[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Co się stało? — krzyknął Adaś przerwawszy rozmyślania.— Nieszczęście! — zdławionym głosem odkrzyknął Burski.— Już po nas!Łódź, ponad wszelką możliwość obciążona, przy nagłym uderzeniu fali przechyliła się nieznośnie i nabrawszy wody zaczęła tonąć.— Ratuj się pan! — wrzasnął Adaś po francusku.— Może pan dopłynie!— Do brzegu niedaleko! — zawył Staszek jakimś bolesnym głosem.— Do wody, chłopcy!Francuz zerwał się z wielkim trudem i ogarnąwszy jednym spojrzeniem położenie zaczął szukać wzrokiem brzegu.Dotąd leżał z głową opartą na kolanach maleńkiego chłopczyny, co miał ze czterdzieści lat i był “praktykantem” wśród “starych” wygów.Chłopak krzyknął z bolesną rozpaczą.Francuz spojrzał na niego dziwnym wzrokiem i bez namysłu chwyciwszy go wpół runął z nim do wody.Musiał cierpieć straszliwie, gdyż twarz miał wykręconą konwulsyjnie.Omdlewał, lecz nie puścił chłopca.Utrzymywał go ponad topielą lewą, wykręconą ręką, prawą bił wodę spazmatycznymi ruchami.Fala zalała go raz i drugi raz, lecz on, w jakiejś oszalałej zawziętości, wygrzebywał się spod niej i bełkocąc niezrozumiałe słowa płynął.Na wodzie uczynił się rozruch i zamęt.Płynęli wszyscy z rozpaczliwym wysiłkiem, drapieżnie chwytając się życia jak urwistego brzegu.Już niedaleko… Szostak macha wciąż latarką… Woda kipi i gotuje się, lecz coraz więcej na niej białych, zmąconych pian, więc tu już zapewne płytsza.Wreszcie któryś z topielców zatrzymał się i musiał sięgnąć nogami dna, gdyż wynurzył się z wody do pasa.— Tutaj! Tutaj! — darł się wielkim głosem.Podpłynął do niego Adaś i również stanął na nogach.— Gdzie Francuz? Gdzie Francuz? — pytał gorączkowo, wylewając słowa z ust razem z wodą.— O tam, tam… niedaleko… Dźwiga chłopca!“Bohaterski człowiek!” — pomyślał Adaś i zaczerpnąwszy oddechu rzucił się raz jeszcze na głębszą wodę wołając: — Niech się pan trzyma!Po chwili ujrzał przed sobą trupiobladą twarz Francuza tulącego małego chłopczynę.Podał mu rękę i ciągnął na płyciznę.— Są wszyscy? — wolał Burski.— Wszyscy!… Wszyscy!— Pomóżcie mi!Dzielnego Francuza wyniesiono na brzeg.Stężała dotąd jego twarz rozprężyła się; gasnącym spojrzeniem uśmiechnął się do chłopczyny, którego ocalił, i zemdlał z wyczerpania.— Morowy chłop! — rzekł Burski.— Daj mu, Boże, zdrowie! Do obozu, prędko do obozu! O, Szostak pędzi…Szostak pomyślał w pierwszej chwili, że jeden z tych piorunów, co wyrżnęły ziemię podczas niedawnej burzy, musiał uderzyć w jego głowę, czego on przez dziwne roztargnienie nie zauważył.Zdawało mu się bowiem w tej chwili, że zwariował z kretesem i bez żadnej nadziei na poprawę.Ujrzawszy Adasia chwycił się za głowę i wykonał skok tak wspaniały, jakiego nie widuje się często nawet wśród pcheł.Potem wydał z siebie wysoki skowyt: najwyższy ton nagłego i przeraźliwego szczęścia.Wpadł w otwarte ramiona Adasia i zaczął płakać jak dziecko.— Jak się masz, jak się masz? — mruczał Adaś wzruszony.— Jak ci się powodzi, Czarna Nitko? Już dobrze, już dobrze… Au! — krzyknął niespodzianie, poczuwszy na szyi gorąco.— Przysmażyłeś mnie latarką!Wszyscy gadali w ogromnym podnieceniu, na które władczą rękę położył Staszek Burski.— Trzeba ratować tego człowieka! — zawołał — Szostak! Jest jaki suchy koc?— Jest!— Dawaj go tu!Położono Francuza na kocu, czterech topielców chwyciło za cztery rogi i pędem ponieśli go do namiotu.Napojono go gorącą herbatą i natarto z taką serdeczną gorliwością, że Francuz ożył czym prędzej.Deszcz przestał padać i gwiazdy, doskonale wymyte, przeto jak gdyby jaśniejsze, zaczęły mrugać ponad światem.A w obozie zapłonęło ognisko, również jak gwiazda.Godzina była dziesiąta.Adaś, należycie osuszony, wydobył z kieszeni papiery i również je suszył.Potem odbywszy cichą naradę z komendantem “wziął słowo i rzekł”:— Dziękuję wam , najdroższe chłopaki, żeście uratowali życie mnie i temu panu…— Nie ma za co! — oznajmił tatarski czambuł.— Teraz my z kolei podziękujemy jemu za to, co on uczynił… Panie! — zwrócił się do Francuza.— Nie wiem, kim pan jest… Ale teraz wiemy wszyscy, że jest pan prawdziwym Francuzem.Sam w śmiertelnym niebezpieczeństwie, ocalił pan naszego towarzysza.Wspaniale pan postąpił, wspaniale! Dziękujemy panu z całego serca… — Nie opuścimy pana, oczywiście! A tu są pańskie dokumenty i czeki!— Och, och! — zdumiał się Francuz.“Obóz” nie rozumiał wprawdzie potężnego przemówienia i nie wiedział, co mają oznaczać te małe, nad ogniem wysuszone książeczki, lecz wysłuchawszy wszystkiego w uroczystym skupieniu, kiwał poważnie licznymi głowami.— A teraz, mili towarzysze — mówił Adaś — mam do was wielką prośbę.Za waszą sprawą wydobyłem się ze srogich tarapatów, lecz tarapaty jeszcze się nie skończyły.Jak mi mówił Staszek, jest wam wszystko jedno, pod jakimi nocujecie gwiazdami.Ja muszę wiać stąd czym prędzej… Czy powędrujecie ze mną?— Do piekła! — wykrzyknął z zapałem Szostak.— Może być, że i do piekła…— Kiedy idziemy?— Myślę, że o wschodzie słońca… Niedaleko… Do wsi Bejgoły…— Zrobione! O świcie obóz będzie zwinięty.A co z tym panem?— Z tym jest największa trudność.Musimy go gdzieś zostawić pod dobrą opieką.Nie miałbym chwili spokoju, gdyby jemu miało co grozić.Staszek, radź, bracie, co robić?Staszek Burski od długiej chwili już grzebał w przepaścistej głowie.— Ja mam myśl — mówił powoli.— Sprawa jest taka: tę nieszczęsną łódź, która leży na dnie wody, pożyczyłem od księdza.Wprawdzie był to już wodny karawan, ale musimy księdzu za nią zapłacić.Muszę do niego zajść.Zacny to jest człowiek i machnie na wszystko ręką, ale pójść trzeba.Chyłkiem nie ucieknę… Myślę przeto, czy nie dałoby się pana Francuza ukryć u księdza?— Wybornie! — zawołał Adaś.— Ale czy się zgodzi?— Widziałem — mówił Burski — jak przed kilku dniami owijał bandażami zranioną nogę jakiegoś włóczęgi, którego potem karmił w swoim biednym domu przez trzy dni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •