[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Ten człowiek miał skórzane podniebienie, to fakt.A więc spodobał ci się pomysł zesłania twego wuja na wysepkę z aktywnym wulkanem?— Bystry jest, dałby sobie radę.Nadona zostaje?— Dzieci są jeszcze małe, ale masz całkowite prawo, by trzymać ją w zamkniętych apartamentach i samemu zająć się ich wychowaniem.Vergerin zadygotał z obrzydzenia.— Ach, przecież mimo wszystko może się okazać, że jest w nich coś wartościowego — pocieszył go wielkodusznie Paulin.— W potomkach Chalkina i Nadony? Niemożliwe.— Vergerin podszedł do szafy, gdzie przechowywano dokumenty Warowni.Zanim jednak ją otworzył, zwrócił się do Paulina: — Mam zaczynać od zaraz, czy czekać na decyzję Zgromadzenia?— Ponieważ nie wiedzieliśmy, czy udało ci się uciec z łap Chalkina, postanowiliśmy, by wykwalifikowani młodsi synowie i córki Lordów spróbowali swoich sił przy przywracaniu tu porządku.Ty przecież znasz tę Warownię o wiele lepiej od nich, więc może sprawowałbyś ogólny nadzór?Vergerin odetchnął głęboko i pełen ulgi uśmiech rozjaśnił jego twarz.— Z tego, co wiem o sytuacji w tej Warowni i demoralizacji wśród dzierżawców, potrzebna mi będzie każda para chętnych do pracy rąk — potrząsnął głową.— Nie twierdzę, że mój zmarły brat był najlepszym gospodarzem na Pemie, ale nigdy nie dopuściłby do takich zaniedbań… a weźmy jeszcze do tego żałosne pomysły Chalkina, że Nici nie będą opadać, bo przeszkodziłyby mu w organizowaniu hazardu!Ktoś cicho zastukał.Gdy Paulin odpowiedział, w uchylonych drzwiach ukazała się głowa Ireny.— Skłoniliśmy obsługę kuchni, by przygotowała coś do jedzenia.Gwarantuję tylko tyle, że klah jest gorący, a chleb prosto z pieca.Vergerin spojrzał na siebie.— Nie mogę usiąść do jedzenia, póki się trochę nie umyję.— Pomyślałam i o tym — odpowiedziała z uśmiechem.— Czeka na ciebie kąpiel, pokój do przebrania, a nawet czyste ubranie.— Świeży chleb i gorący klah doskonale nas nasycą — podziękował Paulin, przepuszczając Vergerina w drzwiach.— Nie, Lordzie Warowni proszę przodem — skłonił się tamten.— Ależ, przyszły Lordzie, bardzo proszę…— Nie myślałem, że aż tak cuchnę — użalił się Vergerin i ruszył przed siebie.Rozgląda się wokół, pomyślał Paulin, jakby oceniał stan Warowni.Zatrzymał się tak nagle, że Paulin niemal na niego wpadł i wskazał miejsce, gdzie wisiał ostentacyjnie podświetlony portret Chalkina, namalowany przez Iantine’a.Vergerin obrócił się na pięcie i spoglądał z niedowierzaniem, szeroko otwartymi oczyma.— Mój bratanek… nigdy w życiu tak… nie wyglądał — powiedział, z trudem hamując wybuchy śmiechu.Paulin też zachichotał, gdyż po raz pierwszy miał okazję naprawdę się przyjrzeć dziełu.— O ile się nie mylę, artysta dopiero po pewnym czasie zdołał stworzyć portret, który.hmm… zadowolił twojego bratanka.— Zdziałał tak wiele, mając tak mało… ale nie zniosę czegoś takiego na ścianie — jęknął Vergerin.— To jest….to jest…— Żałośnie śmieszne? — podrzucił Paulin.— Biedny Iantine, jakże on musiał sprostytuować swój talent, by stworzyć coś takiego!— Chyba zacznę od zdjęcia tego portretu ze ściany.Paulin przysunął się do Vergerina, starając się wstrzymać oddech, gdyż w cieple panującym w Warowni stajenny zapach, bijący od jego odzieży, znacznie przybrał na sile.— Zdaje mi się, że artysta nie poczułby się urażony, gdybyś usunął jego dzieło z tak wyeksponowanego miejsca.— Może zgodziłby się to przemalować i bardziej upodobnić do modela? — zapytał Vergerin.— Wtedy ten obraz przypominałby mi o młodzieńczej głupocie, jak również o tym, jak nie należy zarządzać Warownią.— Iantine jest tutaj.Właściwie, nawet pomógł nam się tu dostać.Sam go zapytaj.— Ale najpierw jednak się wykąpię — stwierdził Vergerin i ruszył ku schodom i ku czystości.Ze wszystkich większych Warowni przybyli młodsi synowie i córki, odziani jak do ciężkiej pracy i przygotowani na trudy.Jeśli niektórych rozczarowało odnalezienie Vergerina, potrafili to ukryć, co dobrze o nich świadczyło.Przed obfitym śniadaniem Vergerin zdążył porozmawiać osobno z każdym z nich i dowiedzieć się, jakie obowiązki chcieliby wziąć na siebie.Irena oddała mu do dyspozycji skrzydło jeźdźców z Bendenu, którzy mieli skontaktować się ze wszystkimi większymi gospodarstwami w Bitrze, by przekazać wiadomość o pozbawieniu Chalkina władzy i o zesłaniu go na wygnanie.Jeszcze przed śniadaniem powrócił M’shall.— Zrzuciłem go razem z bagażem na Trzydziestą Drugą Wyspę.To informacja do archiwum.Całkiem przyjemne miejsce.Aż żal, że mu się takie trafiło.— Miałeś z nim jakieś kłopoty? — spytał Paulin.M’shall z rozbawioną miną zdejmował uniform do jazdy.— Po tym ciosie, jaki mu zafundował Bastom? Zostawiłem go tam nieprzytomnego.Przy strumyczku — skrzywił się.— Szkoda, że go nie wrzuciłem do wody.Choć w części odpłaciłbym mu za tych nieszczęśników z chłodni.Późnym przedpołudniem Vergerin w pełni panował nad sytuacją i członkowie Rady doszli do wniosku, że czas odlatywać z Bitry.Iantine poprosił K’vina, by zabrał go do Telgaru, razem z portretem Chalkina.— Kiedy przyjedziesz do Bendenu? — dopytywał się Bridgely, dogoniwszy młodego artystę przy schodach na dziedziniec.— Przykro mi, Lordzie Bridgely, ale jeszcze nie jestem wolny — odpowiedział Iantine.Bridgely wycelował palcem w obraz.— Nie powiesz mi chyba, że toto jest ważniejsze, co?— Ależ skądże — malarz cofnął się nieco.Uśmiechnął się.— Zresztą, przemalowanie tej twarzy i tak nie potrwa długo.Ale nie będę się z tym śpieszył.Muszę skończyć portret K’vina, naszkicować jeszcze kilku jeźdźców z Telgaru i przyjadę.Pewnie zaraz po Końcu Obrotu.— W takim razie daję ci czas do końca roku, młody człowieku, ale nie zwlekaj już dłużej — odparł, jakby nieco urażony.Uśmiechnął się jednak, widząc, że Iantine jest wyraźnie zaniepokojony.— Nie przejmuj się tak, chłopcze.Po prostu chciałem wiedzieć, kiedy możemy się z żoną spodziewać twojej wizyty — wyjaśnił i poszedł.K’vin przysłonił usta rękaw skórzanej rękawicy, by ukryć uśmiech.— Widzisz, sukces bywa czasem kłopotliwy — podsumował, po czym odebrał mu obraz, gestem zaprosił na grzbiet Charantha i oddał płótno, gdy malarz już się wygodnie usadowił.— Cieszę się; się tym zajmiesz.— Lordowi Vergerinowi bardzo na tym zależało.Szczerze mówiąc, sam chętnie oddam modelowi… sprawiedliwość.— Sprawiedliwość? — K’vin zaśmiewał się, zręcznie skacząc na szyją i swego spiżowego przyjaciela.— Dla Chalkina to teraz pewnie jedno z bardziej obelżywych słów.Iantine odchrząknął, a smok gwałtownie wyskoczył w powietrze.Mógł nie tylko poprawić ten zakłamany portret — uważał, że postąpił nieuczciwie wobec siebie i Mistrza Domaize, ulegając żądaniom Chalkina, choć właściwie nie miał innego wyjścia — ale także udało mu się przedłużyć pobyt w Telgarze.A nadchodził Koniec Obrotu.Koniec Obrotu, święto i radosna zabawa.Może wtedy uda mu się dojść do porozumienia z Deberą.Jeźdźcy smoków mogli wybierać partnerów spoza swego grona i często to robili [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •