[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Och, wstrętne dziewczyny! parsknął ze złością Archie. To nie jest żółw anikijanki, ani myszy.To jest coś, co ja wiem, a wy się nie dowiecie aż jutro.Był taki mały, umorusany, spocony i bronił się tak dzielnie, że Dina pogłaskała go pogłowie, do reszty rujnując uczesanie. Cokolwiek to jest powiedziała czule mamusia na pewno się z tego szalenieucieszy. Na pewno! potwierdziła April i nie mniej czule pocałowała brata w nos. Nie liżcie mnie krzyknął Archie, bez powodzenia udając obrazę.Dina ukryła ozdobnie opakowaną książkę pod poduszką na kanapie.Po czym oznaj-miła, ze jest głodna.Dwa głosy zgodnie odpowiedziały jej: Ja też! i całe towarzystwo ruszyło dokuchni.Dina wyjęła ze spiżarki chleb i masło kakaowe, Archie przyniósł mleko i słoikdżemu z lodówki, April wydobyła zza puszki na mąkę torbę frytek z kartofli, przecho-wywanych tam na czarną godzinę.Znalazł się też serek śmietankowy, resztka szynki,trzy banany, puszka oliwek i niepojętym cudem ocalony spory kawałek tortu. Pamiętajcie, że to tylko mała przekąska upominała Dina smarując chleb ma-słem, serem i dżemem. Wkrótce będzie obiad.April, proszę pokrajać tort na trzy129równe kawałki. Mnie, się należy największy oświadczył Archie obierając banana i sięgając pogarść oliwek. Bo jestem najmniejszy i muszę urosnąć. Nie bądz świnia, Archie powiedziała April oblizując z palców lukier. Co najwyżej jestem prosię odparł Archie.Posmarował chleb masłem, na to serem, na to dżemem, dodał plasterek szynki i uko-ronował, to wszystko kawałkiem banana.Na wierzch wetknął jeszcze oliwkę ku ozdobiei jednym kęsem pochłonął dobrą ćwierć tak przyrządzonej kanapki. Prosię to też świnia stwierdziła April. I wyjmij natychmiast swoją prywatnąłyżkę ze wspólnego dżemu. Nieprawda powiedział Archie oblizując łyżkę. Prawda powiedziała April. A jak nie wierzysz, sprawdz w encyklopedii i nie nudz poradziła Dina.Archie pobiegł po encyklopedię, April zaś do lodówki po następną porcję mleka, leczprzy tej sposobności odkryła zapomniane dwie butelki coca-coli.Trudziła się właśniepodziałem dwóch butelek na trzy równe porcje, gdy nadszedł Archie, kwaśny, ponieważencyklopedia przyznała słuszność April, i zakwestionował sprawiedliwość podziału. Dinie nalałaś więcej niż mnie stwierdził. Przestańcie się kłócić! fuknęła Dina i zatkała bratu usta resztką lukru po tor-cie.W pięć minut pózniej na stole nie było ani okrucha, Archie zaś poszukiwał jabłek nadnie skrzynki z warzywami.Dina zgromadziła talerze i szklanki w zmywalni i płukałabutelki po mleku. Słuchaj, April rzekła po długim namyśle jest pewna sprawa do załatwieniai ty ją załatwisz. Jeśli chodzi o wyniesienie puszek od konserw, to ani myślę powiedziała April. To jest robota Archiego. Losy całej rodziny ważą się na szali powiedziała w przestrzeń Dina, spoglą-dając w okno a moja siostra kłóci się o blaszane puszki! Strzepnęła energicznieścierkę i zwróciła się do April. Słuchaj: pójdziesz do pani Cherington i poprosisz jąo różę do jutrzejszego bukietu dla mamusi.April cisnęła swoją ścierkę na stół. I przy tej okazji warknęła spytam jej, czy to pan Cherington zabił Florę San-ford, ponieważ ona wiedziała, że ukradł piętnaście tysięcy dolarów z kasy pułkowej. No, wiesz! oburzyła się Dina. Nie namawiam cię do popełniania nietaktów! Jestem z natury nietaktowna odparła April ale tym razem postaram się za-chować grzecznie.A jeśli pani Cherington zblednie i zmiesza się, a pan Cheringtonspojrzy na mnie zimno i wyniośle, co mam zrobić? Gwizdnąć na policję?130 April, ty się boisz! podstępnie rzekła Dina. Wcale się nie boję! zaprzeczyła April i oblała się rumieńcem. Czy się bałampójść do pani Cherington i poprosić o upieczenie tortu na zabawę Koła Rodzicielskie-go? Ba, wtedy jeszcze nie przypuszczałaś, że to może pan Cherington zastrzelił FloręSanford powiedziała Dina, wycierając ręce ścierką do talerzy. Dobrze, lepiej pój-dę tam sama. Nie, nie! skwapliwie zawołała April. Wrócę z różami i z dowodami rzeczo-wymi.Mogę wziąć z sobą kulę, którą znalazłyśmy w oku wuja Herberta, i sprawdzę, czypasuje do rewolweru pana Cheringtona, jeśli on w ogóle ma rewolwer.Zcierka wypadła z rąk Dinie. April! krzyknęła.I z trudem chwytając znowu oddech, podniosła ścierkę. Zupełnie zapomniałam o tej kuli. Może to być ważny dowód rzekła April. Kula, znaleziona na miejscu, zbrod-ni, często decyduje o sprawie.Jeżeli dowiemy się, z jakiego rodzaju broni pochodzi takula i kto w okolicy posiada taką właśnie broń. Załóż się ze mną, że ja się tego wszystkiego dowiem! wrzasnął Archie. Za-łóż się! Założę się z tobą, o co chcesz, że tego nie potrafisz się dowiedzieć odparłaApril. Daj mi tę kulę! Przekonasz się! Jak to zrobisz? spytała Dina.Archie, dotknięty tą nieufnością, odpowiedział: Bardzo zwyczajnie.Zapytam policjanta.Oni się znają na kulach. I to nasz rodzony brat! gorzko westchnęła Dina. Taki chytry! Czekaj, Dino przerwała jej April. Może to nie jest najgłupsze. Zwróciła siępoważnie do brata: Myślisz, że on się nie domyśli i, nie będzie czegoś podejrzewał? A ty co sobie wyobrażasz? odparł z oburzeniem Archie. %7łe ja mu powiem,że ty tę kule znalazłaś w willi pani Sanford? Kto wie. powiedziała w zadumie April. Może on się jakoś z tego wymiga.Jest ryzyko, ale. Nie ma ryzyka! wrzasnął Archie. Jak ja co robię, to na mur.Dina i April spojrzały na siebie ponad jego głową. Ostatecznie orzekła wreszcie Dina on nadstawi karku, a nie my.Dla pewno-ści jednak zabrudzę trochę tę kulę. Już ja to sam zrobię oświadczył Archie. Możecie na mnie polegać.Wiem do-brze, jak to załatwię. Wyrwał z rąk April kulę. Nie bój się, nie zgubię, na pe!Wybiegł, lecz po chwili wetknął znów głowę przez drzwi.131 Wiecie co? krzyknął. Biorę z sobą Slukeya i Flashlighta.Nie ma strachu, niejestem frajer!I zniknął.Dina westchnęła, Ufajmy, że mu się uda.Bo jeżeli wpadnie. Nie wpadnie! z przekonaniem odparła April. No, a ja.jeżeli mam zdobyćbukiet dla mamusi na jutro, muszę wreszcie startować. Sądząc z miny, April nie pali-ła się zbytnio do tej misji.Długą chwilę marudziła jeszcze przy drzwiach. A co ty bę-dziesz tymczasem robiła? Jak myślisz? gniewnie parsknęła Dina. Ty i Archie dostaliście najłatwiejszesprawy do załatwienia.Ja mam tylko dokończyć zmywanie, wyprać ścierki, ugotowaćobiad. Badawczo przyjrzała się siostrze. Boisz się, April? Nie obrażaj mnie odpowiedziała April lodowatym tonem.Wyszła przez kuchnię i na przełaj trawnikiem za domem.Nie boisz się mówiła sobie w duchu. To dziwne łaskotanie w żołądku jest skut-kiem kombinacji banana z marynowanym koperkiem.Nie podejrzewasz chyba tegoprzemiłego starszego pana o morderstwo!Lecz pan Cherington nie był przemiłym staruszkiem! Był w rzeczywistości mężczy-zną w średnim wieku, pułkownikiem, nazywał się Chandler i ukradł piętnaście tysięcydolarów, siedział w więzieniu i używał fałszywego nazwiska.A pani Sanford wiedziałao tym.Dreszcz przebiegł April po plecach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]