[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ronny wyłożył im swoje obliczenia.Kiedy skończył, na jego twarzy malował się uśmiech samozadowolenia.- Pan Sean Courteney jest tak rozciągnięty, jak to tylko możliwe.Jeden błędny krok, jedno małe potknięcie i bęc! - Wykonał gest, jakby coś odrąbywał.- Możemy poczekać!Wybrał cygaro ze skórzanego pudełka, którym zastąpiono srebrne, i zapalił.- Przy okazji, czy wiecie, że nie został jeszcze zwolniony z armii? A ponieważ tak, a nie inaczej toczą się ostatnio walki, na pewno potrzebują dobrych żołnierzy na froncie.Dla mnie ta jego noga wygląda zupełnie w porządku.Może słówko w odpowiednie ucho przyśpieszy sprawę.- Ronny był już zupełnie zadowolony z siebie.Cygaro smakowało wyśmienicie.36.Lekarze w szpitalu Greys zbadali Seana na tydzień przed świętami Bożego Narodzenia.Uznali, że kalectwo nie przekracza jednego procenta.Sean lekko pociągał nogą tylko wtedy, gdy był zmęczony.Orzeczenie lekarzy pozbawiało go wojennej renty inwalidzkiej i stwierdzało, że może natychmiast wrócić do czynnej służby.W tydzień po Nowym Roku 1901 nadszedł pierwszy list z wojska.Sean miał się bezzwłocznie stawić u oficera dowodzącego Natalskimi Strzelcami Konnymi - regiment ten wchłonął dawny Natalski Korpus Zwiadowców.Wojna w Afryce Południowej wkroczyła w nową fazę działań.W prowincji Transwalu i Wolnej Prowincji Oranje Burowie podjęli walkę partyzancką na niespotykaną dotąd skalę.Wojna wcale nie zmierzała do końca i ćwierćmilionowa armia wojsk brytyjskich znajdujących się w polu pilnie potrzebowała wsparcia Seana Courteneya.Sean napisał do dowództwa prosząc o przedłużenie urlopu i w odpowiedzi otrzymał list stwierdzający, że w przypadku niestawienia się w Johannesburgu przed pierwszym lutego 1901 roku zostanie uznany za dezertera.Dwa ostatnie tygodnie pobytu w domu wypełnione były gorączkowym załatwianiem najważniejszych spraw.Sean zdołał ukończyć rozpoczęte w maju poprzedniego roku sadzenie akacji na dziesięciu tysiącach akrów ziemi.Załatwił jeszcze jedną pożyczkę od Natalskiego Przedsiębiorstwa Akacjowego na rozwój plantacji.Remont i urządzanie domu na Lion Kop także dobiegły końca i Ada mogła przenieść się z domku na ulicy Protea, żeby zaopiekować się nową posiadłością pod nieobecność Seana.Na koniec Sean postanowił dokładnie obejrzeć swój majątek i jednocześnie się z nim pożegnać.Jadąc samotnie przez farmę miał okazję pomyśleć o kilku innych sprawach.Jego rozważania skoncentrowały się na córce.Jego pierwsza i jedyna córka.Miała już cztery miesiące.Nazywała się Storm i Sean jeszcze jej nie widział.Saul napisał mu długi i radosny list z frontu, gdzie z niecierpliwością oczekiwał przyjaciela.Sean oczywiście pogratulował mu córki i jednocześnie spróbował skontaktować się z Ruth.Napisał do niej wcześniej, a nie otrzymawszy odpowiedzi, zostawił nie dokończoną pracę na farmie i pojechał do Pietermaritzburga.Czekał cierpliwie przez cztery dni, przychodząc każdego ranka i wieczoru do domu państwa Goldberg, ale Ruth zawsze była niedysponowana albo już wyszła.Napisał jej krótki list pełen gorzkich wymówek i wrócił do domu.Pogrążony w niewesołych myślach jechał teraz przed siebie pomiędzy nie kończącymi się rzędami młodych drzewek porastających wzgórza Lion Kop.Starsze, zasadzone dziewięć miesięcy wcześniej, pięły się wyraźnie w górę.Drobne gałązki pokryte zielonymi listkami sięgały mu już do pasa.Było to osiągnięcie wręcz niewyobrażalne: dziewięć miesięcy ciężkiej pracy dwóch tysięcy Murzynów.Wreszcie wszystko zostało ukończone.Sean zatrzymał pięćdziesięciu Zulusów, którzy pod nadzorem Ady mieli doglądać drzewek i strzec ich przed ogniem.W zasadzie nie było przy nich większej pracy: sadzonki potrzebowały czterech lat, żeby wyrosnąć na wysokość pozwalającą na okorowanie.Sean był tak pochłonięty rozważaniem wszystkich swoich problemów, że nie zauważył, kiedy minął granice Lion Kop i jechał dalej ścieżką ciągnącą się u podnóża skarpy.Przejechał przez drogę, a następnie przeciął linię kolejową.Dobiegł go szmer Białych Wodospadów zmieszany z szeptem wiatru w trawie.Z zamyślenia wytrącił go promyk słońca odbity od spadającej z wysokich skał Wody.Drzewa akacjowe właśnie rozkwitały.Pokryte złotą mgłą drobnych kwiatków rzucały na ziemię przyjemny cień.Przekroczył rzekę poniżej sadzawki utworzonej pod wodospadami.Skarpa osłonięta gęstym lasem porastającym wąwozy wznosiła się stromo na wysokość tysiąca stóp i rzucała głęboki cień.Małe rozlewisko było gęsto obrośnięte paprociami i zielonym mchem, a skały wystające nad powierzchnią stały ciemne i śliskie od rozpryskujących się strumieni wody.Osłonięte od słońca miejsce było wypełnione chłodnym powietrzem, zaś wokół rozlegał się grzmot kipiącej, białej jak welon wody.Seana przeszły dreszcze i pogonił konia, żeby jak najszybciej wrócić na grzbiet skarpy.Zdał sobie nagle sprawę, dokąd przywiódł go instynkt.Niepokój przygnał go do jego pierwszego domu.Znajdował się na ziemi Courteneyów, która rozpościerała się daleko przed nim aż do rzeki Tugeli.W miarę wspinania nachodziła go coraz większa nostalgia.W końcu osiągnął krawędź wzniesienia i stał przez dłuższą chwilę, przyglądając się całej posiadłości Theunis Kraal.Wzrokiem wyszukiwał punkty, które coś dla niego znaczyły: dom z ustawionymi na tyłach stajniami i pomieszczeniami dla służby, wygony dla stadniny, na których pasły się konie, stożkowate zbiorniki na wodę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]