[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wcale nie byłem pewien, czy potrafią go odnaleźć, i prawdę mówiąc, niespecjalnie mi na tym zależało.Dopóki gadzia rasa będzie miała możliwość rozmnażania się, dopóty pozycja ludzi na Pellucidarze będzie wystawiona na szwank.Nie może być dwóch dominujących ras.Podzieliłem się tymi myślami z Dian.— Opowiedziałeś mi kiedyś — odpowiedziała — o wspaniałych rzeczach, jakich mógłbyś dokonać, mając do dyspozycji wynalazki swego świata.Teraz stamtąd wróciłeś, przywożąc ze sobą wszystko, co jest konieczne, by dać ludziom Pellucidaru te wielką siłę.Opowiadałeś mi o wielkich, śmiercionośnych machinach, które mogłyby miotać wybuchające, metalowe kule między szeregi naszych wrogów, zabijając je setkami.Mówiłeś o potężnych, kamiennych fortecach, w których tysiąc ludzi, uzbrojonych w duże i małe machiny tego typu, mogłoby się bronić w nieskończoność przeciwko milionowi Sagothów.Opowiadałeś o wielkich łodziach, przemierzających morza bez pomocy wioseł i plujących śmiercią z otworów w swych bokach.To wszystko może teraz należeć do ludzi z Pellucidaru.Dlaczego w takim razie mielibyśmy się bać Mahar?Niech się rozmnażają! Niech ich liczba wzrośnie w tysiące.Mimo to ciągle będą bezradne wobec potęgi Imperatora Pellucidaru.Co jednak możemy osiągnąć, jeżeli pozostaniesz uwięziony w Phutrze? Czego dokonają ludy Pellucidaru, jeżeli nie staniesz na ich czele, jeśli ich nie poprowadzisz?Poszczególne plemiona będą napadały na siebie wzajemnie, a tymczasem Mahary, korzystając z tego, zniszczą je jedno po drugim.A jeśli nie — to jaką wartość będzie miało dla nich wyzwolenie rasy ludzkiej, jeżeli będą pozbawione tej wiedzy, którą jedynie ty posiadasz, a która może ich poprowadzić ku wspaniałej cywilizacji — cywilizacji, o której mi opowiadałeś tak wiele, iż teraz pragnę jej tak, jak nigdy jeszcze niczego.Nie, Da widzę, Mahary nie będą mogły nas skrzywdzić, jeżeli ty będziesz na wolności.Niech sobie mają swój sekret, jeśli za te cenę ty i ja będziemy mogli wrócić do naszych ludzi i poprowadzić ich na podbój Pellucidaru.Dian była bardzo ambitna, jednak ambicja nie odebrała jej zdolności logicznego rozumowania.Miała oczywiście racje.Niczego nie zdołalibyśmy osiągnąć, jeżeli byśmy pozostali w Phutrze, zamknięci do końca życia.To prawda, że Perry mógł wiele zrobić przy pomocy tego, co znajdowało się na pokładzie mechanicznego kreta, jednak miał on bardzo pokojową naturę.Nigdy nie zdołałby zespolić na nowo żądnych walki frakcji, na które rozpadła się federacja.Nigdy nie udałoby mu się przyłączyć do imperium nowych terenów plemion.Kręciłby się w kółko, produkując proch strzelniczy i bez przerwy starając się go udoskonalić, aż wreszcie ktoś wysadziłby go w powietrze przy pomocy jego własnego wynalazku.Perry był bardzo niepraktyczny.Aby cokolwiek osiągnąć, potrzebował kogoś, kto by odpowiednio ukierunkował jego energie.Perry potrzebował mnie, a ja potrzebowałem, jego.Jeżeli mieliśmy być pożyteczni dla Pellucidaru i jego mieszkańców, musieliśmy być wolni i pracować razem.Biorąc to wszystko pod uwagę zgodziłem się na propozycje Mahar.Przyrzekły mi, że podczas mojej nieobecności Dian będzie dobrze traktowana i chroniona przed wszystkim, co mogłoby uchybić jej godności.Tak więc wyruszyłem z setką Sagothów na poszukiwanie doliny, na którą natknąłem się kiedyś przypadkowo, a którą teraz równie dobrze mogłem odnaleźć lub nie.Maszerowaliśmy prosto w stronę Sari.Na odpoczynek zatrzymaliśmy się w miejscu, w którym zostałem schwytany i ku memu ogromnemu zdziwieniu, znalazłem tam mój karabin.Byłem za to niezmiernie wdzięczny losowi.Leżał tak, jak go położyłem, udając się na odpoczynek, który dla mnie zakończył się niewolą a dla moich przyjaciół Mezopów — śmiercią.Po drodze udało mi się znacznie uzupełnić mapę — moja praca nad nią nie wzbudziła w Sagothach nawet cienia zainteresowania.Czułem, że ludzie z Pellucidaru nie muszą siq specjalnie obawiać tych goryli.Byli to wojownicy, nic ponadto.Być może kiedyś w przyszłości sami będziemy ich wykorzystywać w takiej właśnie roli.Nie byli dostatecznie inteligentni, aby stanowić zagrożenie dla rozwoju rasy ludzkiej.W miarę zbliżania się do okolicy, w której miałem nadzieje odnaleźć dolinę, byłem coraz bardziej przekonany o powodzeniu naszej wyprawy.Rozpoznałem otaczający nas krajobraz i byłem już pewien, że potrafię dokładnie odtworzyć położenie jaskini.Mniej więcej w tym czasie zobaczyłem w oddali oddział półnagich wojowników — ludzi, przecinających nam drogę.Zatrzymali się na nasz widok.Nie wątpiłem, iż musi dojść do walki.Sagothowie nigdy nie pozwolą, aby umknęła im okazja schwytania nowych niewolników dla ich władczyń.Zauważyłem, że uzbrojeni byli w łuki, strzały, długie włócznie i miecze, odgadłem więc, że musieli należeć do federacji, gdyż tylko moi żołnierze tak zostali wyekwipowani.Zanim Perry i ja przybyliśmy na Pellucidar jego mieszkańcy mogli się wzajemnie zabijać tylko bardzo prymitywną bronią.Sagothowie najwyraźniej również spodziewali się bitwy.Wznosząc dzikie okrzyki zaczęli biec w kierunku przeciwnika.I wtedy zdarzyło się, coś dziwnego.Dowódca ludzi wystąpił naprzód, wznosząc obie dłonie ku górze.Sagothowie przerwali wrzaski i wolno poszli mu na spotkanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •