[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za wielki jak na psa.Jakiś dzieciak.Pewnie nic dobrego.Jakiś mały chuligan, który chce tu broić.— Kto tam jest?Cisza.— Wychodź stąd zaraz.Bez odpowiedzi.Tylko szmer wiatru.Joshua ruszył w kierunku tego cienia otoczonego innymi cieniami, ale nagle powstrzymało go instynktowne przekonanie, że to coś jest niebezpieczne.Straszliwie niebezpieczne.Śmiertelnie.Czując takie zagrożenie, doświadczył wszystkich odruchowych, zwierzęcych reakcji: ciarki mu przeszły po plecach; skóra czaszki wydawała mu się cierpnąć, a potem kurczyć; łomotało mu serce; w ustach czuł suchość; zwinął ręce w szpony; słuch miał wyostrzony bardziej niż minutę temu.Przygarbił się i podciągnął do góry swoje zwaliste ramiona, podświadomie zajmując obronną postawę.— Kto tam? — spytał ponownie.Cień odwrócił się i ruszył z trzaskiem w głąb zarośli.Umykał przez winnice graniczące z posiadłością Avrila Tannertona.Przez kilka sekund Joshua słyszał oddalający się tumult ucieczki, cichnące łomotanie ciężkich kroków w biegu i zamierające sapnięcia, kiedy to coś zaczerpywało oddechu.Obejrzawszy się kilkakrotnie przez ramię, Joshua wrócił do samochodu.Wsiadł i zamknął się od środka.Spotkanie to wydawało mu się nierealne, coraz bardziej przypominało sen.Czy rzeczywiście kryło się coś w ciemności, coś, co czekało i obserwowało? Coś niebezpiecznego? Czy to tylko wytwór jego wyobraźni? Człowiek, który spędził pół godziny w upiornym warsztacie Avrila Tannertona, może się spodziewać, że będzie uczulony na dziwne dźwięki i zacznie się doszukiwać jakichś potworów w cieniach.Kiedy jego mięśnie się rozluźniły, a serce uspokoiło, Joshua pomyślał, że zachował się idiotycznie.Zagrożenie, które wyczuwał przed chwilą tak silnie, wydawało się teraz tylko widmem, kaprysem nocy i wiatru.W najgorszym razie to był jakiś dzieciak.Łobuz.Uruchomił samochód i pojechał do domu, zdziwiony i rozbawiony wpływem, jaki miała na niego pracownia Tannertona.✶ ✶ ✶W sobotę wieczorem, punktualnie o siódmej, Anthony Clemenza zajechał swoim niebieskim jeepem pod dom Hilary.Hilary wyszła na zewnątrz, aby go przywitać.Była ubrana w błyszczącą jedwabną suknię koloru szmaragdowej zieleni z długimi obcisłymi rękawami i głęboko wyciętym dekoltem; kuszącym, ale nie tandetnym.Ponad czternaście miesięcy nie umawiała się z nikim i prawie już zapomniała, jakiego ubioru wymaga od niej rytuał zalotów; spędziła dwie godziny na doborze garderoby, równie niezdecydowana jak uczennica szkolna.Przyjęła zaproszenie Tony’ego, ponieważ był najbardziej interesującym mężczyzną, jakiego poznała ostatnimi laty — i również dlatego, że z całej siły starała się przełamać swoją tendencję do ukrywania się przed światem.Czuła się dotknięta zdaniem Wally’ego Topelisa, który jej zarzucał, że wykorzystuje swoją niezależność za wymówkę do ukrywania się przed innymi ludźmi, ale zgodziła się, że w tym stwierdzeniu jest prawda.Unikała zawierania przyjaźni i nie szukała kochanków, ponieważ obawiała się bólu, jaki potrafią zadawać właśnie przyjaciele i kochankowie swoimi odmowami i zdradami.Ale jednocześnie, gdy tak chroniła siebie przed bólem, odmawiała sobie zadowolenia, wynikającego z właściwych związków z właściwymi ludźmi, którzy by się nie dopuścili zdrady.Dorastając przy okrutnych rodzicach-alkoholikach, nauczyła się, że przejawom uczucia zazwyczaj towarzyszą nagłe wybuchy wściekłości, gniewu i niezasłużonej kary.Nigdy nie bała się ryzykować w pracy i interesach; a teraz nadszedł czas, aby doświadczyć jakiejś przygody w życiu osobistym.Kiedy podążała energicznie w kierunku niebieskiego jeepa, kołysząc odrobinę biodrami, była spięta z powodu emocjonalnego ryzyka, wiążącego się z uprawianiem tańca godowego, ale dawno też nie czuła się taka odmieniona, kobieca i szczęśliwa.Tony pośpiesznie podszedł od strony pasażerskiej i otworzył drzwi.Kłaniając się nisko, powiedział:— Królewski pojazd zajechał.— Och, to chyba jakaś pomyłka.Nie jestem królową.— Moim zdaniem wyglądasz jak królowa.— Jestem tylko skromną posługaczką.— Jesteś o wiele piękniejsza od królowej.— Lepiej niech ona tego nie słyszy.Z pewnością żądałaby twej głowy.— Za późno.— Bo?— Już straciłem głowę z twojego powodu.Hilary jęknęła.— Za słodko? — spytał.— Chętnie bym przegryzła cytryny.— Ale podobało ci się.— Tak, przyznaję, że tak.Chyba jestem łasa na pochlebstwa — powiedziała i zawirowała zielonym jedwabiem przy wsiadaniu do jeepa.Kiedy jechali w kierunku bulwaru Westwood, Tony zapytał:— Nie czujesz się urażona?— Czym?— Tym gruchotem.— Jak mogłabym się czuć urażona z powodu jeepa? Czy on potrafi mówić.Czy on może mnie obrazić?— To nie mercedes.— Mercedes to nie rolls.A rolls to nie toyota.— Niezwykle filozoficzna uwaga.— Jeśli uważasz, że jestem snobką, to czemu chciałeś się ze mną umówić?— Nie uważam, że jesteś snobką — powiedział.— Ale Frank twierdził, że będziemy się czuli głupio, bo ty masz więcej pieniędzy niż ja.— Cóż, z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że nie należy polegać na tym, co Frank myśli o ludziach.— To jego problem — zgodził się Tony, skręcając w bulwar Wilshire.— Ale pracuje nad tym.— Przyznam, że nie widuje się wielu takich samochodów w LA.— Kobiety zazwyczaj mnie pytają, czy to mój drugi samochód.— Mnie to nie obchodzi, czy on jest pierwszy, czy drugi.— Mówi się, że w LA jest się tym, czym się jeździ.— Tak to jest? No to ty jesteś jeepem.A ja mercedesem.Jesteśmy samochodami, nie ludźmi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •