain! Najpierw w Brukseli, potem w Kopenhadze, w Helsingorze, a te-raz tu, w samym Sztokholmie! zawoÅ‚aÅ‚ sam do siebie.ByÅ‚ to nawyk, z któregow peÅ‚ni zdawaÅ‚ sobie sprawÄ™ i któremu czasami folgowaÅ‚, wykorzystujÄ…c go jakowentyl bezpieczeÅ„stwa.NabyÅ‚ go dawno temu, w poprzednim życiu, jakże dale-ko od Szwecji.Oczy za szkÅ‚ami w zÅ‚otych oprawkach nabraÅ‚y zimnego i okrut-nego wyrazu.PodniósÅ‚ wzrok na czÅ‚owieka, który zszedÅ‚ po schodach i stanÄ…Å‚w drzwiach kabiny.ByÅ‚ to Olof Konvall, radiooperator. Przepraszam, sir. Konvall, maÅ‚y nerwowy czÅ‚owieczek o ziemistej cerze,cofnÄ…Å‚ siÄ™ o krok napotkawszy spojrzenie Norlinga.Zawarty w nim jad mroziÅ‚krew w żyÅ‚ach. Nie chciaÅ‚em panu przeszkadzać.Ale kiedy zjawia siÄ™ panna jachcie, ma pan zazwyczaj do nadania jakiÅ› sygnaÅ‚. Na miÅ‚ość boskÄ…, niech pan siÄ™ zajmie swoimi sprawami! Taki wybuchu Norlinga byÅ‚ czymÅ› zgoÅ‚a niezwykÅ‚ym; zwykle cechowaÅ‚ go lodowaty spokój. ProszÄ™ powiedzieć kapitanowi, że muszÄ™ jak najszybciej przesiąść siÄ™ na innąłódz. Już mu mówiÄ™. Niech pan nie odchodzi! Jeszcze nie skoÅ„czyÅ‚em. Norling urwaÅ‚, wysiÅ‚-kiem woli zdusiÅ‚ w sobie wÅ›ciekÅ‚ość i zmusiÅ‚ siÄ™ do oderwania rÄ…k od drewnianychporÄ™czy krzesÅ‚a.Powoli odzyskiwaÅ‚ swoje absolutne opanowanie.W jego gÅ‚osiezabrzmiaÅ‚a chÅ‚odna, beznamiÄ™tna nuta jak u szachisty, który powziÄ…Å‚ już decyzjÄ™co do nastÄ™pnego ruchu. Nada pan natychmiast NADIR i wymieni w nim JulesaBeauraina i jego kochankÄ™, LuizÄ™ Hamilton.Niech to zaraz dotrze do wszystkichnaszych ludzi.Na pierwszy ogieÅ„ sama Hamilton zlikwidować przy użyciumetod trzeciego stopnia.Teraz może pan odejść.* * *O Boże, to straszne! Luiza zamarÅ‚a w pół kroku z kluczem do sypialni w rÄ™ku,nie panujÄ…c nad szokiem i odrazÄ….Jak wiÄ™kszość ludzi zatrzymujÄ…cych siÄ™ w ho-telach, weszÅ‚a do pokoju i zamknęła za sobÄ… drzwi w zÅ‚udnym przekonaniu, że tobezpieczne schronienie, przynajmniej czasowo.Jezu, chyba zaraz zwymiotujÄ™! OparÅ‚a siÄ™ o drzwi i nakazaÅ‚a sobie wziąć siÄ™w garść.%7Å‚oÅ‚Ä…dek usÅ‚uchaÅ‚, lecz w tej samej chwili dostrzegÅ‚a swoje odbicie w lu-strze, co przyprawiÅ‚o jÄ… o nowy wstrzÄ…s: Å›ciÄ…gniÄ™te wargi odsÅ‚aniaÅ‚y zÄ™by zaci-Å›niÄ™te w wyrazie morderczej furii.PoczuÅ‚a, że gdyby ten, kto odpowiada za tenkoszmar, znajdowaÅ‚ siÄ™ jeszcze w pokoju, mogÅ‚aby go w tej chwili zabić.RozlegÅ‚osiÄ™ pukanie do zamkniÄ™tych na zatrzask drzwi.OdstÄ…piÅ‚a w bok i przekrÄ™ciÅ‚a gaÅ‚kÄ™
[ Pobierz całość w formacie PDF ]