[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawinił.On uderzył córkę Misteków, dlatego ściągnąłem mu skóręrazem z uszami i nos mu oderżnąłem.Sternau odwrócił się z odrazą.Widok tego człowieka byłstraszny. Senior, popatrz na mą córkę  prosił Pirnero.Sternau spełnił prośbę i zawyrokował: Także tylko omdlenie.Potem przystąpił do hrabiego i począł opatrywać mu głowę nabrzmiałą wskutek silnego ude-rzenia kolbą.Twarz jego posępniała.Mariano widząc to zapytał prędko z przerażoną miną: Zabity? Nie, ale ranna jest niebezpieczna. Mój Boże, to straszne.Serce mi się ściska. Niebezpieczeństwo polega na tym, że hrabia już jest stary i dosyć się wycierpiał.Potrzebabędzie długo czasu nim przyjdzie do siebie.A tu kto? To Czarny Gerard!Ukląkł nad nim i rozpiąwszy mu koszulę począł go opatrywać i osłuchiwać: Na Boga! Tak posieczonego i tak postrzelonego nie widziałem jak długo żyję.Najpierw mu-si być obwiązany, aby dalszy upływ krwi powstrzymać. %7łyje jeszcze?  spytał Pirnero. Jeszcze żyje.Pózniej dopiero będę mógł stwierdzić, czy rany są śmiertelne, czy nie.Przedewszystkim rozglądnijcie się za ludzmi, byśmy rannych przetransponowali do łóżek.Senior Pirne-83 ro, dom pana będzie teraz lazaretem.Gerard musi iść pierwszy do łóżka.Dalej chłopcy przenie-ście go, bo każda chwila zwłoki może być niebezpieczna.Ponieważ walka była skończona, więc niedługo znalazło się dosyć rąk, by leżących bez zmy-słów przetransportować do łóżka.Sternau miał wiele pracy.Dwaj wiedeńscy doktorzy byli jeszcze na polu walki opatrując ran-nych Apaczów, więc uwijał się sam.Zabitych Francuzów pościągano ze strychu i powrzucano do rzeki.Ten sam los podzielili po-legli na placu.Po zdjęciu skalpów i odebraniu łupów powrzucano ich również do rzeki.Lecz powróćmy jeszcze na pole bitwy, zobaczymy tam sceny, których przemilczeć byłobyszkoda.* * *Kiedy ostatni Francuz padł i nie było nic więcej do roboty, Niedzwiedzie Oko zawrócił swegokonia ku rzece, do zacisznego miejsca, osłoniętego kilkoma drzewami zasłaniającymi brzeg.Kilka minut pózniej po wyszukaniu zabitych przez siebie i naznaczeniu trupów udał się Niez-wiedzie Serce także niby przypadkiem ku tym samym zaroślom.Niedzwiedzie Oko puścił konia na popas i patrzył zadumany w wodę.Nie obrócił się nawet,gdy usłyszał za sobą kroki Niedzwiedziego Serca.Sławny wódz nie śmie wobec drugich okazywać uczucia, jakie żywi ku swoim krewnym.Dlatego też sławni ci mężowie nie mogli wobec drugich dać poznać swej radości, jaką napełniłysię ich serca.Niedzwiedzie Oko jako młodszy brat nie wiedział jak się wobec niego zachowa starszy.UApaczów starszy miał zawsze pierwszeństwo.Jakkolwiek Niedzwiedzie Oko został wodzem, tostosując się do zwyczaju swego szczepu powinien oddać teraz dowództwo w ręce starszego brata.Ciekawy był jak Niedzwiedzie Serce zachowa się, czy jako wódz, czy jako brat.Było to bar-dzo ważne według prawa Indian.Kiedy tak stał pogrążony w myślach i pewien obawy w sercu poczuł jak go z tyłu obejmujądwie ręce. Shi tishe, mój bracie!  rzekł Niedzwiedzie Serce z uczuciem. Shi tishe, mój bracie!  odrzekł Niedzwiedzie Oko obracając się i obejmując go również.To pozdrowienie ze strony starszego brata dało poznać Niedzwiedziemu Oku, że ten nie za-mierza odebrać mu godności wodza, dlatego serce przepełniło mu się miłością! wdzięcznością.Złapawszy swój topór w lewą rękę i wyciągając prawicę, wśród łez, które mu ściekały po twa-rzy spytał: Mam sobie odciąć prawą rękę, mój bracie? Dlaczego? Z radości, że cię widzę.Niedzwiedzie Serce wziął mu tomahawk i zatknął sobie za pas, a wyjąwszy swój podał mumówiąc: Zamieńmy nasze wojenne topory.Mój topór jest twój, a twój jest mój.Tak i nasze ręce.Mu-sisz swoją zatrzymać, bo ona jest także moją.Musisz jeszcze zabić tysiąc wrogów Apaczów.Usiadł na brzegu a przy nim jego brat.W końcu Niedzwiedzie Serce objął ramieniem młod-szego brata mówiąc: Masz na sobie barwy wojenne. Ty także  odrzekł Niedzwiedzie Oko odgadując zamiar brata. Farba wojny zakrywa twarz wojownika  ciągnął dalej Niedzwiedzie Serce.84  Nie można się zobaczyć!  wtórował mu Niedzwiedzie Oko. Tu płynie woda pod naszymi stopami. Woda zmywa farbę. Chcesz mi pokazać swoją twarz? Obmyję ją. Ja także.Wskoczyli do wody zmywając farby: czarne, czerwone i niebieskie.Powróciwszy na brzegpoczęli się oglądać.Podobieństwo było uderzające. Twoja twarz jest piękna!  odezwał się Niedzwiedzie Serce. A twoja, to twarz wielkiego wodza. Jestem twoim bratem. A ja twoim.Objęli się.Byli tak weseli i tak szczęśliwi jak dwaj młodzi chłopcy, chociaż byli już sławnymiwojownikami.Siedząc tak koło siebie zapomnieli o całym świecie. Byłeś szesnaście wiosen daleko!  rzekł Niedzwiedzie Oko. Ty byłeś chłopcem, jak odszedłem. A ty wielkim wodzem.Dlaczego nie wróciłeś? Opowiem ci o tym pózniej.Jak odchodziłem żył mój ojciec. Już umarł. Jak? W walce, zabiwszy najpierw jedenastu Komanczów. Poszedł więc na wieczne łowy.Tam mu będą usługiwali zabici przez niego Komancze, będąjego niewolnikami.Byłeś przy tym jak jego dusza opuszczała ciało? Jego głowa spoczęła na mym łonie. Jakie było jego ostatnie słowo? Ostatnim jego słowem byłeś ty!Oko Niedzwiedziego Serca napełniło się łzami. Zrobiłeś mu nagrobek? Tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •