[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze rycza³, chcia³ jeszcze powstaæ, gdy nañ wsiad³yRozjuszona Strapczyna i Sprawnik zajad³y.Natenczas Wojski chwyci³ na taSmie przypiêtySwój róg bawoli, d³ugi, cêtkowany, krêtyJak w¹¿ boa, obur¹cz do ust go przycisn¹³,Wzd¹³ policzki jak baniê, w oczach krwi¹ zab³ysn¹³,Zasun¹³ wpó³ powieki, wci¹gn¹³ w g³¹b pó³ brzuchaI do p³uc wys³a³ z niego ca³y zapas ducha.I zagra³: róg jak wicher niewstrzymanym dechemNiesie w puszczê muzykê i podwaja echem.Umilkli strzelce, stali szczwacze zadziwieniMoc¹, czystoSci¹, dziwn¹ harmonij¹ pieni.Starzec ca³y kunszt, którym niegdyS w lasach s³yn¹³,Jeszcze raz przed uszami mySliwców rozwin¹³;Nape³ni³ wnet, o¿ywi³ knieje i d¹browy,Jakby psiarniê w nie wpuSci³ i rozpocz¹³ ³owy.Bo w graniu by³a ³owów historyja krótka:Zrazu odzew dxwiêcz¹cy, rzeSki - to pobudka;130 Potem jêki po jêkach skoml¹ - to psów granie;A gdzieniegdzie ton twardszy jak grzmot - to strzelanie.Tu przerwa³, lecz róg trzyma³; wszystkim siê zdawa³o,¯e Wojski wci¹¿ gra jeszcze, a to echo gra³o.Zad¹³ znowu; mySli³byS, ¿e róg kszta³ty zmienia³I ¿e w ustach Wojskiego to grubia³, to cienia³,Udaj¹c g³osy zwierz¹t: to raz w wilcz¹ szyjêPrzeci¹gaj¹c siê, d³ugo, przeraxliwie wyje;Znowu, jakby w niedxwiedzie rozwar³szy siê gar³o,Rykn¹³; potem beczenie ¿ubra wiatr rozdar³o.Tu przerwa³, lecz róg trzyma³; wszystkim siê zdawa³o,¯e Wojski wci¹¿ gra jeszcze, a to echo gra³o.Wys³uchawszy rogowej arcydzie³o sztuki,Powtarza³y je dêby dêbom, bukom buki.Dmie znowu: jakby w rogu by³y setne rogi,S³ychaæ zmieszane wrzaski szczwania, gniewu, trwogi,Strzelców, psiarni i zwierz¹t; a¿ Wojski do góryPodniós³ róg, i tryumfu hymn uderzy³ w chmury.Tu przerwa³, lecz róg trzyma³; wszystkim siê zdawa³o,¯e Wojski wci¹¿ gra jeszcze, a to echo gra³o.Ile drzew, tyle rogów znalaz³o siê w boru,Jedne drugim pieSñ nios¹ jak z choru do choru.I sz³a muzyka coraz szersza, coraz dalsza,Coraz cichsza i coraz czystsza, doskonalsza,A¿ znik³a gdzieS daleko, gdzieS na niebios progu!131 Wojski obiedwie rêce odj¹wszy od roguRozkrzy¿owa³; róg opad³, na pasie rzemiennymChwia³ siê.Wojski z obliczem nabrzmia³em, promiennem,Z oczyma wzniesionemi, sta³ jakby natchniony,£owi¹c uchem ostatnie znikaj¹ce tony.A tymczasem zagrzmia³o tysi¹ce oklasków,Tysi¹ce powinszowañ i wiwatnych wrzasków.Uciszono siê z wolna i oczy gawiedziZwróci³y siê na wielki, Swie¿y trup niedxwiedzi:Le¿a³ krwi¹ opryskany, kulami przeszyty,Piersiami w gêszczê trawy wpl¹tany i wbity,Rozprzestrzeni³ szeroko przednie krzy¿em ³apy,Dysza³ jeszcze, wylewa³ strumieñ krwi przez chrapy,Otwiera³ jeszcze oczy, lecz g³owy nie ruszy;Pjawki Podkomorzego dzier¿¹ go pod uszy,Z lewej strony Strapczyna, a z prawej zawisa³Sprawnik i dusz¹c gardziel, krew czarn¹ wysysa³.Zaczem Wojski rozkaza³ kij ¿elazny w³o¿yæPsom miêdzy zêby i tak paszczêki roztworzyæ.Kolbami przewrócono na wznak zwierza zw³okiI znów trzykrotny wiwat uderzy³ w ob³oki. A co? - krzykn¹³ Asesor, krêc¹c strzelby rur¹ -A co, fuzyjka moja? Gór¹ nasi, gór¹!A co, fuzyjka moja? Niewielka ptaszyna,A jak siê popisa³a? To jej nie nowina.Nie puSci ona na wiatr ¿adnego ³adunku,132 Od ksi¹¿êcia Sanguszki mam j¹ w podarunku.Tu pokazywa³ strzelbê przedziwnej robotyChoæ maleñk¹, i zacz¹³ wyliczaæ jej cnoty. Ja bieg³em - przerwa³ Rejent, otar³szy pot z czo³a -Bieg³em tu¿ za niedxwiedziem; a pan Wojski wo³a:Jak tam staæ? Niedxwiedx w pole wali,Rw¹c z kopyta jak zaj¹c, coraz daléj, daléj,A¿ mi ducha nie sta³o, dobiec ni nadziei;A¿ spojrzê w prawo: sadzi, a tu rzadko w kniei.Jak te¿ wzi¹³em na oko; postój¿e, marucha!PomySli³em, i basta: ot, le¿y bez ducha;Têga strzelba, prawdziwa to Sagalasówka,Napis:.(S³awny tam mieszka³ Slusarz Polak, który robi³Polskie strzelby, ale je po angielsku zdobi³). Jak to - parskn¹³ Asesor - do kroæset niedxwiedzi!To to niby Pan zabi³? co te¿ to Pan bredzi? S³uchaj no - odpar³ Rejent - tu, Panie, nie Sledztwo,Tu ob³awa; tu wszystkich wexmiem na Swiadectwo.Wiêc k³Ã³tnia miêdzy zgraj¹ wszczê³a siê zawziêta,Ci stronê Asesora, ci brali Rejenta;O Gerwazym nie wspomnia³ nikt, bo wszyscy biegliZ boków i, co siê z przodu dzia³o, nie postrzegli.Wojski g³os zabra³:  Teraz jest przynajmniej za co,Bo to, Panowie, nie jest ow szarak ladaco,To niedxwiedx, tu ju¿ nie ¿al poszukaæ odwetu,133 Czy szarpentyn¹, czyli nawet z pistoletu;Spór wasz trudno pogodziæ, wiêc dawnym zwyczajemNa pojedynek nasze pozwolenie dajem [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •