[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla ludzi, którzyprzez dzień cały modlili się i ziębli w kościele, ziębli także sprzedając i kupując na rynku,koniecznością prawie było przed puszczeniem się w drogę do domów wejść na chwilę w cie-płe jakie ściany, ogrzać się i głód zaspokoić.Przed karczmą tedy, której brama owalnie wy-krojona i cały budynek wszerz przerzynająca miała pozór czarnej otchłani, na placyku twar-dym od mrozu, śniegiem usłanym, słomą zasypanym i zamarzłymi kałużami lśniącym, stałomnóstwo sań i koni, których głowy i szyje niknęły całkiem w przywiązanych do nich worachz obrokiem.Izba karczemna znacznie tu była większą niż w Suchej Dolinie.W miasteczku na znacz-niejszą ilość gości rachować musiano niż w wiosce.W dnie takie szczególnie jak dzisiejszyzgromadzało się ich mnóstwo.Na rozłożystym kominie palił się wielki ogień, ludzie tuwchodzący stawali przed nim, rozgrzewali zmarznięte ręce, dla rozgrzania nóg uderzali sto-pami o podłogę, a potem ku stołom ściany otaczającym idąc zdejmowali z pleców płócienne,na sznurkach zawieszone worki.Wszyscy prawie worki takie posiadali.Znajdowała się wnich żywność na dzień cały z domu przywieziona.Gatunek jej i ilość zależały od względnejzamożności każdego z popasających.Jedni z woreczków swych wyjmowali tylko kawałyczarnego chleba, szczypty soli i odłamy twardego sera; inni oprócz chleba i soli mieli jeszczesłoninę, kiełbasy, jaja ugotowane na twardo.Byli tacy, którzy do jedzenia szeroko rozsiadalisię na ławach, i tacy którzy jedli chodząc lub stojąc.Tłum wzrastał, gwar stawał się ogłusza-jącym, zewsząd słychać było wołanie o wódkę, miód i piwo, %7łydzi różnego wieku, rodzinękarczmarza składający, nieustannie przewijali się wśród tłumu z blaszanymi półgarncówkami,kwartami, czarkami, ze szklankami z zielonego szkła, z glinianymi miskami pełnymi kwaszo-nych ogórków i śledzi, którymi chłopi przekąsywali wódkę.Znajdowali się tu mieszkańcywielu oddzielnych wsi, ale prawie wszyscy do jednej gminy należący.Prawie wszyscy też85znali się pomiędzy sobą z bliska albo z daleka i zaczepiali się wzajem rozmowami o dzisiej-szym targu, o poniesionych stratach lub zyskach, o różnych okolicznościach gospodarstwswych i rodzin.W głębi izby starszyna, najwyższy urzędnik gminy, chłop niemłody, z długąbrodą i w czarnej baraniej czapce po same oczy na czoło wsuniętej, dość liczną kompanięmiodem częstował.W poczęstunku tym oprócz ludzi innych udział brało kilku mieszkańcówSuchej Doliny, a pomiędzy nimi najważniejszą rolę odegrywał Piotr Dziurdzia, albowiemokazji do poczęstunku dostarczył koń przez niego starszynie sprzedany.Rozmowa też toczyłasię o różnych zaletach tego konia, zaprowadziła do żywych rozpraw o koniach w ogólności iwzmagała się czasem w sprzeczki, które jednak starszyna przerywał zawsze, miodu do szkla-nek z blaszanego garnca dolewając i z uprzejmą powagą do biesiadników przemawiając: Pijcie, panowie gromada, pijcie! na zdrowie wam! na szczęście!Wyraz: panowie gromada, powtarzał się w jego ustach niezmiernie często.Czuł się ongłową i naczelnikiem gminy, czyli gromady, i lękał się stracić najmniejszą sposobność przy-pomnienia o tym wszystkim.Chłopi głowami mu na podziękowanie skłaniali i zielonaweszklanki do ust nieśli.Klemens tylko nie pił i w rozmowie dotąd udziału nie brał.Młodymbył, nieżonatym jeszcze, gospodarstwa swego nie miał, z ojcem tu przybył i przez niego tylkocoś znaczył.Obecność starszyzny i zgromadzenie starych, poważnych gospodarzy, onie-śmielały go i wstrzymywały od samodzielnego przystąpienia do poczęstunku.Stanął tedy zaojcem i znad ramienia jego wychylając twarz swą rumianą i błękitnooką, trochę chciwie atrochę nieśmiało na półgarncówkę i szklanki poglądał.Filuterne, żywe, a teraz miodem roz-weselone oczy starszyny spotkały się z jego wstydliwym spojrzeniem. Aaaa! zadziwił się ze śmiechem i palcem na parobka wskazał aaa! panowie groma-da! czy h e t o parobek jest, czy dziewczyna?Głowę na obie strony, niby dla lepszego widzenia, przechylał. Patrzę, patrzę i rozpoznać nie mogę! zdaje się, że parobek, ale za plecy b a ć k a scho-wał się jak dziewczyna i wstydzi się bardzo.Nu, p o k a ż y ś.do stołu p o d e j d z i j, a todoprawdy pomyślę, że z m u ż c z y n y przemienił się w dziewczynę!.Dowcipkowaniu temu towarzyszył chór grubych śmiechów; Piotr zaśmiał się także i synaku stołowi popchnął. Nu, i d z i, kiedy pan starszyna woła.Nie tak już bardzo wstydliwym był Klemens, za jakiego poczytał go starszyna.Ustawprawdzie dłonią zakrył, ale wesołymi oczami wprost na dostojnika gminy patrzał.Ten nalałpełną szklankę miodu i młodemu parobkowi ją podał. Pij! zawołał k a b y prędzej wąsy pod nosem wyrosły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]