[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Herlihy roześmiał się.- Tak; ten gość chce być pierwszym policjantem w całym stanie.Miał pewniewielkie nadzieje na odegranie głównej roli w tym przedstawieniu.W gruncie rze-czy, to wcale nie jest zły człowiek.Ma tylko charakterek.Mam z nim pogadać?- Nie trzeba, poradzę sobie.Pózniej przydałoby mi się własne centrum dowo-dzenia.Czy ma pan ruchome centrum?- Nie bardzo.Mam tylko parę chevroletów suburban z urządzeniami łączno-ści, to wszystko.- No dobrze, na razie będę wykorzystywał stanowisko dowodzenia armii.-Hush popatrzył w ciemność.- Sam pan przyjechał? - spytał.- Powers dał namradiowóz z kierowcą, ale nie wiem, czy go nie odwołał.- Chłopcy mogą zabrać was do motelu, jeśli trzeba - zaofiarował się Herlihy.Wyglądało na to, że się uspokoił.Mówił teraz normalnym tonem.- Pójdę tam izobaczę, co robią moi ludzie.Jakie ma pan plany?- Jestem wyczerpany.Pojadę trochę się przespać.- Po tym wstępie Hush opi-sał, co ustalił z wojskiem.Herlihy powiedział, że spróbuje przyjechać nazajutrzrano do hangaru.Spojrzał jeszcze gniewnie na Carolyn i ruszył wściekłym krokiemtam, gdzie świeciły reflektory.4.W środę rano, kiedy Hush przyjechał do hangaru, zaczynało tam już śmier-dzieć.Na wielkiej, betonowej płycie stały w równych rządkach sto sześćdziesiątdwa worki z wyzbieranymi z brzegów przedmiotami.Każdy z64worków wyglądał jak odchody jakiegoś dinozaura; śmierdział i był otoczony ka-łużką płynu o toksycznym wyglądzie.Hush odruchowo zatkał nos.Nieopodal staliludzie dbający o porządek w hangarze; na ich twarzach widoczny był wyraz nieza-dowolenia i obrzydzenia.Obok wrót hangaru stała wielka śmieciara.Dwaj śmie-ciarze siedzieli obojętnie na przednim zderzaku i palili.Na spotkanie Hansonawyszedł zastępca Herlihy'ego w towarzystwie trzech innych agentów.Wszyscymieli na sobie papierowe fartuchy, maski z gazy i gumowe rękawice; w rękachtrzymali grabie.Hush powitał ich i skomentował:- Obawiam się, że cała wina za tę piękną kolekcję jest przypisywana wyłącz-nie mnie.- Rzeczywiście, sir - zgodził się zastępca szefa oddziału.- Wyłącznie.Dyrek-tor lotniska poprosił, żebyśmy zrobili, co tylko chcemy z całym tym.wszystkim,dzisiaj, jeśli to tylko możliwe.Musiał zabrać stąd trzy samoloty, które znajdowałysię w trakcie napraw.Wolałby jak najszybciej wprowadzić je z powrotem poddach.Poza tym, sir, dzisiaj ma być ciepło.Nawet gorąco.- Rozumiem.Czy to detektywi? - spytał Hanson.- Tak jest.- Przedstawił dwóch ludzi z waszyngtońskiego laboratorium.Trzeci był detektywem z policji stanowej.Hush uścisnął wszystkim dłonie.Starszy z laborantów FBI wyjął buteleczkępastylek zapachowych, wsadził sobie po jednej do każdej dziurki w nosie i podałbuteleczkę pozostałym.Wszyscy chętnie skorzystali.Hush założył sięgający mudo kolan fartuch.Ruszył z pozostałymi do pierwszego rzędu worków.ZastępcaHerlihy'ego zaczął mówić:- Nasi specjaliści od materiałów wybuchowych zjawili się na moście o wpółdo trzeciej w nocy.Potwierdzili to, co wykryła policja stanowa.Są tam w tej chwi-li dwaj z naszych ludzi, starszy specjalista nazywa się doktor Franklin.Pozostaliśpią.W biurze hangaru jest kilku ludzi z policji stanowej.Powiedzieli, że będąodpędzać wszystkich intruzów czy dziennikarzy, którzy chcieliby nam przeszko-dzić w przetrząsaniu tego świństwa.Ee, czy wiemy, mniej więcej, czego szukamy,sir?- Nie - odparł wesoło Hush.- Najbardziej ucieszyłbym się ze znalezieniaprzedmiotów, z których robi się bomby - drutu, zegarów, baterii, pustych pudełekpo dynamicie, puszek po czarnym prochu, podpisanych kwitów na kartę kredytowąpoświadczających zakup czarnego prochu, grupowego zdjęcia terrorystów - no,wiecie.Mężczyzni uśmiechnęli się pod maskami.- Ale to, czego od was chcę, to żebyśmy przeszukali każdą torbę i poszukaliczegoś, co zwykle nie powinno się znajdować na brzegu rzeki, albo czegoś, co wjakiś sposób może skojarzyć wam się z bombą na moście, jeśli ruszycie wyobraz-nią.Nie jestem w stanie powiedzieć, co to może być - po prostu wszyscy przetrzą-śniemy raz tę - ee.kolekcję - a potem zajmiemy się innymi rzeczami.Chciałbym,żebyśmy to robili zespołowo.65Przeszukali pierwszy szereg worków, jeden po drugim, szukając wszystkiego,co mogłoby wydać się dziwne.Na brzegu rzeki znajdowały się najprzeróżniejsześmieci.Detektywi rozciągali je za pomocą grabi.Były tam butelki, plastikowetorby, szczątki drewna, ubrania, stare buty, tekturowe pudła, puszki, zdechły kot,większe kawałki drewna, opony.Wszystko, co znajduje się niestety wzdłuż wieluamerykańskich rzek.Po skończeniu pierwszego rzędu agenci odłożyli na bok dwaświeżo odłamane kawałki przesiąkniętej smarem maszynowym deski.Musiałypochodzić z mostu.W całym drugim szeregu nie znalazło się nic interesującego.Tak samo w trzecim.Zmieciarze wjechali swoim wozem do hangaru i zaczęli posuwać się za agen-tami, pracując za pomocą łopat i mioteł.W połowie czwartego rzędu worków Hushzobaczył szmatę - strzęp ubrania, długości mniej więcej trzydziestu centymetrów.Wyglądała, jak gdyby została wydarta z T-shirtu.Podniósł ją.Wydawała mu siędziwnie znajoma.Nie pamiętał, dlaczego.- Sir?- Schowajcie to, proszę - rzucił.Skończyli czwarty rząd, zaczęli piąty.Odnalezli w nim jeszcze kilka kawałkówdrewna pochodzących z mostu.W większej części były one przesiąknięte czymś,co pachniało jak płyn do chemicznego czyszczenia ubrań.Pod koniec jeden zagentów nachylił się i wyciągnął spomiędzy śmieci szmatę niemal identyczną jakta, którą znalazł Hush.- Ma pan dobre oko - pochwalił Hanson.- Widzicie, ktoś podarł tę koszulkęna strzępy.Wygląda, jakby chciał sobie zrobić bandaż.Poza tym, w porównaniu ztym wszystkim, jest całkiem czysta.Te szmaty przypominają mi coś, co widziałemwczoraj, tylko nie mogę sobie przypomnieć co.Schowajmy ją.Idzmy dalej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]