[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od najwcześniejszych lat życia, we wszystkich szkołach, najpierw podstawowych, potemwyższych, nie słyszy się o Chińczykach nic innego ponad to, że to dziwaczni, ekscentryczni iśmieszni ludzie.Ten tani pogląd rozpowszechniono w niezliczonych pracach.Wszedł on tak bar-71 dzo w krew, że uprzedzenie stało się częścią naszego duchowego bytu.Nie przyjdzie nam nawetdo głowy spytać, czy jest on prawdziwy, czy nie.Uprzedzę nieco to, co chcę pózniej powiedzieći pozwolę sobie stwierdzić, że Chińczycy popełniają dokładnie ten sam błąd w stosunku do nas od wczesnego dzieciństwa, aż do póznej starości powtarza się im jedno: ludzie Zachodu są dzi-wacznymi szaleńcami, wobec których historia jest bezradna, bo żądają tego samego  uznania ichza jej wybrańców kosztem zaniedbania innych nacji.Innymi słowy  Chińczycy uważają nas zatakich samych głupców, jak my ich.Kto przyjeżdża na Wschód z takim nastawieniem, może być pewnym, że nieprędko go zmieni.Może latami przebywać w Chinach i ciągle będzie myślał to samo.Chyba to stanowi jedyne iproste wyjaśnienie tego niepojętego faktu, że ludzie, którzy spędzili tu połowę, ba, całe dorosłeżycie i mają prawo twierdzić, że dobrze znają kraj i ludzi, popełniają wciąż ten sam błąd i wydajątak samo fałszywe sądy jak ktoś, kto nigdy w Chinach nie był.Ich znajomość jest zwykłą kliszą!Ich, z pewnością niezwykle obszerna wiedza składa się z bezdusznych fotografii zrobionych zapomocą przywiezionych z Europy aparatów.Powstałe z uprzedzeń barbarzyńskiej rasy filmy sąsztucznie montowane i przykrajane, nieautentyczne i nie przedstawiają chińskiej duszy w jej naj-głębszych i najbardziej tajemniczych poruszeniach.Czy ludziom jest naprawdę tak trudno przy-znać, że inni także mają prawo do bycia odmiennymi? Czy każdy, kto sobie pozwoli być innym,musi zostać od razu uznanym za mniej wartościowego? Przypatrzcie się Europejczykowi, który zzadartym do góry nosem rozgląda się po obcym kraju! Moja kochana, dobra babka mówiła mi,gdy nadszedł czas, abym ruszył w świat:  nie wyobrażaj sobie, że jesteś lepszy od innych! Zakażdym człowiekiem, z którym rozmawiasz stoi jego anioł stróż.Nie możesz go ujrzeć, ale ontam jest.Zna wszystkie twoje myśli, a gdy są złe, ranisz go.I pamiętaj, że anioł Murzyna jest taksamo jasny, tak samo czysty, tak samo wdzięczny, jak twój!Tego rodzaju myśli zaprzątały moją głowę, gdy po posiłku poszedłem się przejść po Penangu.W uliczkach i zaułkach tłoczyły się małe sklepiki.Wiele z nich nie miało drzwi, ponieważ bra-kowało frontowej części domu, w zamian za to wisiała tam kotara.A przed sklepikami ciągnęłysię po obu stronach ulicy długie rzędy kramów.Nie widać było ani policji, ani wojska, a mimo towokół panował wzorowy porządek.A poza tym ludzie tworzyli tę samą mieszaninę, co w każ-dym innym wschodnim mieście portowym z tą różnicą, że tutaj Indonezyjczycy mieli przewagę.Było bardzo gorąco i niebo nagle pociemniało.Zanosiło się na jedną z tych gwałtownychulew, właściwych dla okolic równika.Przystanąłem i zacząłem się rozglądać za schronieniem.W pobliżu nie było żadnego hotelu.Zauważył mnie jakiś kulis, przystanął i wskazał na ciągnący się w dół zaułek. Sablah kirri, pilsen birr!Sablah kirri, to tyle co w lewo.Tak więc na lewo, w tej uliczce można się było napić pilznera.Ten człowiek prawidłowo mnie oszacował.Wcisnąłem mu z radości napiwek do ręki i pośpie-szyłem w dół zaułka.Rzeczywiście stał tam po lewej stronie miły dom, o europejskim wyglądzie,na parterze którego znajdowała się gospoda.Szerokie odrzwia nie posiadały oczywiście skrzydeł,lecz jedynie lniane zasłony, a okno było aż po samą górę zastawione butelkami.Można tam byłoprzeczytać po niemiecku:  Prawdziwy pilzner prosto z Hamburga.Nie miałem czasu, aby zasta-nawiać się nad jego wyjątkową autentycznością, bo właśnie z góry lunęła z łoskotem taka ulewa,jakby zamiast nieba było tam potężne sito.Wskoczyłem prędko do wnętrza i uniknąłem wpraw-dzie zmoczenia, ale tylko z przodu, mój tył wyglądał natomiast jakbym wyszedł z kąpieli.Zupeł-nie suchy na  przodku , a na  tyłku z niemiłym uczuciem przemoczenia do suchej nitki, zosta-łem przywitany serdecznym uśmiechem dwóch kobiet, którym po chwili zawtórowałem.Sie-działy przy oknie.Jedna z nich, matka, szydełkowała zawzięcie jakąś koronkę, córka mocowała72 się z piórkiem przy kapeluszu.Ich twarze, a szczególnie ich śmiech tak pasowały do otoczenia, wktórym człowiek dobrze się bawi, że ja zamiast się przywitać, spytałem prosto z mostu: Panie są Austriaczkami? Tak  odpowiedziała matka. Znamy się? Nie. To skąd pan wie, że jesteśmy Austriaczkami? Ponieważ pani wygląda jak jej wysokość cesarzowa Maria Teresa i ma pani taki miły, wie-deński śmiech.Proszę mi podać pilznera! Czy jest autentyczny? Tak, prosto z Hamburga.Ten z Pilzna nie stoi zbyt długo.Skąd ja to znałem? Na całymWschodzie pija się autentycznego Pilznera z Hamburga.Za butelkę płaci się dwie, trzy marki.Kobieta była wdową.Opowiedziała mi historię swojego życia, ale przytoczę ją w innym miej-scu.Matka i córka były bardzo muzykalne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •