[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Raz miałem wrażenie, że jeden z nich wskoczył mi na plecy i długo,z obrzydzeniem otrzepywałem koszulę.Zpiewająca Skała rozpoczął swą inwokację.Przywoływał duchy narodu Siuksów, bychroniły nas przed pochłaniającym wszystko złem Wielkiego Starucha, wzywał mani-tou powietrza, skał i gleby, demony chorób i zarazy, by poraziły Misquamacusa.Z tru-dem rozróżniłem jego głos wśród wycia nieziemskiego wiatru.Wyczułem jednak, żeszczurza eskorta zaczyna nas traktować z pewnym niechętnym szacunkiem.Skręciliśmy za róg i nagle ciemność przeszyły rozbłyski jaskrawego światła, poja-wiające się w powietrzu wokół nas.Zpiewająca Skała wzniósł dłonie do góry i światłoskupiło się na nich, by spłynąć na betonową podłogę.To była błyskawica-która-widzi,pierwszy znak, że Misquamacus wie o naszej obecności.Dotarliśmy do odgałęzienia, prowadzącego bezpośrednio do pokoju Karen Tandy.Błyskawica-która-widzi przepędziła większość widmowych szczurów, lecz wycie wi-chury nie ustawało.Pojawił się także rzeczywisty wiatr, wiejący nam mocno prostow twarze.Zpiewająca Skała skinął ręką i pochyleni do przodu szliśmy dalej, coraz bliż-si nieuniknionego starcia z Misquamacusem i Wielkim Staruchem.Wycie i jęki huraga-nu uniemożliwiały rozmowę.Przez drzwi pokoju Karen dostrzegliśmy rozbłyski astral-nego światła zimną energię, tworzącą bramę dla najpotężniejszej i najstraszniejszejz legendarnych istot.Wreszcie zmagając się z huraganem dotarliśmy do samych drzwi.ZpiewającaSkała zajrzał pierwszy i natychmiast cofnął się ze zgrozą.Zasłonił twarz rękami drżąc,jakby poraził go prąd.Zajrzałem także.Przerażenie i lęk sparaliżowały mnie do tegostopnia, iż myślałem, że nigdy nie zdołam ruszyć się spod tych drzwi.130Zło wypełniało pokój cuchnący dym sączył się bezustannie z dwóch ogni, któ-re Misquamacus rozpalił w metalowych miskach, po obu stronach astralnej bramy.Napodłodze wyrysowany był krąg najdziwaczniejszych i najbardziej złowieszczych po-staci, jakie w życiu widziałem, wszystkie wykreślone starannie i pomalowane czymś,co musiało być krwią policjantów porucznika Marino.Były tam niezwykłe kozły, ja-kieś okropne stwory podobne do olbrzymich robaków i nagie kobiety rodzące odra-żające bestie.Obok kręgu przysiadł zdeformowany i kaleki, słabo widoczny w kłębachdymu Misquamacus.Lecz nie on budził największą grozę, ale to, co dostrzegaliśmy nie-wyraznie wśród najgęstszych oparów wrzący wir złowrogiego cienia rozrastający sięw mroku, podobny do ośmiornicy albo kłębowiska węży, jaszczurek i potworów.Najstraszniejsze było to, że rozpoznałem Wielkiego Starucha zrozumiałem, że za-wsze był blisko mnie.Był lękiem przed dziwnymi kształtami dostrzeganymi w zmarszcz-kach zasłon i tapet, grozą twarzy pojawiających się w słojach drewna szaf, strachem cza-jącym się na ciemnych schodach i w ledwie widocznych odbiciach w lustrach i okien-nych szybach.Tutaj, w wijącym się zmiennym kształcie odkryłem, skąd pochodzą mojez dawna zapomniane lęki i niepokoje.Za każdym razem, gdy słyszysz nocą w sypialnibezcielesny oddech, za każdym razem, gdy rzucone niedbale na oparcie krzesła ubra-nie zdaje się zmieniać w posępną, mnisią postać, kiedy wydaje ci się, że słyszysz kroki zasobą na schodach to wroga obecność Wielkiego Starucha, atakującego z nienawiściązamki i pieczęcie, które nie wypuszczają go z tamtego świata.Misquamacus wzniósł ramiona i zawył tryumfalnie.Oczy, zwierzęce i szatańskie,płonęły złowrogim blaskiem, a ciało lśniło od potu.Ręce umazał po łokcie we krwi,gdy wyrywał kości z trupów policjantów, by kreślić nimi magiczne znaki.Za nim, nie-widoczna niemal wśród dymu, wiła się i skręcała ohydna, przerastająca postać Wielkie-go Starucha. Już, Harry! krzyknął Zpiewająca Skała. Pomóż mi teraz! Już! Teraz!Zakrył twarz rękami i zaczął recytować liczby i słowa, niekończącą się inwokacjądo jego własnych duchów i do wielkiego ducha techniki białych.Objąłem go mocnoi skoncentrowałem wszystkie siły swego wylęknionego umysłu na jednym tylko wezwa-niu: Unitraku.Unitraku.Unitraku.Ryk wichru sprawiał, że nie słyszałem co mówi,lecz całym sobą starałem się go podtrzymać, osłonić, gdy on próbował zwyciężyć Mi-squamacusa i mglistą postać Tego-Który-Pożera-w-Otchłani.Była taka chwila, gdy wydawało się, że odniesie sukces.Z oszałamiającą prędkościąwyrzucał słowa, śpiewał i pochylał się, szybciej i szybciej, zwiększając moc wezwaniadla technicznego manitou Unitraka.Lecz przez cały czas Misquamacus także recytowałzaklęcia i wskazywał nas ręką, jakby chciał zachęcić Wielkiego Starucha, by nas pochło-nął.Dostrzegłem ruch wśród kłębów dymu, jakieś postacie, przerażające ponad ludz-kie wyobrażenie kształty bardziej upiorne i straszniejsze niż widywałem w najgor-131szych sennych koszmarach.Z mrocznej chmury Wielkiego Starucha zaczęły się wysu-wać mgliste macki.Wiedziałem, że pozostały nam już tylko sekundy.Napięcie sparali-żowało mi mięśnie i niemal odgryzłem sobie język.I wtedy Zpiewająca Skała osłabł nagle i osunął się na kolana.Przyklęknąłem obok,odrzuciłem z oczu zwichrzone huraganem włosy i wrzasnąłem, by walczył dalej.Spojrzał na mnie.Jego twarz wyrażała jedynie strach. Nie mogę! krzyknął. Nie mogę przywołać Unitraka! Nie potrafię! To mani-tou białych! Nie posłucha mnie! Nie przyjdzie!Nie mogłem uwierzyć.Spojrzałem przez ramię na Misquamacusa, obiema rękamiwskazującego w naszą stronę, na ciemne węże Wielkiego Starucha rozwijające się nadgłową szamana.Wiedziałem, że to już koniec.Wyrwałem z dłoni Zpiewającej Skały po-mięty świstek papieru i odczytałem go w widmowym świetle astralnej bramy. Ocal mnie, Unitraku! wykrzyknąłem. Ocal mnie! i raz po raz wykrzyki-wałem liczby. UNITRAAAKU! NA MIAOZ BOSK, UNIITRAAAKUUU!Zpiewająca Skała jęknął przerażony kuląc się w moich ramionach.Misquamacus,z twarzą wykrzywioną drapieżnym uśmiechem, płynął ku mnie w powietrzu wyciąga-jąc ramiona i podkurczając swe zdeformowane nogi, a wokół niego wyrastały zmienne,straszne kształty Wielkiego Starucha.Milczałem przez chwilę.Potem ponieważ niczego innego nie umiałem wymyślić uniosłem ramiona tak, jak to robił Misquamacus i wypowiedziałem to, co uznałemza zaklęcie. Unitraku, wyślij swego manitou by unicestwił tego czarnoksiężnika.Unitraku,strzeż mnie od ran
[ Pobierz całość w formacie PDF ]