[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Inni poszli za jego przykładem.- Mów.- Mbejane rozkazał Hlubiemu.- Przyszliśmy krótszą drogą przez góry - wyjaśnił Hlubi.- Na pagórkach przed górami znaleźliśmy ścieżkę zrobioną przez wiele koni i idąc za nimi dotarliśmy do miejsca otoczonego skałami.Są tam Mabunu z bydłem i wozami.- Jak daleko jest to miejsce? - spytał niecierpliwie Sean.- Dzień drogi od nas.Jakieś trzydzieści mil.- Ilu Mabunu widzieliście? - zapytał Sean i Mbejane mu odpowiedział:- Tylu, ilu obozowało w miejscu, o którym ci mówiłem.Sean zdecydował, że to ma sens.Jan Paulus musiał podzielić swoje siły na mniejsze oddziały, żeby łatwiej zdobywać zapasy i kryć się aż do czasu, kiedy będzie potrzebować wszystkich ludzi.- Idziemy - zdecydował Sean i wstał.Eccles obudził się szybko.- Sierżancie, zwiadowcy znaleźli małe burskie komando, które rozbiło się obozem niedaleko stąd, za tymi górami.Niech ludzie siodłają konie.- Sir! - Wąsy Ecclesa, wygniecione przez sen, drżały jak u psa myśliwskiego.Kiedy obóz zaczął budzić się do życia, Sean dołożył drzewa do ognia.Siedząc przy żółtym, migającym świetle wyrwał stronę z notat­nika i poślinił koniec ołówka.Do wszystkich brytyjskich oddziałów w polu:Znalazłem obóz burskiego komanda liczącego 500 ludzi.Postaram się ich zatrzymać aż do przybycia posiłków.Doręczyciel będzie przewodnikiem.S.Courteney (Major)5 sierpnia, 1901 rok.Godzina 00.46.- Hlubi! - zawołał.- Nkosi!- Weź tę książkę - podał mu kartkę.- Tam są żołnierze.- Wskazał ręką na północ.- Zanieś im to.45.Zbici ciasno w kolumnę, z powozem podążającym z tyłu, Waleczni Skauci Courteneya jechali na południe, wśród sięgającej strzemion brązowej, zimowej trawy.Sean jechał na czele oddziału mając Saula za sobą i dwóch Zulusów badających teren przed nimi.Nachylił się w siodle i starał się przytrzymać obiema rękami trzepoczący na wietrze list od Ady.Jej delikatne, pokrzepiające słowa robiły na nim dziwne wrażenie, gdy wiedział, że niedługo weźmie udział w bitwie.Wyglądało na to, że na farmie wszystko jest w porządku.Akacje szybko dorastały, strzeżone przed pożarem, suszą czy chorobami.Ada zatrudniła pomocnika zarządcy, który pracował jedynie popołudniami, gdyż ranki musiał spędzać na nauce w szkole w Ladyburgu.Dirk otrzymał wysoką stawkę dwóch szylingów i sześciu pensów tygodniowo i był najzupełniej zadowolony z powierzonych mu obowiązków.Odrobinę trosk spowodowały oceny, które przyniósł na półrocze przed świętami Wielkiejnocy Średnie oceny Dirka były uzupełniane uwagami typu “Mógł uzyskać wyższą ocenę”, czy “Nie potrafi się skoncentrować”.Jego naukę dyrektor szkoły podsumował następującymi słowami: “Dirk jest zdolnym i lubianym chłopcem.Musi się jednak nauczyć panować nad swoimi uczuciami i przyłożyć do niektórych przedmiotów, nawet jeśli nie przypadły mu do gustu.”Ostatnio Dirk pobił się z chłopcem Petersonow, który był od niego starszy o dwa lata, i mimo ze był cały zakrwawiony i posiniaczony, wyszedł z tej walki zwycięsko.Sean wyczuł dobrze skrywaną dumę Ady w jej ocenzurowanym opisie bójki.Następne pół strony zajmowały wiadomości dyktowane przez Dirka, gdzie przyrzeczenia synowskiej miłości i posłuszeństwa przeplatały się zręcznie z prośbami o konia, strzelbę i zezwolenie na zakończenie kariery naukowej.Dalej Ada wspomniała, ze Garry niedawno wrócił do Ladyburga, ale nie miał jeszcze czasu jej odwiedzić.W końcu kazała mu dbać o swoje zdrowie, uprosiła Wszechpotęż­nego o opiekę nad jej synem, oznajmiła, ze oczekuje na jego szybki powrót do Lion Kop i zakończyła list wieloma pocałunkami.Sean złożył uważnie kartki i schował je do kieszeni.Kołysząc się w siodle pozwolił myślom na swobodny bieg Było tyle wątków, które wymykały mu się z rąk Dirk i Ada, Ruth i Saul, Garrick i Michael - i każdy napełniał go smutkiem.W pewnej chwili Sean obejrzał się na Saula i wyprostował w siodle.To nie był odpowiedni czas na takie rozmyślania.Wjechali właśnie do jednego z wąwozów, wspinającego się ku białym szczytom Drakensberg i jechali wzdłuż strumienia, którego brzegi opadały dziesięć stop do wody wesoło bulgoczącej pomiędzy okrągłymi głazami.- Nonga, jak daleko jeszcze? - zawołał Sean.- Już blisko, Nkosi.W dolinie biegnącej równolegle i oddzielonej dwiema skalistymi graniami od tej, którą jechał Sean ze swoim oddziałem, młody Bur zadał dokładnie to samo pytanie.- Wujku Paul, jak daleko jeszcze?Zanim odpowiedział na pytanie, generał Jan Paulus Leroux odwrócił się w siodle i spojrzał na liczące tysiąc ludzi komando, które prowadził do ukrytego w górach obozu Brodaci, ubrani w domowe stroje ludzie wypełniali szczelnie wąwóz Jechali na wymęczonych i chudych koniach, a jednak patrząc na nich Jan Paulus czuł dumę.Byli to weterani kilkudziesięciu bitew, zahartowani w ogniu walk, i odporni na wszystko, jak najlepsza stal.Jan Paulus przeniósł wzrok na jadącego obok chłopca - chłopca tylko z wieku, gdyż jego oczy były dorosłe i mądre.- Już blisko, Hennie.- Eccles, zatrzymamy się tutaj Niech ludzie napoją konie.Mogą popuścić popręgi, ale niech nie zdejmują siodeł.Żadnych ognisk Wolno im tylko usiąść i odpocząć.- Tak jest, sir.- Pojadę do przodu, zęby przyjrzeć się ich obozowi.Kiedy mnie nie będzie, rozdasz ludziom dodatkowo po sto sztuk amunicji.Sprawdźcie maximy.Powinienem wrócić za dwie godziny.- Kiedy ruszymy, sir?- Wyjedziemy po zapadnięciu zmroku.Chcę zając pozycję do ataku, jak tylko wstanie księżyc.Możesz to powiedzieć ludziom.Kiedy Sean i Nonga ruszyli piechotą w gorę doliny, ze szczytu grani obserwowało ich dwóch ludzi.Brodaci mężczyźni leżeli na ziemi schowani pomiędzy skałami.Jeden z nich na skórzanej kurtce nosił pas od pistoletu brytyjskiego oficera, ale obok niego na skale leżał karabin mauzer.- Wysłali szpiegów do obozu - szepnął jeden z nich.Jego towarzysz odpowiedział w taal:- Ja, musieli go wypatrzyć.- Pojedź szybko do wujka Paula i powiedz mu, ze mamy w zasięgu rąk trzystu żołnierzy dojrzałych do zerwania.Drugi Bur uśmiechnął się porozumiewawczo i zaczął się wyczołgiwać do tyłu.Kiedy był pewien, ze nie można go dostrzec z dołu, podbiegł do konia i poprowadził go kawałek do trawy, która zagłuszy tętent kopyt.Godzinę później Sean wrócił z rekonesansu.- Eccles, mamy ich - uśmiechnął się okrutnie do Saula i Ecclesa.- Obóz jest jakieś dwie mile przed nami, schowany w kotlinie pomiędzy wzgórzami.Sean przykucnął i wygładził dłonią ziemię przed sobą.- Zrobimy to w następujący sposób.- Zaczął rysować końcem gałązki w piasku.- To jest nasz wąwóz.Znajdujemy się tutaj.Tu jest ich obóz, a tu, tu i tu wzgórza.Tu jest wejście do kotliny.Umieścimy maximy w tym miejscu ze stu ludźmi poniżej.Chcę, żebyś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •