[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tej samej chwili uświadomił sobie, że z tylnego przedziału nie dochodziły wogóle żadne odgłosy pracy serca, tylko to powolne, rytmiczne, skrzypiące pulsowanie podobne do brzęczenia cykad w wysokich i niskich rejestrach.- W góry, tam - powiedział Indianin siedzący obok.Przed twarzą Joao znowu pojawiła się dłoń wskazująca na prawo.Joao ujrzał podobne do łusek elementy skóry na zgięciu palca.Wokół paznokcia ciągnął się wyraźny, ząbkowany zarys.ŻUKI!!!Palec składał się z połączonych ze sobą, współpracujących żuków!Joao odwrócił się spoglądając Indianinowi w oczy.Teraz zrozumiał dlaczego tak żywo błyszczały: składały się z setek miniaturowych płaszczyzn.- Szpital, tam - zaskrzeczał stwór obok niego, wskazując kierunek.Joao odwrócił się do kontrolek, walcząc ze sobą o zachowanie spokoju.To nie byli Indianie ani nawet istoty ludzkie.To były owady - rój jakiegoś rodzaju, ukształtowany i zorganizowany tak, by imitować człowieka!Przez umysł Joao przemknęły implikacje tego odkrycia.Jak one utrzymywały swój ciężar? Jak się odżywiały i oddychały? Jak mówiły?Osobista troska musiała podporządkować się palącej potrzebie uzyskania tych informacji i udowodnienia tego, co widział, w jednym z rządowych laboratoriów.W tej chwili nie mógł brać pod uwagę nawet śmierci swego ojca.Joao wiedział, że musi schwytać jedną z tych istot i wydostać się z nią.Sięgnął dłonią w górę, nacisnął przełącznik radionadajnika i nastawił wiązkę na emisję sygnału lokalizującego jego położenie.„Oby któryś z Bractwa czuwał w tej chwili i nadzorował swoje odbiorniki” - pomyślał z nadzieją.- Jeszcze w prawo - wychrypiało stworzenie.Joao znów skorygował kurs.„Głos - ten skrzypiący, piskliwy głos”! Joao znów zadał sobie pytanie, w jaki sposób ta istota mogła z siebie wydawać tego rodzaju imitację ludzkiej mowy.Koordynacja potrzebna do wykonywania tej czynności była wręcz nieprawdopodobna!Joao spojrzał na lewo.Księżyc wisiał wysoko oświetlając w dali linię wież bandeirantes.Pierwsza zapora.Ciężarówka wkrótce wydostała się z Zielonej Strefy i wleciała nad Strefę Szarą, w której znajdowały się najbiedniejsze farmy.Później, minąwszy kolejną barierę pomknęli nad Czerwoną, wzbijającą się długimi, wąskimi klinami w Goyaz, do wnętrza Mato Grosso i dalej ku Andom wychodząc na spotkanie Czerwonym Strefom Ekwadoru.W dole zaczęły niknąć w ciemnościach rozproszone światełka.Ciężarówka powietrzna leciała szybciej niż chciał Joao, ale nie odważył się zwolnić.Tamci mogli się stać podejrzliwi.- Musisz zwiększyć wysokość - powiedziała istota obok niego.Joao zwiększył przenoszenie pomp, i wzniósł się na trzysta metrów.Przed nim wyłaniało się coraz więcej wież bandeirantes, rozmieszczonych w ciaśniejszych odstępach.Na wskaźnikach na swej tablicy Joao odczytał sygnały zapory i obejrzał się na swojego strażnika.Niszczące wibracje bariery wydawały się nie wywierać na tę istotę żadnego wpływu.Gdy mijali zaporę, Joao spojrzał w dół przez boczne okno.Wiedział, że tam na dole nikt nie będzie mu przeszkadzał w przelocie.To była ciężarówka bandeirantes kierująca się w głąb Strefy Czerwonej.Jedyną, niezwykłą rzeczą był fakt, że jej nadajnik emitował wiązkę lokalizacyjną.Strażnicy uznają zapewne, że to dowódca grupy, który Podpisał kontrakt i zwołuje teraz swoich ludzi do wykonania zadania.Jeżeli ludzie w dole rozpoznają częstotliwość Jego wezwania, potwierdzi to tylko ich przypuszczenia.Joao Martinho podpisał właśnie umowę dotyczącą Serra Dos Parecis.Wiedzieli o tym wszyscy bandeirantes.Joao westchnął.Po lewej widział kręty nurt wysrebrzonej przez księżyc San Francisco i mniejsze rzeki jak nici rozplatane wśród wzgórz.„Muszę znaleźć ich gniazdo” - pomyślał Joao.Zastanowił się, czy włączyć swój odbiornik? Jeżeli jego ludzie zaczną raportować.Nie.To mogło ostrzec te istoty.„Moi ludzie zrozumieją, że coś jest nie w porządku, jeśli nie będę odpowiadał.Wtedy podążą za mną”.„O ile ktokolwiek z nich usłyszał mój namiar.”- Jak daleko lecimy? - zapytał Joao.- Bardzo daleko - odpowiedział strażnik.Joao przygotował się w myślach na długi lot.„Muszę być cierpliwy.„Muszę być cierpliwy jak pająk w swej sieci”.Sączyły się kolejne godziny: druga., trzecia., czwarta.Pod ciężarówką umykała dżungla oświetlona księżycowym blaskiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •