[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To przecież stacja zwiadowców! Co tam się mogło stać!- Może najazd piratów? - zastanawiał się Zinga.- Piraci nie atakują patrolu… - zaczął Dalgre.- Chyba chciałeś powiedzieć: nie atakowali.Od dłuższego czasu nie byliśmy informowani o tym, co się dzieje.Lataliśmy po zapomnianych szlakach.Koalicja ich sił może wyrządzić wiele szkód - zauważył Zinga.- Nie zapominajcie - wtrącił Zicti - że ten statek nadlatuje z bardziej zaludnionej części galaktyki.Zmierza ku nieznanemu, a nigdy by tego nie zrobił, gdyby coś go nie powstrzymywało przed udaniem się w lepiej znane rejony.- Osobowy statek patrolu - rodziny jego członków - Dalgre był wstrząśnięty.- To znaczy, że baza została całkowicie rozbita.Serie trzasków ciągle wypełniały mglistą salę.Na mapie, punkt stale się zbliżał, a lampka nie gasła.Nagle wyłączyła się, ustępując miejsca drugiej, położonej w pobliżu.Kartr spojrzał na ekran.Tak, statek wyraźnie zbliżał się do ich układu.Palce Smitta zawisły nad przyciskami.Oblizał wysuszone wargi.- Czy mamy jakąś szansę, żeby go tu sprowadzić? - Kartr zadał pytanie, które nurtowało wszystkich.- Nie wiem… - głos Smitta zdradzał dręczącą go mękę.Przycisnął jeden z guzików pod drugą lampką.Odskoczył zaskoczony jak Kartr i pozostali.Z krawędzi pulpitu wysunął się cienki pręt zakończony kulką.Łącznościowiec roześmiał się niesamowicie i złapał go.Zaczął mówić, nie kodem, lecz językiem centrum kontroli.- Wzywa Terra! Wzywa Terra! Wzywa Terra!Nikt się nie ruszał, słuchali trzasków wypełniających powietrze.Kartr zwątpił.To nie działało.Nagle transmisja ze statku urwała się.Zapomniał o czasie.- Wzywa Terra.Smitt był spokojny.Do tej wypowiedzi dodał serię kodowanych sygnałów.Trzykrotnie powtórzył przekaz i cierpliwie czekał na odpowiedź.Oczekiwanie stawało się nieznośne, szarpało ich nerwy.Ale w końcu odpowiedź nadeszła.Smitt przetłumaczył ją dla wszystkich.- Nie wszystko rozumiemy.Chyba będę mógł skorzystać z kanału łączności.Nie przestawaj mówić, jeżeli nie masz sygnału naprowadzającego.Co… gdzie jest Terra?Tak więc nie przestawali mówić.Najpierw Smitt, aż głos zmienił mu się w chrypliwy szept.Potem Kartr powtarzał zwyczajową formułę, po nim Dalgre i Rolth.Słońce rozświetliło salę ponownie, później przygasło i zaszło, a oni zmieniali się przed mapą i mówili, mówili.Czerwony punkt zbliżał się powoli, prostym kursem na Terrę.Kiedy zrównał się z najodleglejszą planetą układu, Zor wskazał Kartrowi nowego przybysza.Kolejny punkt.Minął już miejsce walki, na linii statku osobowego! Wróg czy przyjaciel?Kartr potrząsnął ramieniem Zora i wypchnął go do sali, aby sprowadził Smitta.Łącznościowiec, przecierając czerwone od niewyspania oczy, stanął przed pulpitem.Oprzytomniał, kiedy Kartr wskazał mu nowy punkt.Odsunął sierżanta od mikrofonu i stanowczym głosem zadał zakodowane pytanie.Odpowiedź nadeszła po nieznośnym oczekiwaniu: - To bez wątpienia statek piracki.Przez ostatni kwadrans odbieraliśmy ich sygnały.Przemęczone oczy Kartra widziały wrogi statek pędzący przez bezmiar kosmosu.Był to wyścig, w którym statek patrolu stał na straconych pozycjach.Kiedy tylko o tym pomyślał, na pulpicie rozbłysło kolejne światełko.Wróg znalazł się w zasięgu urządzenia.Smitt spojrzał na niego ponuro.- Sprowadź tu jednego z Zacathanów i Fylha.Lepiej, żeby posługiwali się własnym językiem niż centralnym, czy ogólnym kodem.W załogach piratów nie ma zbyt wielu Bemmych.Wszystkie potrzebują stałego sygnału, na którym mogłyby nastawić urządzenia nawigacyjne.Jednak zorientował się, że mówi to na próżno.Kartr dawno już ruszył w poszukiwaniu pozostałych.Nie minęło wiele sekund, kiedy Zinga objął mikrofon swymi pazurami i wydał z siebie serię syczących dźwięków, które zupełnie nie przypominały ludzkiej mowy.Kiedy się zmęczył, Fylh zajął jego miejsce ćwierkając w mikrofon.Mimo to, za statkiem pędził kolejny czerwony punkt, tak szybko, jakby odległości kosmiczne nic dla niego nie znaczyły.Zora przyniosła manierkę z wodą, którą wypili pospiesznie.Podobnie się odżywiali - przełykali wszystko, co wciskano im w ręce, nie zwracając uwagi ani na to, co to było, ani jak smakowało.Statek patrolu mijał kolejne planety.Na pulpicie zapaliło się trzecie światełko.Zor przybiegł do nich podniecony.- Na niebie pojawił się niezwykły blask! - krzyknął piskliwie.Kartr zerwał się, żeby zobaczyć to na własne oczy, kiedy zatrzymał go sygnał ze statku.- Zadziałał promień pulsujący.Możemy go tu sprowadzić.Gdybyśmy mieli więcej czasu…Zinga porzucił mikrofon i wszyscy wybiegli na zewnątrz.Zor miał rację.Z dachu, tuż nad pulpitem, błyskało w przestrzeń oślepiające światło.- Jak to się… - zaczął Kartr.- Nie wiadomo - przerwał mu Dalgre.- W swoim czasie, byli świetnymi technikami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]